Nie zapomniałem Karolu…
Wojtyła zbudził się z krzykiem. To one… Sny z jego przeszłości znów go nawiedzały. Wiedział, że zawiódł zarówno Płetvonurkowa, jak i całą Polskę Ludową… Wiedział, że czeka go za to kara.
Czuł, że Płetvonurkow się zbliża, psiakrew, psiakrew… Choć minęło już czternaście lat odkąd uciekł od kary śmierci w Oświęcimiu, to wciąż czuł na swych plecach dyszenie z jego skafandra, wciąż czuł zapach mułu. To było nie do wytrzymania, nieprzerwana presja, nieprzerwana ucieczka - ale co mógł zrobić? Płetvonurkow tamtego feralnego dnia zrobił to, czego Karol nie mógł zaakceptować, więc oczywista była jego reakcja. Nieważne co to było, to pozostawało tajemnicą, którą przyszły papież nie dzielił się nawet z najbardziej zaufanymi czterolatkami jakie znał, ważne było to, że podwodna kreatura przeżyła upadek z przeszło dwudziestu metrów na twarde skały. On nie był człowiekiem, nie mógł nim być.
"Pierdolony Übermensch" - pomyślał zwijając śpiwór. Noc była rześka, a kutas twardy, na Uralu w najlepsze trwała zima, śniegu było co najmniej ze dwa metry. Mógł się spodziewać, że nim dotrze na Kamczatkę do letniego doku O.R.P. Popiełusznika zdąży już nazbierać przebiśniegów, ale póki co… Póki co czeka go ciężka wyprawa.
Naprędce spakowawszy śpiwór do plecaka wyciągnął garnek, by ugotować sobie zupę. Karol Wojtyła gotuje zupę pod Chołotczachlem, kto by pomyślał. A jeszcze niedawno miał szanse na zostanie kimś wielkim… Wszystko zaprzepaszczone.
Karolu!
Ryk przeszył powietrze, z drzew poderwały się sójki. Trzeszczący, wibrujący dźwięk postronnemu słuchaczowi mógł co najwyżej skojarzyć się z Generatorem Magrava działającym na pełnych obrotach, ale dla przyszłego papieża był on wręcz codziennością.
Nikt nie mógł wyjaśnić dlaczego codziennie wczesnym rankiem Płetvonurkow wykrzykuje ów imię. Sam Wojtyła uważał, że jego arcywróg, niczym nietoperz, wyszukuje go po wibracjach fal dźwiękowych, choć chodziły po świecie również inne teorie.
To okrzyk uruchamiający potężny orgonit skryty przedniej kieszeni jego stroju - stwierdził wybitny foliarz Klod Klodkiejewicz Monetkin, zapytany o to w trakcie jednej ze swoich audycji. Ile było w tym prawdy? Trudno powiedzieć.
Mało kto zdołał zbliżyć się do Płetvonurkowa na tyle, by wykonać zdjęcie w lepszej jakości, a tym bardziej zadać mu jakiekolwiek pytanie.
Ale dziś… Ten okrzyk zdawał się inny. Jakby przepełniony tryumfem. Dziwnie to brzmi, by można było przepełnić tryumfem warkotliwy ryk, ale coś było nie tak.
To coś skłoniło Wojtyłę, by jednak obszedł się smakiem z białym barszczem i ruszył szybkim krokiem w kierunku góry. Było ciemno, a dojmujący chłód zdawał się przechodzić przez wszystkie warstwy ubrania kując nieprzyjemnie Karola w skórę. Brakowało do tego…
…Śniegu. No kurwa, wykrakałeś Wojtyła, stary capie - zaklął pod nosem.
- Stój, kto idzie! - rosyjski okrzyk przerwał nocną ciszę
- P-podróżnik, alpinista! - odkrzyknął przyszły papież
- Myśmy myśleli, że to niedźwiedzie! Igor mi jest.
- Karol… - rozejrzał się
Było to skromne obozowisko alpinistów, dookoła były porozstawiane namioty, zaś na warcie stał tylko Igor wraz z innym mężczyzną.
- Macie tu jakieś dzieci? - rozejrzał się ksiądz
- Niestety, żadnych - Igor uśmiechnął się cwaniacko
KAROLU!
Kolejny ryk przeszył powietrze. Jeszcze tylko jedno spojrzenie wstecz…
Błękitna aura odbijała się od śniegu naokoło miejsca gdzie stała wielka postać bóstwa Płetvonurkowa. Karol nie czekał - rzucił się biegiem w mrok.
Długo słyszał później wrzaski i przeraźliwe krzyki innych alpinistów. Nie spodziewał się takiego zakończenia, było mu przykro za los jaki zgotował wyprawie studentów, ale cóż… Co miał począć? Ruszył powoli wgłąb Syberii. Przed nim była daleka droga.
https://gfycat.com/dishonestlimpantbear
#pasta #2137

Zaloguj się aby komentować