Rosyjski bloger komentuje pogłoski rosyjskiej propagandy o T14 Armata na front Ukrainy i dlaczego raczej go nie zobaczymy w realnej walce
hejto.plTłumaczenie:
"Nie będzie Armaty. Można się rozejść
Armata stała się już właściwie przysłowiową nazwą, oznaczającą albo długi projekt konstrukcyjny, albo oderwaną od rzeczywistości próbę zrobienia czegoś od podstaw. Podobnie jak "Koalicja" [2S35 Koalicja - haubica], "Kurganec" [Kurganiec-25 - BWP], "Buriewiestnik" [9M730 Buriewiestnik - rakieta manewrująca] i inne "niezrównane" twory.
Spróbujmy odpowiedzieć na elementarne pytanie: czy armia rosyjska może dysponować, powiedzmy, dwustoma [T14 Armata]? To dwa pułki czołgów, innymi słowy praktycznie dywizja czołgów. Siła uderzeniowa, bo te pojazdy przełamujące mogą próbować mieć znaczący wpływ na sytuację w SWO [wojnie na Ukrainie]
Cały problem polega na tym, że masowa produkcja Armaty jest obecnie niemożliwa z wielu powodów. Sytuacja jest taka, że nie ma dla czołgu... jednak łatwiej powiedzieć co do niego jest.
Silnik
Tutaj pozwolę sobie na małą wycieczkę historyczną. W 1931 roku w murach Charkowskiej fabryki lomokotywowej, z plejadą utalentowanych i błyskotliwych radzieckich inżynierów F. I. Czołpanow, T. P. Czupachin, J. E. Wichman, I. J. Traszutin stworzyłi czołgowy silnik Diesla W-2. Ten sam silnik, który stał się sercem T-34, KW-1, KW-2 i IS-1.
W-2 odniósł taki sukces, że WSZYSTKIE rosyjskie pojazdy pancerne od W-84 (T-72), W-92S2F (T-72B3, T-90) do UTD-20 (BMP-1 i BMP-2) i UTD-29 (BMP-3) stanowią kolejne modernizacje tego silnika. I można długo chwalić W-2 lub odwrotnie, wątpić w jego możliwości jako nowoczesnego silnika, ale faktem jest, że prawie wszystkie rosyjskie pojazdy pancerne są poruszane przez ten silnik. Prosty, ale niezawodny i opanowany do granic możliwości.
Silnik A-85-3A Armata nie ma nic wspólnego z W-2. Został stworzony przez Transdiesel [rus. Трансдизель] na początku lat 90-tych jako jednostka dla tłoczenia ropy i gazu w stacjach kompresji, na bazie niemieckiego silnika w kształcie litery X Simmering SLA 16, aka Porsche Tour 212, stworzonego jako silnik do Tygrysa i Tygrysa Królewskiego. To prawda, że przodek był 16-cylindrowy, ale to, zgodzicie się, jest nieistotne.
Ale z jakiegoś powodu A-85-3 czy 12H360 nie pasowały i postanowiono je wypróbować jako napęd dla obiecującego czołgu T-95, który zresztą można śmiało nazwać przodkiem Armaty, bo układ był taki sam: trzyosobowa kapsuła i prawie pusta wieżyczka.
Silnik ten otrzymał nazwę A-85-3.
Silnik [A-85-3] w kształcie litery X, 12-cylindrowy, o deklarowanej mocy maksymalnej około 1800 KM, w trybie normalnym około 1500 KM o masie około 1550 kg, czyli o 500 kg więcej niż masa W-92. Z wad - ciężki, skomplikowany, zawodny.
Silnik był wielokrotnie demonstrowany na różnych wystawach, ale nie zdołał nikogo zainteresować. "Uralwagonzawod" postawił na unikalne rozwiązanie problemu silnika - zbudować pod niego nowy czołg.
"Armata" wpadła w pułapkę napędową, ponieważ A-85-3, do którego czołg był przeznaczony, miał zupełnie inne wymiary niż W-92, a w razie awarii zastąpienie A-85-3 starym i sprawdzonym W-92 było niemożliwe.
Swoją drogą, tak właśnie było, gdy w 2014 roku próbowano zastąpić A-85-3 silnikami z Jarosławia. W sposób eksperymentalny, ale nie udało się. Również zespół automatycznej skrzyni biegów z silnikiem jest problemem w takiej próbie wymiany.
Ostatecznie zdecydowano się na zachowanie A-85-3A, z którym czołg porusza się zadowalająco tylko pod osłoną grupy techników i inżynierów. Co do masowej produkcji, to tam też nie wszystko było idealne. Choć A-85-3A nie jest nowy, ale przez 30 lat nie opanowano i nie naprawiono problemów jego produkcji z powodu braku zapotrzebowania na ten silnik.
