Globalna wojna trwa już w Ukrainie. "Kolumbijczycy walczą z Kubańczykami". Inwazja Rosji zaangażowała dziesiątki krajów
hejto.plPrzeklejone z płatnego.
W pierwszych tygodniach inwazji na Ukrainę na froncie usłyszeć można było okrzyki po ukraińsku i rosyjsku, z domieszką buriackiego i czeczeńskiego. Dziś żołnierze po obu stronach komunikują się po hiszpańsku, nepalsku, hindi, somalijsku, serbsku i koreańsku. Obce języki używane w błotnistych okopach to tylko jedna z oznak tego, że wojna nabiera coraz bardziej międzynarodowego wymiaru.
Na niebie nad polem bitwy irańskie drony Szahidy niszczone są przez amerykańskie systemy obrony powietrznej. W locie mijają się niemieckie i północnokoreańskie pociski artyleryjskie. "Konflikt regionalny" przez trzy lata urósł do rozmiarów największej europejskiej wojny lądowej od czasów II wojny światowej. A teraz nabiera charakteru największego globalnego konfliktu, w który zaangażowało się już dziesiątki krajów.
Wojna zastępcza
Ukraina ryzykuje utratę swojego największego zwolennika wraz z objęciem urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Rosja tymczasem przyciąga coraz większe wsparcie ze strony wrogów Waszyngtonu, w szczególności Korei Północnej
— Ostatni raz widzieliśmy coś takiego prawdopodobnie podczas sowieckiej inwazji na Afganistan. Mudżahedini otrzymali wówczas wsparcie z Zachodu, a także z Pakistanu — mówi wybitny historyk zimnej wojny Siergiej Radczenko.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Kiedy w lutym 2022 r. Moskwa rozpoczęła atak na Ukrainę na pełną skalę, Kreml i jego propagandyści uzasadniali to jako konieczny i "obronny" krok przeciwko NATO.
Ukraińcy bronili się zaciekle, a wojska Putina były w opałach na tyle długo, by Zachód włączył się do gry. Europa martwiła się, że jej własne bezpieczeństwo jest zagrożone. Stany Zjednoczone miały do utrzymania wizerunek obrońcy demokracji i bezpieczeństwa w Europie. W ciągu kilku dni zachodnia broń i dane wywiadowcze napłynęły, pomagając Ukraińcom odeprzeć rosyjskie natarcie, a konflikt nabrał charakteru międzynarodowego.
Z czasem, gdy zarówno Ukraina, jak i Rosja znalazły się w trudnej sytuacji z powodu niedobory pocisków i żołnierzy, międzynarodowy wymiar wojny jeszcze zyskał na znaczeniu.
Dziś oba kraje polegają na pomocy z zewnątrz: Ukraina, aby utrzymać swoją pozycję; Rosja, aby utrzymać swoją dominację, jednocześnie minimalizując wpływ wojny na własną ludność.
"Ponosić koszty, zadawać ból, mścić się"
Lobbując na całym świecie o więcej zasobów, obie strony wysunęły duże, ideologiczne roszczenia. Ukraina twierdzi, że walczy o "demokrację"; Rosja mówi, że prowadzi krucjatę przeciwko temu, co nazywa amerykańską hegemonią i "kolektywnym Zachodem".
Moskiewska oferta "wielobiegunowego porządku światowego", jakkolwiek niejasno zdefiniowana, była wystarczająco przekonująca dla Iranu, by zacząć dostarczać Rosji drony Szahid. Korea Północna zaczęła z kolei przekazywać Rosjanom miliony pocisków balistycznych, a ostatnio tysiące żołnierzy.
Tak zwane Globalne Południe również przechyliło się w stronę Putina pod parasolem BRICS, klubu krajów, które pomimo wyraźnych różnic znalazły wspólny język w ich wspólnej niechęci do systemu, który odsunął je od kluczowych instytucji, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.
Rosja kontynuuje także i rozszerza swoją praktykę wojny hybrydowej, wzniecając niepokoje i pogłębiając istniejące podziały za granicą.
W przeciwieństwie do czasów zimnej wojny nie ma jednak konfliktów zastępczych, w ramach których Moskwa mogłaby uderzyć w NATO. Zatem "Rosja stara się szukać narzędzi do odpierania ataków" w inny sposób, powiedział Gabujew. Robi to w myśl zasady: "Ponosić koszty, zadawać ból, mścić się".
