Taka trochę #nostalgia
Teraz tak siedząc w sobotę przypomniało mi się jak spędzałem czas jako 11 latek i jako dziecko dzisiaj uważany byłbym za patologię i jak opowieści z barem byłbym odebranym rodzicom. Tak zbieraliśmy po śmietnikach i było to dla nas normalne.
Wstawaliśmy około 7 rano, śniadanie serek homogenizowany truskawka i bułka z piekarni. 2 złote od mamy na picie, i wylotka na plac. Punkt docelowy boisko otoczone oponami samochodowymi i siatką metalową po obu stronach. 50 groszy standardowo wleciało w słonecznik, siedząc na oponie oczekiwałem na kumpli. Ok pierwszy przychodzi marionetka, młodszy o dwa lata, ojciec największy patus w miasteczku, daje mu garść słoniola i siedzimy dubiemy. Marionetka opowiada mi o nowych koszulkach jakie zdobył ( Zbieraliśmy paczki papierosów, i z góry klapy robiliśmy coś na kształt koszulek w tych latach "śmieciowe" zbieractwo to była nasza jedyna pasja. Bo nie wymagała kasy, a chodzenia i na dzisiejsze czasy mówiąc dropienia w różnych punktach. Zbieraliśmy koszulki z fajek, kapsle z piwa, oraz ciekawe grafiki z różnych magazynów, gazet które wycinaliśmy i przyklejaliśmy do specjalnych zeszytów coś jak zbieranie memów do folderów). Ok około godziny 9 dochodzi do nas Uszaty i Pudzian. I jak w sobotę szliśmy szlakiem, ulicznych śmietników, dochodząc do parku zbierając puszki, butelki i makulaturę oraz korki z produktów z firmy coca cola które wymieniało się na misie w zimie a latem na ręcznik czy płyty. Uszatego ojciec wyspawał taki wózek że nie musieliśmy nosić, tylko na zmianę go prowadziliśmy. Pudzian zawsze też prowadził za Marionetkę, bo młody, słaby a Pudzian jak sama nazwa wskazuje jarał się nim i był największy z paki i bronił nas wszystkich, jako 12 latek był postrachem nawet u dużo starszych kolegów. Przy domu kultury mieliśmy taki śmietnik ala czołg, nie wiem czy ktoś kojarzy. Taki kontener że klapy otwiera się jak właz do czołgu, no i ja zazwyczaj w nim nurkowałem z Uszatym i wyrzucaliśmy fanty na zewnątrz. Mario z Pudzianem zbierali do wózka, jakieś puszki, butelki, makulatura a czasem takie fanty jak wyrzucone prace z plasteliny, plastelina zawsze się przyda. Czasem jakieś stare długopisy, kredki stare. Kiedy zaliczyliśmy dom kultury następny przystanek był tak zwany akademik, był tak mega tani hostel w którym często mieszkali albo robotnicy robiący w miejscowości jakieś prace, albo studenci którzy do Krakowa mieli pociągiem 15 minut. Tak to była masa skarbów, czasem jakieś ubrania, narzędzia, kwiaty doniczkowe, piłki no dużo szło znaleźć, a najlepsze były tak zwane "Dary". Dary to był karton po kolesiu/kolesiach który po prostu wyjechał i nie opłacił pokoju i wyrzucali wszystkie przebrane rzeczy. Bo wiadomo że lepsze zgarnął właściciel. Często można było tam znaleźć fajne ubrania, jak np oryginale buty, słodycze oczywiście tylko te zamknięte graliśmy, czy jakieś zupki chińskie, gorące kubki, galaretki. Największym naszym znaleziskiem spodnie w których było 200 zł. (kupiliśmy do klubu 14 calowy telewizor). Po Akamediku, odwiedzaliśmy miejscowy skup surowców wtórnych. Tam Janko witał nas zawsze hasłem młode wilki, i sprzedawaliśmy puszki, butelki, makulaturę, czasem jakiś złom. On wiedział że dzielimy się na 4, to zawsze wydawał nam kasę już podzieloną żeby nie kombinować. Po wyjściu zanosiliśmy wózek jak i rękawice do bazy w piwnicy. Umyliśmy się w naszej bazie (był to chlewik równoległy do warsztatu ojca Uszatego, więc nawet w zimę było to ogrzewane. Mało tego mieliśmy tam też kibel oraz umywalka, masę godzin spędziliśmy żeby z nory, wyszło taki fajny klub do którego tylko my w czwórkę mieliśmy