W dodatku silnik można tu wykończyć, bo W-92 wygląda na jego tle jak standard niezawodności i prostoty. Choć A-85-3A nie jest tak stary jak W-92, to jednak jest prawie 15 lat różnicy na korzyść niemieckiego prototypu, ale jednak: przez 90 lat istnienia W-2 i jego potomków silnik ten został przetestowany w pełni. Nie można tego powiedzieć o A-85.
Teraz już wiadomo, dlaczego UWZ [UralWagonZawod] produkuje T-72/T-80/T-90 i nie chce podstemplować Armat? Firma po prostu nie ma takiej liczby załóg fabrycznych, które będą naprawiać silniki w terenie. "Surowe" silniki, które nie były poprawnie produkowane.
O automatycznej skrzyni biegów nie chce się mówić. Nie ma do niej danych, czyje ręce ją wykonały, ale fakt, że automatyczna skrzynia biegów zaczęła pojawiać się w rosyjskich samochodach po sprzedaży zakładów samochodowych zagranicznym firmom, wiele mówi. Jest to rozwiązanie podobne do niemieckich automatycznych skrzyń biegów stosowanych w rosyjskich ciężarówkach wojskowych.
Zdolności produkcyjne to osobna sprawa. Po prostu ich nie ma. Istniał program budowy nowej linii produkcyjnej dla Armaty, ale no cóż. Rozdysponowano pieniądze, i to nie małe pieniądze (padła liczba 64 mld rubli), za które wybudowano fabryki i podpisano kontrakty... z zachodnimi producentami obrabiarek. Którzy z więlką przyjemnością wzięli pieniądze i nie dostarczyli sprzętu z powodu sankcji. Na tym koniec: fabryka niby jest, ale maszyn nie ma.
Dlatego wszystko, co UWZ może zaoferować, to ręczny montaż T-14 kawałek po kawałku w półdzikim warsztacie doświadczalnym. A przede wszystkim jest to spowodowane koniecznością produkcji T-90M w warunkach wojennych, zmodernizowania T-90M do poziomu T-90MS, nie zapominając o T-72, który też wymaga modernizacji.
A tu sprawa jest prosta: o ile w ZSRR czołgi były produkowane w kilku zakładach, to teraz lwia część obciążenia przypada na Uralwagonzawod. "Omsktransmasz" tu na pewno nie pomoże, bo zakład zajmuje się innymi zadaniami.
Elektronika
Tak, te wszystkie pokrętne i obskurne pudełka z podłączonymi do nich ekranami - z tym też ogromne problemy.
O francuskich termowizorach już zapomnieliśmy, a o mikroelektronice, na której opierają się te wszystkie pudełka, nikt tak naprawdę nie wie, ale ponieważ sami niczego nie produkujemy, i to od dawna, nie powinniśmy się spodziewać tutaj żadnych "przełomów". Bo wszystkie "przełomy" tutaj prowadzą do "Ali-Expressu".
Można zrozumieć, jak trudno jest krajowym producentom sprzętu, takim jak Szwabe [rus. Швабе], Cyklona [rus. Циклона] i Katoda [rus. Катода], pracować w takich warunkach, kiedy zwykłe łańcuchy dostaw upadły. "Nie trzeba nic produkować, wszystko kupimy". Za tę politykę, prowadzoną od początku lat 2000, płaci się instalowaniem chińskich cywilnych mikroprocesorów w sprzęcie wojskowym (a wojskowe [Chińczykom] im też [te wojskowe] są potrzebne), które po prostu nie gwarantują odpowiedniej jakości urządzeń.
Okrągły radar dopplerowski z anteną ze skanowaniem fazowym, który był "feature" "Afganita", kamery dookólne HD na podczerwień, fotokatody ultrafioletowe do namierzania kierunków pocisków, cyfrowa stacja łączności z ujednoliconm systemem zarządzania taktycznego i inna bardzo przydatna elektronika stoją pod wielkim znakiem zapytania, bo dostęp do elementarnych podstaw jest zamknięty sankcjami.
I choćby tylko z mikroukładami... Ale nawet bez sankcji dzieją się w Rosji takie rzeczy jak zakłócenie pracy Gosoboronzakazu (Państwowe Zamówienia Obronne) w wołgogradzkich zakładach Krasny Oktiabr [Красный Октябрь], produkujących m.in. pancerze czołgowe. "Krasny Oktiabr" już w 2018 roku ogłosił upadłość, jego właściciel Dmitrij Gerasimenko jest poszukiwany na arenie międzynarodowej za sprzeniewierzenie 65 mln dolarów kredytu i wyprowadzenie za granicę 6,2 mld rubli. Ale te poszukiwania nie pomogą zakładowi, przedsiębiorstwo niby zaczęło pracować, ale rozumiecie, jak niestabilna jest praca pod nadzorem. Ileż to fabryk nastawionych na wojsko w naszym kraju nie wstało z kolan.