Czerwone linie zostały dawno przekroczone
Rosja ingeruje w wybory w innych państwach, wznieca pożary i planuje akty sabotażu. Zapewnia również wsparcie różnym antyzachodnim podmiotom i grupom; od finansowania prorosyjskiego oligarchy zamierzającego wykoleić prounijny kurs Mołdawii, po dostarczanie danych jemeńskim Huti, aby pomóc im uderzać w zachodnie statki na Morzu Czerwonym.
Przeciwnicy Rosji także nie próżnowali.
Dzięki apelom prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Ukraina uzyskała od Europy i USA pomoc o wartości ponad 220 mld dol. (ponad 892 mld zł): od haubic artyleryjskich na początku wojny, po myśliwce F-16 [i szkolenie pilotów] oraz pociski dalekiego zasięgu ATACMS obecnie.
Zachód mimo wszystko trzymał się pewnych ograniczeń, wybierając strategię ostrożnego "gotowania żaby" zamiast nagłej eskalacji. Ku frustracji Kijowa, dostawy broni odbywały się etapami i były obwarowane zasadami.
Przez prawie trzy lata przywódcy USA i Europy byli głusi na coraz bardziej rozpaczliwe prośby Kijowa o pozwolenie na użycie broni dalekiego zasięgu do uderzenia w cele wewnątrz Rosji.
Z drugiej strony, pomimo częstych gróźb ze strony Moskwy, że może zniszczyć jakieś zachodnie miasto, nikt w Rosji nie nacisnął "czerwonego przycisku". Nic też nie wskazuje, aby taka sytuacja mogła mieć miejsce w przyszłości. Wojska moskiewskie trzymają się z dala od terytorium NATO.
Chiny również respektują niektóre z czerwonych linii Zachodu, zapewniając, że nie naruszają bezpośrednio zachodnich sankcji (choć robią to pośrednio) i, jak na razie, nie dostarczają Rosji żadnej śmiercionośnej broni (choć dostarczyły pojedyncze części, a zgodnie z ostatnimi doniesieniami podejrzewa się Pekin o dostarczanie Kremlowi dronów).
Obce wojska na terytorium Ukrainy wydawały się czymś nie do pomyślenia. Prezydent Francji Emmanuel Macron podnosił możliwość rozmieszczenia zachodnich żołnierzy w Ukrainie, pomysł ten został jednak przez Zachód początkowo odrzucony.
Nie oznacza to jednak, że czerwone linie Rosji nie zostały przekroczone. Ukraina zaatakowała rosyjski obwód kurski i użyła zachodniej broni do uderzenia w rosyjskie cele, takie jak Flota Czarnomorska.
Wojska Korei Północnej zostały z kolei skierowane do Rosji, a potem na front w Ukrainie. Ustępujący prezydent USA Joe Biden w obliczu ruchu Pjongjangu w końcu zezwolił Ukrainie na użycie broni dalekiego zasięgu ATACMS przeciwko celom (głównie północnokoreańskim) na rosyjskiej ziemi.
Problem z umiędzynarodowionymi konfliktami — jak przekonała się Ukraina — polega jednak na tym, że zewnętrzni zwolennicy mogą być kapryśni.
Zwycięstwo Ukrainy nie jest dla USA priorytetem
Pod koniec 2024 r. apetyt na wsparcie ukraińskiego zwycięstwa — zdefiniowanego jako powrót do granic Ukrainy z 1991 r. — zmalał w Waszyngtonie i Brukseli.
Jeszcze przed wygraną Trumpa koncepcja powstrzymania wojny w formie porozumienia, które zamroziłoby konflikt i wymagało od Ukrainy oddania terytorium, przestała być tematem tabu.
— Od samego początku było jasne, że jeśli Ukraina nie wygra wystarczająco szybko, Ameryka zrezygnuje [z dalszego wspierania Kijowa]. Wszystko to [inwazja na Ukrainę] od samego początku było postrzegane [na Zachodzie] jako hollywoodzki serial — powiedziała Nina Chruszczowa, profesor spraw międzynarodowych na uczelni New School w Nowym Jorku i prawnuczka radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa. Początkowo, dodała, zwolennicy Ukrainy myśleli, że inwazja skończy się po jednym "sezonie" [roku wojny]. Lecz potem nadszedł kolejny.
