Pisałem dzisiaj na tagu #uk o tej szkole i ukraińskich dzieciach w Polsce i naszło mnie na wspomnienia jak to 15 lat temu bywało w podobnej sytuacji jako Polak w UK i swoje stare świadectwa znalazłem, w załączniku dla ciekawych - pierwsze z ósmej klasy i ostatnie z 11 klasy i dla porównania ostatnie polskie z 5 klasy. Tak, też mnie dziwiło brak jakichkolwiek formalnych druków, wzorów itd. ale tak już jest, jedyne co jest z hologramem to dyplom z każdym przedmiotem osobno ale za dużo tego, więc wrzuciłem zbiorcze oceny
Jako że miałem 12 lat jak trafiłem do angielskiej szkoły, trafiłem ówcześnie do ósmej klasy, tj. drugiej klasy szkoły średniej. System szkolny dzielimy tutaj na primary education czyli klasy 1-6 i secondary education czyli 7 do 11 i potem albo dwie klasy Sixth Form liczone jako 12 i 13 albo 2 lata College, ja wybrałem to drugie żeby się wyrwać ze szkoły i z tego środowiska na coś nowego no i potem ewentualnie są studia jak ktoś chce. Ja byłem ostatnim rocznikiem który mógł skończyć edukację w wieku 16 lat, czyli kończąc tylko 11 klas - późniejsze rządy przedłużyły ten obowiązek do ukończenia 18 roku życia. Szkołę secondary skończyłem akurat w sam raz na Euro 2012, o miesiąc wcześniej niż zwykle bo w czerwcu a zazwyczaj kończyło się w 3 tygodniu lipca Rok szkolny trwa od września do połowy lipca, co 6 tygodni jest tydzień ferii + 3 tygodnie wolnego na boże narodzenie i 3 tygodnie wolnego na wielkanoc oraz 6-7 tygodni wakacji letnich.
Charakterystycznym dla ówczesnego brytyjskiego systemu było to że chodziło się połówkami roczników tj. tak jak na przykłd u mnie była druga połowa 1995 z pierwszą połową 1996 (ja jestem lipiec '96), do końca sierpnia tak żeby każdy miał ukończone dany wiek we wrześniu, w momencie pójścia do szkoły, czyli nie chodziło się rocznikami kalendarzowymi jak w Polsce, więc teoretycznie mimo że powinienem być rocznikowo w 7 klasie, poszedłem do ósmej. Nie ma też przypadków powtarzania klas w UK, klasy są za to podzielone na tzw. sety według umiejętności od 1 do 6 - 1 jest najlepszy i ma najtrudniejsze zadania i teoretycznie najwyższy poziom a 6 to zlot tumanów Przeważnie plasowałem się między 3 a 4, tylko z angielskiego byłem w drugim potem i w matematyce w pierwszym.
Klasy 7-9 to Key Stage 3 i takie normalne nic nie wiążące lekcje jak w Polsce, tak jak widzicie na tym niebieskim świadectwie, kończące się ówcześnie egzaminami SAT a Klasy 10-11 to już przygotowania do egzaminów GCSE i pisanie prac na BTEC (obecnie też zmienione na pół na pół egzaminy/praca roczna) i uczliśmy się tylko tych przedmiotów co są na egzaminy. Godzin lekcyjnych w tygodniu u mnie w szkole było 25 - codziennie 5 x 60 minut między 9 a 15 z 15 minutową przerwą pomiędzy 2 a 3 lekcją i 35 minutową na drugie śniadanie między 3 a 4 lekcją. Obecność sprawdzano na tzw. rejestracji z wychowawcą o 8:50 i potem po lunchu o 12:50, tak żeby na 13:00 być już gotowy na 4 lekcję Czasami we wtorki zamiast 1 lekcji był apel albo dla danego rocznika, albo dla całego key stage, nic specjalnego ale trzeba było iść, sprawdzali wtedy czy się ma wpuszczoną koszulę w spodnie i odpowiednią ilość pasków na krawacie - bo ofc. obowiązywał mundurek którego szczerze nienawidziłem bo mi wiecznie było zbyt ciepło, a weź tu popylaj w czerwcu w garniturowych butach i portkach, okropność xD
Karaniem były przeważnie tzw. detention czyli albo trzeba było zostać godzinę po szkole albo zamiast na lunch trzeba było iść do nauczyciela u którego sobie przeskrobaliśmy. Na szczęście ja byłem dość grzeczny a poza jedną starą raszplą od plastyki w klasach 7-9 nauczyciele nie stosowali odpowiedzialności zbiorowej więc mi detention się nie przyrafiało
Oceny czytamy tak w KS3 były poziomy national curicculum od 1 do 8, przy czym 1 był najgorszy a 8 najlepszy.
W KS4 (klasy 10 i 11) są trzy rodzaje ocen: GCSE miał skalę od A* do F przy czym A* było odpowiednikiem 6+ a F polskiej 1. W BTECach system był oparty na Fail, Pass, Merit, Distinction czyli tak jakby od dwójki do piątki a w Literacy i Numeracy mozna mieć było tylko Pass albo Fail czyli zdać albo nie zdać
Oczywście sprawy przez te 10 lat mogły się zmienić, a że mam akurat w tym roku siostrę w 11 klasie to wiem że na pewno się dużo pozmieniało, także nie traktujcie tego jako stan faktyczny a tego co było jak ja chodziłem do szkoły
Pytajcie więcej to opiszę, z głowy przychodzi mi na razie to #uk #szkola #wspomnienia #ciekawostki
7b9ee91e-8081-4bb5-ab62-f71d20f9022a
ffdf1ec3-e01e-4441-bfd6-ede8c3d0b704
73383338-c48a-4c44-a361-c4e72727a935
708627ba-5599-4085-951d-04f7bda00d19
domofon