I próbują nam sprzedać ten czołg, który jeszcze nie jest czołgiem, jako "cudowną broń" właśnie zgodnie z instrukcjami po propagandzie z 1945 roku. Mówią, że teraz przyjdzie "Armata" i zrobi porządek [nierealne do przetłumaczenia, aby miało taki sens, jakim widzą go Rosjanie, ale jest taki rosyjski polityczny głośny slogan "придет, порядок наведет" oznaczający właśnie, że ktoś przyjdzie i "zrobi porządek" i zwykle to są puste słowa]. Podobno Armata będzie podawać oznaczenia celów innym czołgom, T-90 i T-72 bezpośrednio na polu walki! Jest to sieciocentryczna zasada prowadzenia wojny.
Pojawia się jednak pytanie: jak "Armata" to zrobi? Za pomocą najnowocześniejszego radia R-123? W trybie głosowym? No bez dwóch zdań... Radar pozwoli na wykrywanie celów, a radiostacja pozwoli dowódcy czołgu na podawanie oznaczeń celów innym pojazdom.
Ale sorry, coś tu jest zbędne.
W armii rosyjskiej teoretycznie (sam widziałem na wystawach. Jak z tym jest w jednostkach SWO [wojny na Ukrainie] - brak o tym informacji) istnieje taki pojazd jak PRP-4A "Argus", przeznaczony specjalnie do obserwacji terenu.
"Argus" jest wyposażony w całkiem przyzwoity radar 1L-120-1, który może wykrywać cele w deszczu, śniegu i dymie, określać współrzędne i kierować na nie artylerię. Czołg można wykryć w odległości do 16 km, mniejsze cele w mniejszej odległości, ale nawet grupę piechurów w jeepie można pewnie "wyłowić" z odległości 10 km. Wystarczy, by wycelować broń, prawda?[...]
Tu nie należy zapominać, że jeśli "Armata" może widzieć wroga za pomocą radaru, to wróg, co charakterystyczne, może również widzieć "Armatę". W importowanych odpowiednikach opartych na radarach wymyślono nawet tryby redukcji mocy nadajnika w zależności od bliskości celu, tak aby nie demaskować źródło.
Ale u nas postanowili jednak w ogóle o tym nie myśleć, tylko pozwolić "światłu" świecić z pełną mocą! To, że czołg będzie tylko doskonałym celem — z jakiegoś powodu nikt nie chce o tym mówić. Ale będzie. A na ten czołg zacznie lecieć wszystko, co możliwe, od 125 mm do 7,62 mm.
"Armata" przyjechała, została wykryta za pomocą radaru ([sarkazm] oczywiście po drugiej stronie [u Ukraińców] nie ma nic takiego, wszyscy nadal biegają tam z karabinami od Garanda), przyjęła na swoje ciało wszystkie możliwe kalibry (najstraszniejsze - 12,7 i 30-mm) i ... I tyle, walczyła! Bo załoga zamieniłaby się w trzech ślepych i głuchych, bo cała ta elektronika zostałaby zniszczona na wieżyczce. Kamery, czujniki i cała reszta przestaną działać, a bez nich Armata to nic innego jak opancerzone pudło na gąsienicach.
[T14 Armata obwieszony elektroniką i optyką na wieżyczce]
Jak myślisz, jak długo cały ten splendor przetrwa pod ostrzałem? Co zostanie po "drapaniu" za pomocą działek automatycznych BMP? Karabinami maszynowymi? Owszem, "Afganit" mógł spokojnie niszczyć pociski. System, jak mówią nasi czołgiści, jest raczej dobry, ale mniejszy [kaliber] i nie mniej złośliwy — budzi wątpliwości.
I tu zasadnicza wątpliwość nie dotyczy tego, że całe to elektroniczne bogactwo mogłoby być normalnie WYKORZYSTAĆ, ale żeby to bogactwo można było potem WYMIENIĆ! U nas dzisiaj za przeproszeniem, zdejmuje się jednostki elektroniczne z wraków T-72 i wysyłane do fabryk, bo deficyt jest ogromny, ale co powiedzieć o nowych [czołgach]?
Swoją drogą, wszystko jest tam nowe: silnik, skrzynia biegów, elektronika, rolki, przekładnia... Gdzie to każecie wziąć?
Dobrą rzeczą w T-72 i T-90 jest to, że wiele rzeczy do nich pasuje.