— A teraz jest trzeci, więc oczywiście zainteresowanie osłabło. Nie chcemy czwartego sezonu, ale on nadejdzie — dodała.
Historyk Radczenko jest bardziej wyrozumiały.
— Dla Stanów Zjednoczonych uniknięcie wojny nuklearnej z Rosją zawsze było priorytetem nr 1 w tym konflikcie. Drugim jest pomoc Ukrainie w zwycięstwie — powiedział Radczenko, dodając: "Te dwa konkurujące ze sobą cele trzeba jakoś pogodzić".
Do tego dochodzi fakt, że zwolennicy Ukrainy, w przeciwieństwie do Rosji, muszą radzić sobie z opinią publiczną. Sondaż Pew Research Center przeprowadzony w lipcu 2024 r. wykazał, że Amerykanie byli równo podzieleni co do tego, czy uważają, że ich kraj ma obowiązek pomóc Ukrainie.
"Kijów ma wystarczającą liczbę żołnierzy, by przetrwać kolejne sześć do dwunastu miesięcy"
Sefa Karacan/Anadolu Agency via Getty Images / Getty Images
Aleksander Dugin
"Logiczne jest, że ci, którzy są przeciwko zachodniej hegemonii i opowiadają się za wielobiegunowym światem, będą wspierać Rosję działaniami. A Rosja wesprze ich w ich własnych antyimperialistycznych wojnach" — stwierdził Dugin.
Jak dotąd rosyjskie marzenia o globalnej solidarności okazały się mrzonkami. Szacuje się, że Rosja traci ok. 30 tys. żołnierzy miesięcznie i rekrutuje tylko tyle samo, by ich zastąpić. Korea Północna (na razie) nie dostarcza wystarczającej liczby żołnierzy, aby dokonać znaczącej zmiany na froncie.
Kijów jest w jeszcze trudniejszej sytuacji. Wątpliwości co do zachodniego wsparcia rosną w momencie, gdy Ukraińcy stoją w obliczu kolejnej zimy, cierpią na niskie morale i mają problem z deficytem uzbrojenia oraz żołnierzy. Według szacunków Pentagonu Kijów ma wystarczającą liczbę żołnierzy, by przetrwać kolejne sześć do dwunastu miesięcy, zanim popadnie w poważne kłopoty.
Ponieważ zarówno Rosja, jak i Ukraina mają trudności ze zmobilizowaniem wystarczającej liczby własnych żołnierzy, obie strony wykorzystały tysiące obcokrajowców, głównie z biednych krajów, aby włączyć ich do walki.
Oprócz żołnierzy dostarczonych przez Pjongjang Moskwa zwerbowała bojowników z Kuby, Indii, Nepalu, Syrii, Serbii, Republiki Środkowoafrykańskiej i Libii, obiecując im hojne pensje i rosyjskie obywatelstwo (zobowiązanie to nie zawsze jest dotrzymywane, według niektórych, którzy się zaciągnęli).
Tymczasem Ukraina, oprócz zachęt finansowych, oferuje obcokrajowcom szansę włączenia się do walki po właściwej stronie historii.
"Razem pokonaliśmy Hitlera i pokonamy też Putina", napisał były ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba na platformie X (dawniej Twitter) w 2022 r.
"Inne czynniki mogą przechylić szalę"
Trzy dekady po upadku Związku Radzieckiego i rzekomym "końcu historii" Kolumbijczycy walczą z Kubańczykami, umierając tysiące kilometrów od domu.
— Walczymy o wolność, podczas gdy Latynosi po drugiej stronie bronią opresyjnego reżimu — powiedział Jhoe Manuel Almanza Chica, Kolumbijczyk, który zaciągnął się do 241. Brygady Armii Ukraińskiej.
Powiedział, że nie ma szlachetniejszej sprawy, za którą można umrzeć niż wolność. — Ale jeśli pozostanę przy życiu, chcę móc powiedzieć moim dzieciom, że byłem częścią historii — dodał.
