Najpierw polazłem na wodospad Njupeskär. Ostatnia część trasy niby zamknięta, ale kto mi zabroni
Potem stwierdziłem że zrobię kółko i wrócę do auta na około, nad wodospadem. Problemy zaczęły się już na samym podejściu, gdzie trzeba było włazić na czworaka i wybijać sobie miejsca na buty w śniegu. No ale dobra, wlazłem. Swoją drogą oznaczenia szlaków tam to jest jakaś kpina - „Björn, piźnij trochę pomarańczowego szpreju na kamienie” „A jak spadnie śnieg?” „Jak spadnie śnieg to nie będzie to nasza wina”. Idzie się po omacku z gps, próbując trafić w szlak. No ale dobra, jestem nad wodospadem, przechodzę mostkiem nad potokiem, i lezę dalej (oczywiście na płaskowyżu śniegu po pół metra, i często ląduje się nogami po kolana w nim). Problem zaczął się przy złażeniu niżej, gdzie na zboczach zalegało jeszcze więcej śniegu, a szlak szedł trawersem. W pewnym momencie stwierdziłem że nie ma żadnego sensu dalsze uparte parcie w przemoczonych już i tak butach, skoro nie mam pewności że dalej teren nie będzie jeszcze bardziej stromy i zasypany. Zdecydowałem się więc na taktyczny zjazd na dupie
Bilans wg stravy to niecałe 7km i 251m przewyższeń. Zdjęć z zejścia niestety nie mam, bo nie myślałem o niczym innym jak tylko zejściu na dół płaskowyżu.
#podroze #szwecja #mojezdjecie
Kolejna część to wejście na Lillnipen.
Zapakowałem się, buty wrzuciłem na miejsce pasażera na podłogę żeby się suszyły (nie powiem, przez 50 min jazdy golf wysuszył je bardzo ładnie!), no i dotarłem na kolejny parking. Mina mi zrzędła jak zobaczyłem znowu całą trasę zajebaną śniegiem. No ale nic, wyżej na pewno będzie lepiej.
Nie było xd
całe podejście z parkingu zimowego na letni było zawalone śniegiem, z kilkoma miejscami gdzie słoneczko przygrzało mocniej i śnieg już stopniał. Jednak tam gdzie nie stopniał człowiek idąc po jego powierzchni potrafił wpaść nagle po pas, i musiał gramolić się na czworaka z użyciem rąk, które też od razu wpadały pół metra niżej. No ale nic, buty przemoczone po raz drugi tego samego dnia, więc stwierdzając że gorzej już nie będzie dolazłem na górny parking. Tam korzystając z uprzejmości kogoś kto podchodził na górę przede mną, skorzystałem z jego śladów, także samo podejście na „szczyt” nie było już tak tragiczne, również za sprawą coraz większych płatów odkrytego terenu. Sama górka fascynująca nie jest, ale z racji że tamte rejony są w zasadzie płaskie jak klucz 16 (poza kilkoma wybrzuszeniami) to można objąć wzrokiem całkiem niezły kawałek terenu. Było również świetnie widać porządne już norweskie góry.
Po herbatce na górze, znów korzystając ze śladów grupy ludzi schodzących przede mną (cała ósemka, wyglądali jak drużyna pierścienia po wyjściu z morii
Na sam koniec pojechałem jeszcze na granicę z Norwegią (bo czemu niby nie - teraz mogę mówić że byłem w Norwegi!), i na tym kończąc wróciłem do siebie.
Minus? Nie zobaczyłem żadnego łosia czy innego renifera. Nawet głupiego zająca
@maciekawski ładne widoczki i śnieg
@maciekawski Miałem okazję być tam latem. Pozdro!
@golden-skull mam w planach pojechać tam znowu za miesiąc czy dwa znowu, żeby obejść więcej terenu - tyle że bez śniegu po pas
Zaloguj się aby komentować