Od dawna dziwnym wydawał mi się system, w którym po kursie nauki szkolnej znam historię krajów zamorskich, a nie mam zupełnie żadnego pojęcia o moim najbliższym regionie. Rozumiem, że liczba godzin jest ograniczona- że do programu nie można wcisnąć wszystkiego- nie mniej jednak moja dusza regionalisty cierpiała.
Poznawanie wiedzy o świecie przy pomocy wiedzy o regionie ma moim zdaniem spore zalety, na przykład: charakterystyka społeczeństwa polskiego w czasach I Rzeczypospolitej podawana na lekcjach pod postacią jakichś ogólnych danych nie robiła raczej na mnie większego wrażenia. Co innego rzeczywiste historie małomiastczkowych mieszczan z mojego powiatu. Za umiłowanie swojej wolności, której bronili nie raz, nie dwa przed sądami królewskimi, cierpieli nieopisane męki ze strony dzierżawców królewszczyzn. Zamiast mówić o procesach historycznych na szeroką skalę, można najpierw pokazać to zjawisko z perspektywy sąsiada naszych praprzodków żyjącego 5 km od nas, po czym przejść do ogółu.
Kiedy jednak kilkukrotnie w rozmowach na temat ewentualnej reformy polskiej edukacji proponowałem wprowadzenie myślenia regionalistycznego, nawet w jakimś ograniczonym zakresie, to spotykałem się z opiniami jakoby był to przejaw zaściankowego myślenia i zabobonu. Tutaj na scenę, cały na biało, wchodzi jednak Jan Jakub Rousseau- jeden z wybitniejszych myślicieli oświeceniowych. Tak się zdaje, że to właśnie ten myśliciel opracowując na potrzeby konfederatów barskich projekt reform ustrojowych zaproponował zastosowanie takiego właśnie modelu.
Rousseau'stowki model edukacji przygotowany z myślą o duszy polaków miał tak kształtować młodych obywateli aby mieli oni wiedzę na temat krajowego wytwórstwa, roślinności, historii, traktów, położenia miast czy praw. Jan Jakub podkreśla jednak, że główną płaszczyzną powinno być zdobywanie wiedzy o swoim kraju i wychowywanie obywateli miłujących Rzeczpospolitą. W tym samym dziele myśliciel podkreśla wielokrotne jak wspaniałym elementem polskiej kultury jest istnienie państwa będącego czymś w rodzaju związku licznych ziem. Ten element jest jego zdaniem niezwykle cenny w Europie pogrążonej w nocy monarchii absolutnych. Zakładam więc, że i wiedza o najbliższym regionie mająca wzbudzać w uczniach miłość do swojej małej ojczyzny również mieściłaby się w modelu edukacji przez tego filozofa.
Oczywiście dziś niezwykle istotne są przedmioty związane z naukami ścisłymi, więc muszą one zajmować w kursie nauki szkolnej poważne miejsce. Dlatego być może przeniesienie systemu, który był zdaniem filozofa najoptymalniejszy w wieku XVIII, nie jest możliwe w czasach obecnych. Musimy cały czas pamiętać, żeby nie przeciążać ucznia- bo wtedy system, który miał w założeniach prowadzić go ku miłości ojczyzny, jedynie mu zaszkodzi.
Jednak czy czymś niemożliwym do wykonania byłoby przeprowadzenie kilka razy do roku lekcji historii poruszających tematy ogólnokrajowe, ale przez pryzmat małej ojczyzny ucznia? Myślę, że jest to jak najbardziej wykonalne- potrzebna byłaby jednak wola osób decyzyjnych, a o tym możemy chyba nawet nie marzyć.
Zapraszam do komentarzy, z wielkim sentymentem wspominam czasy wielkiej aktywności pod postami. Także zachęcam do klepania czegoś poniżej.