Analitycy twierdzą, że ostateczny wynik wojny będzie prawdopodobnie zależał od decyzji głównych sojuszników walczących stron: NATO i Chin.
— Jeśli NATO wycofa wsparcie dla Ukrainy, nie będzie Ukrainy. Jeśli Chiny przestaną wspierać Moskwę, zmusi to Moskwę do ograniczenia działań i osłabi jej nadzieje, że czas jest po jej stronie — powiedział Gabujew.
Obecnie Chiny wydają się głównym beneficjentem konfliktu, powiedział Gabujew. Wojna odwróciła uwagę Waszyngtonu i pomogła Pekinowi zacieśnić kontrolę nad Rosją — osłabionym, ale pod rządami Putina, przewidywalnym partnerem.
Może się to jednak zmienić, jeśli zaangażowanie Korei Północnej w konflikt sprawi, że wojna rozleje się na Indo-Pacyfik, który Pekin postrzega jako swoje podwórko. Na Dalekim Wschodzie zaangażowana może zostać Korea Południową i być może NATO.
Inne czynniki także mogą przechylić szalę; w USA nieprzewidywalny Trump. Na Bliskim Wschodzie — konflikt Iranu z Izraelem. W Europie — wzrost popularności skrajnie prawicowych partii, z których część jest sceptycznie nastawiona do pomocy Ukrainie.
W międzyczasie zawsze istnieje ryzyko dalszej eskalacji, stwierdził Radczenko.
— Dopóki trwa wojna, istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś inny dołączy do walki — podsumował historyk.
#wojna #ukraina #rosja
W pierwszych tygodniach inwazji na Ukrainę na froncie usłyszeć można było okrzyki po ukraińsku i rosyjsku, z domieszką buriackiego i czeczeńskiego. Dziś żołnierze po obu stronach komunikują się po hiszpańsku, nepalsku, hindi, somalijsku, serbsku i koreańsku. Obce języki używane w błotnistych okopach to tylko jedna z oznak tego, że wojna nabiera coraz bardziej międzynarodowego wymiaru.
Na niebie nad polem bitwy irańskie drony Szahidy niszczone są przez amerykańskie systemy obrony powietrznej. W locie mijają się niemieckie i północnokoreańskie pociski artyleryjskie. "Konflikt regionalny" przez trzy lata urósł do rozmiarów największej europejskiej wojny lądowej od czasów II wojny światowej. A teraz nabiera charakteru największego globalnego konfliktu, w który zaangażowało się już dziesiątki krajów.
Wojna zastępcza
Ukraina ryzykuje utratę swojego największego zwolennika wraz z objęciem urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Rosja tymczasem przyciąga coraz większe wsparcie ze strony wrogów Waszyngtonu, w szczególności Korei Północnej— Ostatni raz widzieliśmy coś takiego prawdopodobnie podczas sowieckiej inwazji na Afganistan. Mudżahedini otrzymali wówczas wsparcie z Zachodu, a także z Pakistanu — mówi wybitny historyk zimnej wojny Siergiej Radczenko.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Kiedy w lutym 2022 r. Moskwa rozpoczęła atak na Ukrainę na pełną skalę, Kreml i jego propagandyści uzasadniali to jako konieczny i "obronny" krok przeciwko NATO.
Opinie na temat tego, czy prezydent Rosji Władimir Putin rzeczywiście zamierzał zmierzyć się z tak zwanym kolektywnym Zachodem, są rozbieżne. Panuje jednak powszechna zgoda co do tego, że spodziewał się on zakończenia wojny w ciągu kilku dni — i że, nie bez powodu, liczył na to, że Zachód odpowie bierną postawą, jaką wykazywał wobec jego wcześniejszych grabieży ziemi w Ukrainie, Mołdawii i Gruzji.— Byłby to konflikt lokalny, gdyby szybko się zakończył. Ale tak się nie stało — powiedział Radczenko.
Ukraińcy bronili się zaciekle, a wojska Putina były w opałach na tyle długo, by Zachód włączył się do gry. Europa martwiła się, że jej własne bezpieczeństwo jest zagrożone. Stany Zjednoczone miały do utrzymania wizerunek obrońcy demokracji i bezpieczeństwa w Europie. W ciągu kilku dni zachodnia broń i dane wywiadowcze napłynęły, pomagając Ukraińcom odeprzeć rosyjskie natarcie, a konflikt nabrał charakteru międzynarodowego.
