Pustki na Podhalu. Turyści z "biednych województw" nie przyjechali, bo uderzył w nich kryzys
hejto.pl-
Najmniej turystów jest obecnie w Zakopanem, Kościelisku czy Poroninie. Trochę więcej gości odpoczywa w okolicach Białki Tatrzańskiej, gdzie działa większa liczba stoków narciarskich
-
Hotelarze przekonują, że jeszcze tydzień temu Podhale było wypełnione narciarzami. Na terminy za dwa tygodnie też jest dużo rezerwacji. Dziś sezon wpadł jednak w "dołek"
-
Tak dzieje się, ponieważ obecnie trwają turnusy feryjne biedniejszych województw. — Mieszkańców Podlasia, Warmii i Mazur może być nie stać na przyjazd w góry — mówią mieszkańcy Zakopanego
-
Z rozmów z hotelarzami wynika, że obecnie dużą część wszystkich odwiedzających ich gości stanowią nie rodziny z dziećmi, a młode bezdzietne pary
-
Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu
— To jest jakaś przedziwna sytuacja. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, a wynajmuję pokoje turystom już z 20 lat — mówi Janina Gąsienica, mieszkanka Zakopanego.
— W moim domu dla gości przygotowanych jest siedem pokoi, a obecnie wynajęte mam dwa i to tylko dlatego, że obniżyłam cenę do absolutnego minimum. Mamy obecnie jakąś "dziurę" w sezonie. Jeszcze tydzień temu gości było pełno. Za tydzień znów mam zarezerwowany cały dom. Ten tydzień to pustki. Już rok czy dwa temu miałam więcej gości, a przecież wówczas trwała pandemia COVID-19. Dziś telefony jakieś się zdarzają, ale ludzie pytają głównie o pobyty na jedną, dwie noce i chcieliby zapłacić za to 40 zł od osoby. Niestety, taka cena jest obecnie niemożliwa. Przy kosztach mediów dopłaciłabym do interesu — tłumaczy.
Słowa kobiety potwierdzają także specjaliści z branży. — Obecnie na Podhalu nie ma zbyt wielu klientów. Minione tygodnie były lepsze, choć też nie powiedziałabym, że Podhale wypełniło się w całości — mówi w rozmowie z Onet Emilia Glista z agencji marketingowej Jointsystem z Zakopanego, zajmującej się obsługą obiektów turystycznych.
— Wiele obiektów jest pustych lub zajętych w niewielkiej części. Coraz mniej ludzi stać na zimowy wypad w góry. To oczywiście przykre, ale nie ma się co temu dziwić. W Polsce wszystko ostatnio zdrożało, ale pensje wcale nie poszły do przodu tak, by to zrekompensować. Ludzie więcej wydają na jedzenie, paliwo, zapłacenie rat kredytów. Dziś idziesz do sklepu, kupisz przysłowiowe "trzy bułki" i wydasz na to 100 zł. Dlatego uważam, że w tej sytuacji niestety turystów w najbliższym czasie może być jeszcze mniej — dodaje.
"Biedne województwa" mają ferie razem
Pojawiają się też jednak głosy, że za obecną sytuację w górach odpowiada jednak nie tylko kryzys, ale też złe planowanie w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Nauki oraz Ministerstwie Sportu i Turystyki.— Statystyki pokazują, że są to biedniejsze regiony naszego kraju, gdzie ludzie nie mają aż tak dużo pieniędzy, jak choćby w Warszawie, Gdańsku czy na Śląsku — mówi Łukasz Filipowicz, właściciel ośrodka wypoczynkowego "Fian" w Zakopanem. — W obecnych czasach, gdy wszystko bardzo mocno poszło w górę, wielu osób z tych województw nie stać na wyjazd na zimowy wypoczynek. Ferie spędzają więc z dziećmi na miejscu.
Jak dodaje rozmówca Onetu, z tych statystyk wyłamują się oczywiście mieszkańcy Poznania i okolic oraz Krakowa. Zdaniem hotelarza turyści z obu miast nie "ratują" jednak branży turystycznej w górach.
— Na naszą niekorzyść działa w tym wypadku geografia Polski oraz obecna aura — mówi Maria Pawlikowska, właścicielka pensjonatu z Poronina. — Poznaniacy, którzy są bardzo dobrymi klientami, mają dużo bliżej do ośrodków narciarskich na Dolnym Śląsku niż na Podhale. Z Poznania do Karpacza czy Szklarskiej Poręby jest około 250 km. Do Zakopanego natomiast już 550 km. Nie dziwię się, że wiele osób wybiera ten bliższy kierunek. Tym bardziej że po ostatnich opadach we wszystkich polskich górach jest sporo śniegu i wszędzie trasy narciarskie są dobrze przygotowane — tłumaczy.
Z kolei, jeśli chodzi o mieszkańców Krakowa i okolic, to zdaniem górali oni rzadko kiedy przyjeżdżając na narty, biorą na Podhalu nocleg. — Ich domy są zaledwie 100 km dalej, a zakopianką jeździ się coraz lepiej — mówi Łukasz Filipowicz. — Wielu krakusów po prostu przyjeżdża w góry z samego rana, a po południu wraca do domu. Stoki czy karczmy na nich zarobią, ale hotelarze już nie.
Więcej par jak rodzin z dziećmi
Co ciekawe, z rozmów z hotelarzami wynika, że obecnie dużą część wszystkich odwiedzających ich gości stanowią nie rodziny z dziećmi, lecz... młode bezdzietne pary.— Ciężko jednoznacznie powiedzieć, z czego to wynika, ale logika każe sądzić, że także i tu w grę wchodzą finanse. Dla rodziny z dziećmi taki wyjazd to przecież dwa razy większy wydatek — mówi Damian Gronkowski, pracownik wypożyczalni nart z Witowa. — Ludzie posiadający dzieci mają swoje zobowiązania, kredyty i z pieniądzmi może być u nich krucho. W mojej opinii młodzi i bezdzietni mieszkańcy dużych miast tego kryzysu, jaki obecnie mamy, jeszcze tak nie odczuwają. Oni mogą sobie dalej pozwolić na więcej.
https://wiadomosci.onet.pl/krakow/pustki-na-podhalu-turysci-z-biednych-wojewodztw-nie-przyjechali/23c1e4y?utm_source=facebook_extra&utm_medium=social&utm_campaign=allonet_48h&utm_term=autor_4&fbclid=IwAR3wgIJX_ws9EIeJ66KEhD5nKovIMKA94RVZl0yRNkCGtOnT5x-Mi4bIWL8
#polska #ferie #inflacja #kryzys #gory