@MarianoaItaliano Dużo było w szkołach tarć rasowych jak w gorszych dzielnicach? :)

MarianoaItaliano

@domofon Jeszcze ile, ale paradoksalnie najwięcej między pakistańczykami a hindusami a angolami i murzynami, my Polacy się tak plasowaliśmy pośrodku, nikt nie zadzierał bo wiedział że wpierdol będzie srogi Wtedy dużo Polaków było tzw. chavami, ba sam podkradałem tacie fajki (kręciłem mu wtedy tzw. robusy maszynką i część brałem do kieszeni xD) i sprzedawałem im po 50p za sztukę, a mnie nikt wtedy nie podejrzewał bo byłem zbyt grzeczny i sam nigdy nie paliłem ale biznes był biznes

Senior_Mordino

Pisałeś, że wyjechałeś w wieku 12 lat i uczyłeś się nowego języka i kultury. Miałeś kiedyś jakieś rozterki dotyczące twojej narodowości? W sensie: czy zawsze czułeś się Polakiem, czy też trochę Anglikiem. Pisałeś też, że Twoja siostra jest dużo młodsza i mówi tylko po angielsku. Jak to u niej wygląda?


Ja przyjechałem do UK w tym samym roku, co Ty, ale byłem już starym koniem, raczej ukształtowanym pod względem własnej tożsamości.

MarianoaItaliano

@Senior_Mordino Ja się akurat zawsze czułem Polakiem, chyba było nas tu zbyt dużo żeby poczuć się inaczej (36 na 150 w roku Polaków w szkole, polskie sklepy, lekarz, fryzjer a nawet i kierowcy autobusów) inna sprawa że do szpiku byliśmy przesiąknięci polską popkulturą, każdy miał w domu polską telewizję, korzystaliśmy z GG, fotoblogów i kultowywaliśmy inne tradycje z Polski, modny wśród moich kolegów wtedy był polski rap typu Sokół, Tede, donguralesko i takie tam, chłopaki po mieście wozili się w bluzach Prosto czy Hempgru które w PL były dość drogie ale jak na angielskie warunki to 20-30 funtów nie był jakiś ogromny wydatek, po tym zresztą można było poznać że to nasi Na przerwach w szkole próbowali nam kazać mówić po angielsku nauczyciele ale sobie nie daliśmy, bo skoro hindusi gadali po urdu to dlaczego nam mieli zakazać po polsku, poszła skarga na rasizm i potem nikt nie próbował już tego. Niektóre dziewczyny próbowały się odcinać od polskości, udawać angielki żeby zaimponować lokalnym azjatom, ale niezbyt dobrze się to kończyło, to nie ten etap jeszcze był Właściwie dopiero potem jak te kilka lat później poszliśmy do collegu, to niektórzy zaczęli się bardziej integrować i ja nie byłem wyjątkiem.