Z czasem, gdy zarówno Ukraina, jak i Rosja znalazły się w trudnej sytuacji z powodu niedobory pocisków i żołnierzy, międzynarodowy wymiar wojny jeszcze zyskał na znaczeniu.
Dziś oba kraje polegają na pomocy z zewnątrz: Ukraina, aby utrzymać swoją pozycję; Rosja, aby utrzymać swoją dominację, jednocześnie minimalizując wpływ wojny na własną ludność.
"Ponosić koszty, zadawać ból, mścić się"
Lobbując na całym świecie o więcej zasobów, obie strony wysunęły duże, ideologiczne roszczenia. Ukraina twierdzi, że walczy o "demokrację"; Rosja mówi, że prowadzi krucjatę przeciwko temu, co nazywa amerykańską hegemonią i "kolektywnym Zachodem".Moskiewska oferta "wielobiegunowego porządku światowego", jakkolwiek niejasno zdefiniowana, była wystarczająco przekonująca dla Iranu, by zacząć dostarczać Rosji drony Szahid. Korea Północna zaczęła z kolei przekazywać Rosjanom miliony pocisków balistycznych, a ostatnio tysiące żołnierzy.
Tak zwane Globalne Południe również przechyliło się w stronę Putina pod parasolem BRICS, klubu krajów, które pomimo wyraźnych różnic znalazły wspólny język w ich wspólnej niechęci do systemu, który odsunął je od kluczowych instytucji, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.
Największym kołem ratunkowym dla Moskwy są Chiny, które odegrały kluczową rolę we wspieraniu rosyjskiej gospodarki przed zachodnimi sankcjami, zapewniając rynek zbytu na ropę i nawozy, a także dając Rosji dostęp do bardzo potrzebnych jej technologii.— Indie i inni mogą handlować z Rosją, ma to znaczenie. Ale nic nie może się równać z tym, co wnoszą Chiny — powiedział Aleksander Gabujew, dyrektor think tanku Carnegie Russia Eurasia Center.
Rosja kontynuuje także i rozszerza swoją praktykę wojny hybrydowej, wzniecając niepokoje i pogłębiając istniejące podziały za granicą.
W przeciwieństwie do czasów zimnej wojny nie ma jednak konfliktów zastępczych, w ramach których Moskwa mogłaby uderzyć w NATO. Zatem "Rosja stara się szukać narzędzi do odpierania ataków" w inny sposób, powiedział Gabujew. Robi to w myśl zasady: "Ponosić koszty, zadawać ból, mścić się".
Czerwone linie zostały dawno przekroczone
Rosja ingeruje w wybory w innych państwach, wznieca pożary i planuje akty sabotażu. Zapewnia również wsparcie różnym antyzachodnim podmiotom i grupom; od finansowania prorosyjskiego oligarchy zamierzającego wykoleić prounijny kurs Mołdawii, po dostarczanie danych jemeńskim Huti, aby pomóc im uderzać w zachodnie statki na Morzu Czerwonym.Przeciwnicy Rosji także nie próżnowali.
Dzięki apelom prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Ukraina uzyskała od Europy i USA pomoc o wartości ponad 220 mld dol. (ponad 892 mld zł): od haubic artyleryjskich na początku wojny, po myśliwce F-16 [i szkolenie pilotów] oraz pociski dalekiego zasięgu ATACMS obecnie.
Bruksela wysłała Moskwie wyraźne geopolityczne ostrzeżenie. Unia Europejska przyspieszyła starania Ukrainy, Mołdawii i Gruzji o włączenie w poczet jej członków.Bez pomocy Zachodu wojna skończyłaby się w rok i zakończyłaby się "miażdżącą porażką" Ukrainy, powiedział Gabujew.
Zachód mimo wszystko trzymał się pewnych ograniczeń, wybierając strategię ostrożnego "gotowania żaby" zamiast nagłej eskalacji. Ku frustracji Kijowa, dostawy broni odbywały się etapami i były obwarowane zasadami.
