Kiedyś jeździłem po takich koncertach z muzą elektroniczną. Mega mnie to jarało, poczuć te dźwięki, ten bas na klacie, te tłumy. Miesiącami się czekało na ulubionych artystów żeby ich obczaić i posłuchać na żywo ze wszystkimi efektami. W ogóle mi się więcej chciało, miałem jakieś swoje zajawki. Teraz to mi się praktycznie już nic nie chce. Robota i chuj, nie ma nawet na co hajsu wydawać. Tyle dobrze, że nie mam żadnych objawów depresji ani nic. Po prostu mi się nie chce. Trzeba coś z tym zrobić
Jak to czytasz po dłuższym czasie, to mam nadzieje, że coś zrobiłeś, a jak dalej stypa to chuj, przynajmniej bliżej końca niż dalej xD.
fot. Sunrise Festival, Kołobrzeg
#przemyslenia
Jak to czytasz po dłuższym czasie, to mam nadzieje, że coś zrobiłeś, a jak dalej stypa to chuj, przynajmniej bliżej końca niż dalej xD.
fot. Sunrise Festival, Kołobrzeg
#przemyslenia
Witaj w klubie, monotonia życia i niewolnictwo pięciu dni pracy w tygodniu zabija radość z życia. Ah też się kiedyś jeździło na te koncerty. Sensation White, Creamfields, Godskitchen. Dzięki za przypomnienie odpalę sobie jakiś dobry klasyczny trance z rana
@dicklaurent w ogóle to mało już tego jest. Kiedyś to nie było miesiąca żeby jakiegoś eventu halowego nie było, a latem ciężko było się zdecydować na co plenerowego się wybrać. Trance z tego okresu to potrafi zrobić dzień jak się trafi się na taką dobrą nutę, z którą są mega wspomnienia i daawno się nie słuchało
Zaloguj się aby komentować