Sam fakt że dalej myślę, piszę i wyrażam się głównie po polsku w zasadzie świadczy o moje tożsamości narodowej, ja się chyba anglikiem już nie poczuję, ale moje dzieci już pewnie tak jak będę kiedys miał i dalej tu będę mieszkał.


Co do siostry, jest ode mnie 10 lat młodsza, w domu mówimy po polsku, ona bardzo ładnie mówi i po polsku (bez akcentu angielskiego w odróżnieniu od jej koleżanek, drobne problemy ma jedynie z ortografią i czasami znaczeniem jakiegoś słowa, ale ja mam to samo w niektórych słowach których się mało używa) i po angielsku (z pięknym akcentem niczym BBC, miała w podstawówce czystą angielkę jako wychowawcę) ale inaczej wygląda to że wśród koleżanek, nawet polek i w szkole siostra mówi wyłącznie po angielsku, oglądają sobie filmy w oryginale bez lektora czy polskich napisów w odróżnieniu od nas, 10 lat starszych. W zasadzie to, chyba nadal bliżej jej do Polki niż brytyjki aczkolwiek myślę że u niej nie jest to tak bardzo jednoznaczne jak u jej koleżanek które kontaktu z Polską mają bardzo mało, bo np. mają ojca hindusa, nie mają rodziny w Polsce i nie czują więzi z tym krajem. U nas jest jednak inaczej, bo dom prowadzimy po polsku raczej, rodzice też raczej bardzo Polscy, większość ich znajomych nawet po latach to Polacy, właśnie poznani przy okazji mojej siostry szkoły, bo przecież mama codziennie się z nimi widziała jak odprowadzała Julkę do szkoły

tptak

@Senior_Mordino moje dzieci miały kilka miesięcy i trzy lata. Córka temat tożsamości mieliła od najmłodszych lat, syn chyba dopiero teraz zaczyna. Oboje myślą po angielsku i czasem im brakuje słów, czują się trochę Polakami i trochę Anglikami. Pamiętam jak kiedyś córka sobie zakładała, że przyjeżdżając do Polski będzie mówić tylko po polsku.

MarianoaItaliano

@tptak: A posłałeś swoje dzieci do sobotniej szkoły polskiej? Moja siostra chodziła dwa lata i mama uznała że to strata czasu, bo ona więcej się w domu nauczyła niż przez te dwa lata chodzenia do szkoły, zamiast ich uczyć polskiego to spędzali czas na jakichś durnych kolorowankach, wypełnianiu ćwiczeniówek niedostosowanych do poziomu dzieci (Julka miała wtedy 8 lat a kolorowali literki jak przedszkolaki) i oczywiście polskiej religii prowadzonej przez lokalnego księdza z polskiej parafii który głównie kładł nacisk żeby dzieci znały pacierz...

Senior_Mordino

@MarianoaItaliano Dzięki Będzie jeszcze wołane, pytane i gadane, bo sporo ciekawych wątków poruszyłeś w ostatnich wpisach. Tymczasem wracam do roboty.