dostęp) Potem sklep, tam każdy kupował swój prowiant. Jak było więcej kasy to kupowaliśmy coś by było w klubie, jakiś sprzęt czy zapas jedzonka jak zupki, gorące kubki, mielonki w puszkach, no wiadomo że każdy miał z nas dom, ale wiedzieliśmy że z Mario i jego pato ojcem nie zawsze jest kolorowo i robiliśmy to głównie z myślą o nim. Czasami też w niedziele organizowaliśmy sobie wycieczki za kasę np do Krakowa, gdzie zwiedzaliśmy i szliśmy np na hamburgera po 6 zł. Popołudnie kończyliśmy wizytą u Waldka, był to wujek Pudziana który pracował jako cieć na hurtowni. I miał dostęp do złotego gralla, śmietnika hurtowni. No i z tego śmietnika często można było np znaleźć chipsy dwa dni po terminie, jakieś chińskie gadżety które się nie sprzedawały a trzeba było zrobić miejsce na coś bardziej dochodowego. Ale często też nie było nic, oprócz rozjebanych rzeczy i tony papierów. A niestety nie mogliśmy ich brać na makulaturę, bo były jakieś dane, faktury itd. Potem resztę dnia spędzaliśmy zależności do pogody. Nad wodą, graliśmy w piłkę, braliśmy w kosza, graliśmy na pegazusie w klubie, oglądaliśmy tv, poszliśmy spuścić komuś wpierdol że ktoś miał problem do Mario, Robiliśmy wyzwania strongman dla pudziana i tak do 18 gdzie wracaliśmy do domu na obiadokolacje i spać. Ehh tęsknie za tymi czasami. Dzisiaj ja Przegryw, Mario siedzi w Holandii w gówno pracy nawet już nie wraca jak czasem z nim piszę to mówi byle się naćpać i najebać, Pudzian nie żyje rozbił się po pijaku swoim bmw, Uszaty masa długów niepełnosprawne dziecko i żona która poskakała po każdym chuju.
Ehh chciałbym nawet w śnie przeżyć znowu taką jedną sobotę.
Teraz tak siedząc w sobotę przypomniało mi się jak spędzałem czas jako 11 latek i jako dziecko dzisiaj uważany byłbym za patologię i jak opowieści z barem byłbym odebranym rodzicom. Tak zbieraliśmy po śmietnikach i było to dla nas normalne.
Wstawaliśmy około 7 rano, śniadanie serek homogenizowany truskawka i bułka z piekarni. 2 złote od mamy na picie, i wylotka na plac. Punkt docelowy boisko otoczone oponami samochodowymi i siatką metalową po obu stronach. 50 groszy standardowo wleciało w słonecznik, siedząc na oponie oczekiwałem na kumpli. Ok pierwszy przychodzi marionetka, młodszy o dwa lata, ojciec największy patus w miasteczku, daje mu garść słoniola i siedzimy dubiemy. Marionetka opowiada mi o nowych koszulkach jakie zdobył ( Zbieraliśmy paczki papierosów, i z góry klapy robiliśmy coś na kształt koszulek w tych latach "śmieciowe" zbieractwo to była nasza jedyna pasja. Bo nie wymagała kasy, a chodzenia i na dzisiejsze czasy mówiąc dropienia w różnych punktach. Zbieraliśmy koszulki z fajek, kapsle z piwa, oraz ciekawe grafiki z różnych magazynów, gazet które wycinaliśmy i przyklejaliśmy do specjalnych zeszytów coś jak zbieranie memów do folderów). Ok około godziny 9 dochodzi do nas Uszaty i Pudzian. I jak w sobotę szliśmy szlakiem, ulicznych śmietników, dochodząc do parku zbierając puszki, butelki i makulaturę oraz korki z produktów z firmy coca cola które wymieniało się na misie w zimie a latem na ręcznik czy płyty. Uszatego ojciec wyspawał taki wózek że nie musieliśmy nosić, tylko na zmianę go prowadziliśmy. Pudzian zawsze też prowadził za Marionetkę, bo młody, słaby a Pudzian jak sama nazwa wskazuje jarał się nim i był największy z paki i bronił nas wszystkich, jako 12 latek był postrachem nawet u dużo starszych kolegów. Przy domu kultury mieliśmy taki śmietnik ala czołg, nie wiem czy ktoś kojarzy. Taki kontener że klapy otwiera się jak właz do czołgu, no i ja zazwyczaj w nim nurkowałem z Uszatym i wyrzucaliśmy fanty na zewnątrz. Mario