Wierutne bzdury. Chleb w Niemczech 1 kg w Lidlu (odpiekane gówno na margarynie) przed cyrkiem z kowidkiem kosztował w granicach 1.2€ na promocji ok 0.99 €. Dzisiaj 2.2/2.3€ za 900 g. Bułka 0.15 € dzisiaj 0.19€ w promocji kup milion zapłać mniej (dokładnie trzy i z kartą Lidla) normalnie 0.25€ a gdzieniegdzie nawet 0.29€. Wczorajsza rozmowa z sąsiadem nt weekendu i wydatków (4 osoby na pokładzie i pies). Do wybuchu inflacji 150€ weekend z wszystkimi gównami co się dzieciaki zajadają typu chipsy i inne śmieciowe badziewia i piwo dla pana domu. Dzisiaj 250-260€ na cieniutko. Ulga podatkowa daje mu miesięcznie ok 100€ (taki chłyt marketingowy ichniejszej partii- co to partia nie daje itd). Wnioski do wyciągnięcia. Wiem że to przykłady anegdotyczne ale to tak samo jak u nas inflacja to 14% tylko że w sklepach podwyżki o 100-150%. Knajpy: do tej pory pełne dzisiaj tylko kelner i kucharz. Kebaby 3.5€ dzisiaj 6-7€ i bez rewelacji. Inflacji to nie widać we Francji bo tam zawsze ciut drożej było ale w Niemczech jest zakurwista.