Na dworze deszcz.. Przeszedłem przez granicę POL-UA ... ale po kolei. Przed przekroczeniem strażnicy mówili żebym się porządnie zastanowił bo tą drogą już nie wrócę. Przejście wyglądało jakby stadion podzielić wzdłuż na pół a na środku boiska jeszcze raz gdzie była ściana z płyt OSB z kładką na górze gdzie chodzili strażnicy. Druga część przejścia była jakby długim tropikalnym stawem z parującą wodą i masą roślin. Za barykadą graniczną  z OSB dojrzałem masę siedzących na trawie ludzi a na końcu jakąś scenę. ... Pomimo ostrzeżeń strażnika postanowiłem jednak przejść, paszport mam, nie ma się co martwić. Wszedłem na barykadę z OSB z której było już zwykłe pochyłe zejście. Przeszedłem kilkanaście metrów i dotarłem do osób siedzących na trawie. Z bliska dało się usłyszeć, że skandują żeby ich przepuścić, że już nie chcą tu być. Poszedłem dalej gdzieniegdzie w publiczności siedzą ludzie z karabinami, którzy zrobili sobie przerwę od walki z ruskimi. Zagaduję z jednym, mówi jak nie chcę to nie muszę iść walczyć, przynajmniej na razie. Trafiam w końcu na kogoś znajomego. Kolega z akademików na Wittiga jeszcze z kilkoma innymi których znam z domówek. Pytam się, czemu ci ludzie krzyczą że chcą przejść, przecież wystarczy pokazać kwity. Janusz mówi, że i tak cię nie przepuszczą, możesz próbować jedynie przez basen ale to niebezpieczne. Mówię mu, ale głupoty gadasz idę sprawdzić. Podchodzę do strażników na barykadzie OSB a oni, że nikogo nie wpuszczą dopóki nie będą zezwolenia z rządu. Patrzę na ten staw z prawej strony i tak z 20m dalej dostrzegam na końcu pomost gdzie siedzą dzieci. Chłopiec i dziewczynka, machają spuszczonymi nogami, z wody na pomost widać też drabinkę. Pytam strażnika  przez staw można? Można ale nie radzi, bo wodą jest żrąca. Myślę pewnie mnie nabiera, patrzę wodą dziwnie paruje i puszczą bańkę. Odpowiadam, no tak później oparzenia skóry można mieć. Wracam do Janusza, mówię to jakieś chore. On odpowiada, że ma dwójkę dzieci i też nie ma jak wrócić. Znajomi zbierają się i idą do jakby labiryntu z małymi pokojami. Każdy pokój ma swój numer, są jakieś puki gdzie można usiąść. Przychodzą jakieś panie i przynoszą jedzenie każdemu, a później coś wklepują na tablecie. Też coś dostaję  okazuje się, że nie pasuje jej numer pokoju powinienem być w 86 a jestem w 82. Mówię, że nie wiedziałem, zagadałem się że znajomymi i w ogóle. Sięgam do kieszeni, sprawdzam czy wszystko mam. Zamiast telefonu wyciągam odtwarzacz mp3 który miałem 15 lat temu  myślę jakim cudem. Babeczka w końcu mówi, że jak dają posiłki mam być tak gdzie mają mnie dzisiaj w bazie i wręcza mój telefon. Jutro mam przypisany pokój 88. Analizuję co mówią znajomi, ile tu już są i jak wyglądają. Włącza mi się czarno myślenie, i zaczynam się zastanawiać na ile tu utknąłem. Myślę trzeba zadzwonić do żony bo nie mam pojęcia ile to jeszcze potrwa. I wtedy się obudziłem  deszcz dalej padał, żona śpała obok, porządnie sprawdziłem. Nie wiem tylko jak się wydostałem. Na szybko spisany #sen aby nie uleciał.
aberotryfnofobia

Kiedyś gdzieś był taki miś Puki. Zawsze kiedy widzę że ktoś pisze puki zamiast póki, to mi się przypomina.


W trakcie pisania komentarza mój mózg zdołał wysupłać, że Garfield miał misia. W oryginale Pooky, spolszczone Puki.

Zaloguj się aby komentować