z Pudzianem zbierali do wózka, jakieś puszki, butelki, makulatura a czasem takie fanty jak wyrzucone prace z plasteliny, plastelina zawsze się przyda. Czasem jakieś stare długopisy, kredki stare. Kiedy zaliczyliśmy dom kultury następny przystanek był tak zwany akademik, był tak mega tani hostel w którym często mieszkali albo robotnicy robiący w miejscowości jakieś prace, albo studenci którzy do Krakowa mieli pociągiem 15 minut. Tak to była masa skarbów, czasem jakieś ubrania, narzędzia, kwiaty doniczkowe, piłki no dużo szło znaleźć, a najlepsze były tak zwane "Dary". Dary to był karton po kolesiu/kolesiach który po prostu wyjechał i nie opłacił pokoju i wyrzucali wszystkie przebrane rzeczy. Bo wiadomo że lepsze zgarnął właściciel. Często można było tam znaleźć fajne ubrania, jak np oryginale buty, słodycze oczywiście tylko te zamknięte graliśmy, czy jakieś zupki chińskie, gorące kubki, galaretki. Największym naszym znaleziskiem spodnie w których było 200 zł. (kupiliśmy do klubu 14 calowy telewizor). Po Akamediku, odwiedzaliśmy miejscowy skup surowców wtórnych. Tam Janko witał nas zawsze hasłem młode wilki, i sprzedawaliśmy puszki, butelki, makulaturę, czasem jakiś złom. On wiedział że dzielimy się na 4, to zawsze wydawał nam kasę już podzieloną żeby nie kombinować. Po wyjściu zanosiliśmy wózek jak i rękawice do bazy w piwnicy. Umyliśmy się w naszej bazie (był to chlewik równoległy do warsztatu ojca Uszatego, więc nawet w zimę było to ogrzewane. Mało tego mieliśmy tam też kibel oraz umywalka, masę godzin spędziliśmy żeby z nory, wyszło taki fajny klub do którego tylko my w czwórkę mieliśmy dostęp) Potem sklep, tam każdy kupował swój prowiant. Jak było więcej kasy to kupowaliśmy coś by było w klubie, jakiś sprzęt czy zapas jedzonka jak zupki, gorące kubki, mielonki w puszkach, no wiadomo że każdy miał z nas dom, ale wiedzieliśmy że z Mario i jego pato ojcem nie zawsze jest kolorowo i robiliśmy to głównie z myślą o nim. Czasami też w niedziele organizowaliśmy sobie wycieczki za kasę np do Krakowa, gdzie zwiedzaliśmy i szliśmy np na hamburgera po 6 zł. Popołudnie kończyliśmy wizytą u Waldka, był to wujek Pudziana który pracował jako cieć na hurtowni. I miał dostęp do złotego gralla, śmietnika hurtowni. No i z tego śmietnika często można było np znaleźć chipsy dwa dni po terminie, jakieś chińskie gadżety które się nie sprzedawały a trzeba było zrobić miejsce na coś bardziej dochodowego. Ale często też nie było nic, oprócz rozjebanych rzeczy i tony papierów. A niestety nie mogliśmy ich brać na makulaturę, bo były jakieś dane, faktury itd. Potem resztę dnia spędzaliśmy zależności do pogody. Nad wodą, graliśmy w piłkę, braliśmy w kosza, graliśmy na pegazusie w klubie, oglądaliśmy tv, poszliśmy spuścić komuś wpierdol że ktoś miał problem do Mario, Robiliśmy wyzwania strongman dla pudziana i tak do 18 gdzie wracaliśmy do domu na obiadokolacje i spać. Ehh tęsknie za tymi czasami. Dzisiaj ja Przegryw, Mario siedzi w Holandii w gówno pracy nawet już nie wraca jak czasem z nim piszę to mówi byle się naćpać i najebać, Pudzian nie żyje rozbił się po pijaku swoim bmw, Uszaty masa długów niepełnosprawne dziecko i żona która poskakała po każdym chuju.
Ehh chciałbym nawet w śnie przeżyć znowu taką jedną sobotę.
@Neetowiec Ale taguj #pasta
@LukB jak to nie pasta tylko moje wspomnienia
@Neetowiec No tak było nie zmyślam.jpg ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@LukB tak było
bez akapitów nie podołam
@Neetowiec jeżeli to wszystko prawda to w sumie żaden z ciebie przegryw, w porównaniu z kolegami to jesteś w najlepszej sytuacji
Zaloguj się aby komentować