MarianoaItaliano

@Senior_Mordino Spoko, czekam na kolejne No i miłej pracy

tptak

@MarianoaItaliano dzieci chodzą do takiej właśnie szkoły. Do drugiej klasy tak jak mówisz, kolorowanki i zabawy, dzieci nawiązują przyjaźnie i nabierają komfortu z językiem, a potem najpierw ostre trzepanie z pisaniem po czym rusza geografia, historia, ortografia, gramatyka, czyli standardowy kurs w kierunku gcse. Po szkole harcerstwo. Od dwóch lat nie mieszkamy w Lądku ale wciąż wożę bo chcą mieć kontakt ze znajomymi. Tu gdzie jestem są dwie szkoły na miejscu, ale dzieci póki co nie chcą zmieniać.

Ta szkoła miała też wartość dla mnie, bo mogłem poznać Polaków na miejscu, w pracy było kilka osób, ale jednak relacje z rodziną przez pracę nie zatrybiły, a w sobotę mogłem porozmawiać po polsku i poznać pełno wartościowych, wspaniałych ludzi. Za jednymi takimi wybraliśmy kierunek przeprowadzki

MarianoaItaliano

@tptak O, to czyli dobrze wiedzieć że później staje się to bardziej poważne w tych polskich szkołach, ja nie chodziłem nawet bo naturalnie miałem zainteresowania w kierunku książek od dziecka, mnie nie musieli przymuszać do czytania więc pod tym względem rodzice mieli ze mną łatwo. GCSE z Polskiego zrobiłem ale A-Level już nie, bo w college do którego chodziłem akurat nie oferowali (zresztą to też temat na osobny post - zajęcia miałem zaledwie 16 godzin w tygodniu, było to ustawowe minimum wtedy :D, w dodatku wypłacali nam 15 funtów na tydzień jako zachętę jak ktoś miał w danym tygodniu 100% obecności i brak spóźnień) a w sixth formie nie chciałem zostawać, zresztą uznałem że znam tak czy tak więc nie ma takiej potrzeby, ale wiem że moja siostra chce robić - ona ma trochę inny plan na siebie niż ja, interesują ją bardziej humanistyczne kierunki niż mnie Co ciekawe, moja siostra się nauczyła czytać po polsku z Mang - ma niektóre części serii po polsku i w ten sposób nauczyła się pisać sama do GCSE, ba sam jej kupowałem przy okazji wizyt w PL kilka za każdym razem a przed covidem bywałem w PL średnio 3-4 razy w roku Poza tym ogląda normalnie polską telewizję, ma w pokoju dekoder Polsatu i chyba to też jej sporo pomogło.


Co do tych polskich szkół, klubów czy stowarzyszeń, wydaje mi się że w bardziej rozrzuconych miejscach dobrze spełniają swoją rolę spajając te społeczność, niemniej jednak tu gdzie żyje w okolicach: jest Slough, High Wycombe, Maidenhead czy generalnie zachodni Londyn (Ealing, Hayes, Hounslow, Uxbridge) - Polaków jest aż nadto i ludzie się aż tak nie integrują, bo mają więcej polskich znajomych niż może się wydawać

domofon

@MarianoaItaliano Eh, ale wspomnienia żeś mi włączył. W 2008 to ja już zarobiony stamtąd wracałem:)

tptak

@MarianoaItaliano widzisz, ja zacząłem w Harringay, a praca w City. Żona która siedziała w rejonie poznała trochę osób, a mi przychodziło trudniej. Generalnie nie jestem osobą która tak o sobie kogoś pozna.

Druga sprawa, że cenię sobie kontakty w wielu bańkach społecznych i zawodowych. Takie instytucje pomagają. A raczej pomagały, teraz rodzice nie mogą wchodzić na teren szkoły i siedzieć w jadalni. To był mój sposób. Na szczęście znajomi już są, więc trzeba mi tylko pracować nad podtrzymywaniem, co też przychodzi mi trudno.

Przede wszystkim takie kontakty pozwoliły mi zniszczyć stereotypy o polskich migrantach. To nie jest element czy odpad społeczny. Miałem zaszczyt poznać wspaniałych ludzi. A zawód nie określa wartości człowieka.

Ja musiałem się zmierzyć z innymi problemami niż moje dzieci

Zaloguj się aby komentować