"Napiłbym się kawy, ale wszyscy myślą, że ja tylko tą wódę. A ja nie mam śmiałości, żeby im odmówić"

"Napiłbym się kawy, ale wszyscy myślą, że ja tylko tą wódę. A ja nie mam śmiałości, żeby im odmówić"

gazetapl
Kojarzymy go z kultowymi cytatami, 'Rejsem' oraz pijackimi awanturami. Uwielbiał pisać wiersze, a jeszcze bardziej celebrować życie. Jan Himilsbach to postać, o której więcej mówiono po śmierci, niż za życia. Czym zaskarbił sobie sympatię widzów?

Słynął z tego, że na to samo pytanie potrafił udzielić za każdym razem innej, zaskakującej odpowiedzi. Udzielił ponad 700 wywiadów - dbał o to, aby nie były nużące. Jego historie z życia były barwne i zabawne, dlatego też postać Jana Himilsbacha uważa się za pozytywną. Seria zabawnych anegdot miała swój początek w zasadzie w dniu narodzin aktora - przyszedł na świat według aktu chrztu dnia 31 listopada 1931 roku, a przecież takiej daty nie ma w kalendarzu. Sam Himilsbach podchodził do tej kwestii humorystycznie.

Jedni postrzegali go jako dziecko pochodzenia żydowskiego, zaś drudzy uważali, że miał matkę Rosjankę. Finalnie opiekę sprawowała nad nim pewna prostytutka, kiedy to biologiczna matka Janka zmarła. W wieku nastoletnim przyszły aktor podejmował się różnych zajęć o charakterze zarobkowym. Raz był pomocnikiem piekarza, później znalazł się w zakładzie ślusarskim, a następnie został zatrudniony w sklepie. Będąc później w poprawczaku odkrył sztukę kamieniarską, ale też pasję do czytania. Mówi się, że na późniejszym etapie edukacji Jan Himilsbach kształcił się na Uniwersyteckim Studium Przygotowawczym, a następnie w Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu oraz w szkole górniczej. Co było dalej?

Barwne życie Jana Himilsbacha - morska walka i praca kamieniarza

Jan Himilsbach w swoich opowieściach (na które większość patrzy z przymrużeniem oka) nie mógł pominąć wątku dotyczącego przygody na Morzu Bałtyckim. Pracując jako rybak łowiący śledzie, wypłynął zbyt głęboko, dlatego też musiały interweniować osoby z zewnątrz - w tym przypadku żołnierze Wojska Ochrony Pogranicza. Nasz bohater próbował ich zgubić posługując się wiosłem, lecz ostatecznie został złapany za pomocą lassa. Z morza trafił bezpośrednio na komisariat. Otrzymał od stacjonujących w nim funkcjonariuszy pewną misję - miał odbierać połączenia przychodzące kiedy to oni spędzali czas na weselu kolegi... Rano zwolniono Jana z aresztu i oczywiście podziękowano mu. 

Jak się okazało, w zawodzie kamieniarza nie musi dominować monotonia i brak atrakcji. Himilsbach miał fach w ręku bez dwóch zdań. W końcu chwalił się postawieniem kolumny Zygmunta w Warszawie. Odpowiadał również za płyty nagrobne Marka Hłaski i Zdzisława Maklakiewicza, swojego dobrego przyjaciela. Jednak to nie talent artystyczny, a ochocze spożywanie trunków wysokoprocentowych (szczególnie wódki) stanowiło jego znak rozpoznawczy. Jak Jan Himilsbach tłumaczył się z nałogu?
Ja to chętnie napiłbym się kawy, ale wszyscy myślą, że ja tylko tą wódę, no i stawiają, a ja nie mam śmiałości, żeby im odmówić.
Lub:
Wszyscy mi mówią, Janek przestań pić i rzuć palenie. Basica straszy, że jak nie przestanę, to odejdzie, lekarz straszy, jak nie przestanę, to szybko zejdę. Wszyscy dookoła nic tylko straszą, a człowiek jak ma silną wolę to i tak zapali i się napije.
Mimo nałogu Jana Himilsbacha udało mu się zaciekawić swoją osobą pewną damę - kartografkę Barbarę. To właśnie ta kobieta została żoną przyszłego aktora. Walczyła z alkoholizmem męża do ostatniej chwili. Potrafiła zamykać Jana w domu, aby ten nie wychodził do barów. Wraz ze wzrostem zarobków, nasz bohater potrafił pić przez kilka dni z rzędu oraz regularnie odwiedzać izbę wytrzeźwień. Łatwo wdawał się także w konflikty - raz nawet skończył ze złamanym nosem. Czy taka osoba miała szansę na karierę artystyczną? 