Ale w naszym przypadku musielibyśmy zrobić coś podobnego do industrializacji Stalina w latach 30. Musieliśmy zmodernizować i częściowo zrestrukturyzować około 200 fabryk, które miały dostarczać komponenty dla "Armaty", zbudować montownię z linią montażową. Wtedy można by mówić o tym, że czołg wejdzie do masowej produkcji.
Tymczasem, niestety, T-14 pozostanie czymś podobnym do karabinów Łobajewa: nowoczesne, piękne, skuteczne (może tak być przypadku czołgu), ale pojedyncze sztuki i budowane ręcznie.
A komu przeszkadzało pozostawienie takich samych wałków z radzieckich czołgów...
Pojawia się pytanie: czy niektóre problemy można rozwiązać przez uproszczenie?
Łatwo. Zastąpienie A-85-3A przez W-92S2F który jest trochę większy ze względu na układ i półtora raza słabszy, oczywiście przekładnia będzie wzięta z T-90. Owszem, taki czołg nie będzie jeździł bardzo szybko, ale można go trochę odchudzić. W kwestii elektroniki, której sami nie potrafimy wykonać, a więc musieliśmy ją kupić (choć złośliwe języki na Zachodzie zaklinają się, że rosyjskie fałszywe firmy kupiły prawie 500 francuskich matryc do kamer termowizyjnych) gdzie tylko się dało. Na takie coś chyba nie powinniśmy liczyć, bo i tak nie wszędzie można ją dostać.
Co wyjdzie z tej "wojennej wersji" T-14, rozumiesz? Praktycznie taki sam T-90, tylko wolniejszy. Ale to już jest produkowane.
Dlatego obserwując tę przesadną reakcję rozsiewaną przez państwowe media, rozumie się, że oczywiście jakaś liczba T-14 na pewno zostanie wysłana na front lub w jego pobliże. W celu przetestowania w realnych warunkach bojowych, czy rzeczywiście jest to "cudowna broń", oraz w celu nakręcenia odpowiedniej liczby efektownych filmików dla elektoratu. W zasadzie gotowych do "specjalnej" walki Armat najprawdopodobniej wyskrobią kompanię do "specjalnego uderzenia". Najważniejsze to czekać na odpowiedni moment do testów na froncie, czyli do działań ofensywnych.
Dlaczego? Otóż jest to proste: uniemożliwić wrogowi zdobycie cennych okazów. Gdy armia posuwa się do przodu, wszystkie te "analogi" mogą spokojnie czaić się w trzecim rzucie na tyłach, świecąc radarami (trochę, HARM nie będzie żartował) i strzelając z armat. Więcej niż wystarczy na ładny obrazek. A nawet jeśli coś nagle pójdzie nie tak i rozpocznie się kolejne nieplanowane przegrupowanie, to można łatwo przesunąć czołgi na tyły. Nie zawsze jest to możliwe w czasie odwrotu obronnego.
Wszyscy jednak mają już pojęcie, jak to się dzieje, dzięki materiałom filmowym o "rosyjskim lend-lease" w rejonie Charkowa.
Dlatego nie byłoby pożądane, aby "Armaty" trafiły w ręce ZSU (Zbrojne Siły Ukrainy).
I tak dostajemy, mimo że T-14 "Armata" to całkiem ciekawy i efektowny projekt z wielką przyszłością, bo to nie jest tylko czołg nowej generacji, to PLATFORMA, na której można tworzyć nowe pojazdy o dowolnym przeznaczeniu. W tym wojny sieciocentrycznej, do której kiedyś dojdziemy.
Ale żeby to zrobić, trzeba było zainwestować w branżę pieniądze. Przekształcić właśnie 200 fabryk, które produkowałyby podzespoły i części zamienne dla setek Armat. Aby dać konstruktorom silników możliwość i czas na sfinalizowanie tego nieszczęsnego A-85 (mówią, że potrafią to zrobić, ale potrzeba serii [masowość] i czasu). Co temu przeszkodziło - raczej się nie dowiemy, ale faktem jest, że T-14 pozostanie prototypem-zabawką bez szans na produkcję seryjną.
W sumie to byłoby dość ciekawe sprawdzić, na ile T-14 w ogóle potrafi walczyć. Wątpię jednak, by ten czołg rzeczywiście pojechał na linię frontu. Testowanie prototypu w rzeczywistej walce jest zbyt kosztowne. Zarówno pod względem finansowym, jak i reputacyjnym. Choć kto by dziś mówił o reputacji...=========================================================
Zbieramy na wyposażenie dla ukraińskiej armii
Drony dla 8. Pułku Sił Specjalnych ZSU | zrzutka.pl
źródło:
«Арматы» не будет. Можно расходиться (topwar.ru)