Witam, co tam u was, koszyczki poświęcone?
Jako fan kokosa w letnich perfumach chciałbym odpowiedzieć o swoim ostatnim odkryciu i jednocześnie odnalezieniu swojego Świętego Graala z tymże składnikiem.
Po nieudanych próbach z JPG Le Beau/ Le Parfum które jednak są dla mnie zbyt słodkie przez tonkę, oraz Still Life in Rio przez to że... pachniały jak jakieś cytrusowe perfumy z ejwonu przyszedł czas na coś droższego. Wypróbowałem wtedy Nishane Fan Your Flames, które mimo że jest fajne to jednak w 100% zimowe, wypróbowałem też Creeda Virgin Island Water który naprawdę mi sie podobał, gdyby nie ta katastrofalnie słaba trwałość, oraz oczywiście TF Soleil Blanc który niestety wyraźnie skręcał w kobiecą stronę.
Simone Andreoli Malibu Party in the Bay to zakochanie od pierwszego niuchnięcia. Na pierwszy ogień wlatują zajebiste orzeźwiające cytrusy (głównie limonka i cytryna), które rozwalają mi łeb swoją naturalnością, zapach po około 30 minutach przekształca się w kokosową bestie która kojarzy mi się z popijaniem drinków z palemką na rajskiej wyspie, z piaskiem, morska bryzą , wiecie o co chodzi. Kokos w tych perfumach jest dokładnie taki jaki chciałem żeby byl- orzeźwiający, nie ulepny, nie pachnący jak jakiś olejek do opalania. Parametry jak na coś letniego są naprawdę dobre bo jest na mnie wyczuwalny przez 7-8h.
Oczywiście prędzej czy później wleci flaszka, więc szykujta się na rozbiórkę. ( ͡º ͜ʖ͡º)
Cena niestety nie jest niska, bo za flakon zwykle trzeba dać 650-700zł, natomiast biorąc pod uwagę droższego Creeda którego nie oszukujmy się - Malibu w jakimś stopniu przypomina, jest to lepsza i tańsza opcja.
Dziękuję za uwagę i stay tuned.
#perfumy
Jako fan kokosa w letnich perfumach chciałbym odpowiedzieć o swoim ostatnim odkryciu i jednocześnie odnalezieniu swojego Świętego Graala z tymże składnikiem.
Po nieudanych próbach z JPG Le Beau/ Le Parfum które jednak są dla mnie zbyt słodkie przez tonkę, oraz Still Life in Rio przez to że... pachniały jak jakieś cytrusowe perfumy z ejwonu przyszedł czas na coś droższego. Wypróbowałem wtedy Nishane Fan Your Flames, które mimo że jest fajne to jednak w 100% zimowe, wypróbowałem też Creeda Virgin Island Water który naprawdę mi sie podobał, gdyby nie ta katastrofalnie słaba trwałość, oraz oczywiście TF Soleil Blanc który niestety wyraźnie skręcał w kobiecą stronę.
Simone Andreoli Malibu Party in the Bay to zakochanie od pierwszego niuchnięcia. Na pierwszy ogień wlatują zajebiste orzeźwiające cytrusy (głównie limonka i cytryna), które rozwalają mi łeb swoją naturalnością, zapach po około 30 minutach przekształca się w kokosową bestie która kojarzy mi się z popijaniem drinków z palemką na rajskiej wyspie, z piaskiem, morska bryzą , wiecie o co chodzi. Kokos w tych perfumach jest dokładnie taki jaki chciałem żeby byl- orzeźwiający, nie ulepny, nie pachnący jak jakiś olejek do opalania. Parametry jak na coś letniego są naprawdę dobre bo jest na mnie wyczuwalny przez 7-8h.
Oczywiście prędzej czy później wleci flaszka, więc szykujta się na rozbiórkę. ( ͡º ͜ʖ͡º)
Cena niestety nie jest niska, bo za flakon zwykle trzeba dać 650-700zł, natomiast biorąc pod uwagę droższego Creeda którego nie oszukujmy się - Malibu w jakimś stopniu przypomina, jest to lepsza i tańsza opcja.
Dziękuję za uwagę i stay tuned.
#perfumy
@Lekofi Zachęciłeś, do momentu kokosowej bestii XD
Czekam na rozbiórkę :-)
@Lekofi duże różnice czujesz wg VIW?
@nigerian_prince nie, jest podobny, ale taki bardziej "z jajem". Składniki są wyraźniejsze.
@nigerian_prince @Lekofi No jak nie czuć, przecież to dwa inne zapachy. VIW jest bardziej kokosowy, delikatny, naturalny. Malibu jebie atamowo limonką po nosie i jest znacznie bardziej chemiczny. Też fajny zapach, ale w nim te składniki są wywrócone do góry nogami.
Zaloguj się aby komentować