Opowiadania i filmy - kamieniarz w blasku fleszy

Twórca trzech opowiadań miał swój poetycki debiut w 1951 roku. Jego dzieła zawierały oczywiście wiele anegdot z życia, którymi rozbawiał i zdobywał nowych czytelników. W większość aż trudno uwierzyć. Ważną osobistością na początku drogi zawodowej Jana Himilsbacha był Marek Piwowski. Znany reżyser dał szansę naszemu bohaterowi i zaangażował go do kultowej produkcji "Rejs". Mimo braku dobrej reklamy film sam się obronił. Szybko zdobył uznanie polskiej widowni. Nie brakowało na planie "Rejsu" pijackich awantur ze strony wschodzącej gwiazdy kina. Dzięki temu filmowi Jan poznał Zdzisława Maklakiewicza, co zaowocowało powstaniem aktorskiego duetu, którego mamy okazję podziwiać chociażby we "Wniebowziętych". Kariera aktorska Jana Himilsbacha przypadła na całą dekadę lat 70. PRL-owskie seriale kojarzyły się z jego wizerunkiem. Lech Kurpiewski wypowiedział się o aktorze następująco:
Himilsbach w każdym filmie był właściwie taki sam. Nie tyle grał, co po prostu był. Był sobą. Ten ekranowy Himilsbach niewiele się przecież różnił od tego, którego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych można było w Warszawie spotkać albo gdzieś na Krakowskim Przedmieściu, albo w „Harendzie", „mecie" studentów pobliskiego uniwersytetu, gdzie artysta godzinami przesiadywał i urządzał pijackie happeningi, dokąd często sprowadzał cygańską orkiestrę i gdzie zawsze otaczało go stadko młodych fanów i starych deliryków.
Z kolei Andrzej Barszczyński dodał od siebie:
Himilsbach zawsze był na lekkim rauszu, bo tylko wtedy czuł się wyluzowany i mógł grać. Opowieści o nieustannym pijaństwie na Rejsie są jednak grubo przesadzone. No, może na rufie, gdzie mieszkali Himilsbach z Maklakiewiczem, było weselej niż gdzie indziej.

"Ja do organizmu wprowadzam bajkowy nastrój" - w takim właśnie nastroju opuścił nas na zawsze

Ten słynny cytat zdradza największą słabość aktora i zarazem jedną z domniemanych przyczyn jego zgonu. W 1988 roku miała miejsce ostatnia libacja alkoholowa w życiu Jana Himilsbacha. Jego towarzysze zaobserwowali dopiero po pewnym czasie, że aktor przebywał wśród nich tylko ciałem. 11 listopada odszedł mistrz ciętej riposty, aktor i można powiedzieć człowiek orkiestra. Talent Jana Himilsbacha doceniono najbardziej po jego śmierci. Doczekał się nawet pomnika w Mińsku Mazowieckim oraz muralu w Warszawie. O osobowości Jana Himilsbacha nie da się zapomnieć. Ta niepowtarzalność była widoczna w życiu codziennym, jak i na ekranie.

#kultura #himilsbach #historia

Komentarze (4)

eloyard

Mistrz:


Ja do organizmu wprowadzam bajkowy nastrój

razALgul

@eloyard tekst spoko, tylko raz go wprowadził za mocno...a szkoda.

eloyard

@razALgul można powiedzieć że umarł robiąc to co lubił, jakkolwiek zabawnie to brzmi i ile potrafi dostarczyć humoru gawiedzi (czyli np. mi), uzależnienie to straszna choroba...

razALgul

@eloyard naprawdę ciekawe jednostki (ogólnie), zabiera powoli...

Zaloguj się aby komentować