Przez prawie trzy lata przywódcy USA i Europy byli głusi na coraz bardziej rozpaczliwe prośby Kijowa o pozwolenie na użycie broni dalekiego zasięgu do uderzenia w cele wewnątrz Rosji.
Z drugiej strony, pomimo częstych gróźb ze strony Moskwy, że może zniszczyć jakieś zachodnie miasto, nikt w Rosji nie nacisnął "czerwonego przycisku". Nic też nie wskazuje, aby taka sytuacja mogła mieć miejsce w przyszłości. Wojska moskiewskie trzymają się z dala od terytorium NATO.
Chiny również respektują niektóre z czerwonych linii Zachodu, zapewniając, że nie naruszają bezpośrednio zachodnich sankcji (choć robią to pośrednio) i, jak na razie, nie dostarczają Rosji żadnej śmiercionośnej broni (choć dostarczyły pojedyncze części, a zgodnie z ostatnimi doniesieniami podejrzewa się Pekin o dostarczanie Kremlowi dronów).
Obce wojska na terytorium Ukrainy wydawały się czymś nie do pomyślenia. Prezydent Francji Emmanuel Macron podnosił możliwość rozmieszczenia zachodnich żołnierzy w Ukrainie, pomysł ten został jednak przez Zachód początkowo odrzucony.
Nie oznacza to jednak, że czerwone linie Rosji nie zostały przekroczone. Ukraina zaatakowała rosyjski obwód kurski i użyła zachodniej broni do uderzenia w rosyjskie cele, takie jak Flota Czarnomorska.
Wojska Korei Północnej zostały z kolei skierowane do Rosji, a potem na front w Ukrainie. Ustępujący prezydent USA Joe Biden w obliczu ruchu Pjongjangu w końcu zezwolił Ukrainie na użycie broni dalekiego zasięgu ATACMS przeciwko celom (głównie północnokoreańskim) na rosyjskiej ziemi.
Problem z umiędzynarodowionymi konfliktami — jak przekonała się Ukraina — polega jednak na tym, że zewnętrzni zwolennicy mogą być kapryśni.
Zwycięstwo Ukrainy nie jest dla USA priorytetem
Pod koniec 2024 r. apetyt na wsparcie ukraińskiego zwycięstwa — zdefiniowanego jako powrót do granic Ukrainy z 1991 r. — zmalał w Waszyngtonie i Brukseli.Jeszcze przed wygraną Trumpa koncepcja powstrzymania wojny w formie porozumienia, które zamroziłoby konflikt i wymagało od Ukrainy oddania terytorium, przestała być tematem tabu.
— Od samego początku było jasne, że jeśli Ukraina nie wygra wystarczająco szybko, Ameryka zrezygnuje [z dalszego wspierania Kijowa]. Wszystko to [inwazja na Ukrainę] od samego początku było postrzegane [na Zachodzie] jako hollywoodzki serial — powiedziała Nina Chruszczowa, profesor spraw międzynarodowych na uczelni New School w Nowym Jorku i prawnuczka radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa. Początkowo, dodała, zwolennicy Ukrainy myśleli, że inwazja skończy się po jednym "sezonie" [roku wojny]. Lecz potem nadszedł kolejny.
— A teraz jest trzeci, więc oczywiście zainteresowanie osłabło. Nie chcemy czwartego sezonu, ale on nadejdzie — dodała.
Historyk Radczenko jest bardziej wyrozumiały.
— Dla Stanów Zjednoczonych uniknięcie wojny nuklearnej z Rosją zawsze było priorytetem nr 1 w tym konflikcie. Drugim jest pomoc Ukrainie w zwycięstwie — powiedział Radczenko, dodając: "Te dwa konkurujące ze sobą cele trzeba jakoś pogodzić".
Do tego dochodzi fakt, że zwolennicy Ukrainy, w przeciwieństwie do Rosji, muszą radzić sobie z opinią publiczną. Sondaż Pew Research Center przeprowadzony w lipcu 2024 r. wykazał, że Amerykanie byli równo podzieleni co do tego, czy uważają, że ich kraj ma obowiązek pomóc Ukrainie.
"Kijów ma wystarczającą liczbę żołnierzy, by przetrwać kolejne sześć do dwunastu miesięcy"
W miarę jak konflikt zbliża się do początku czwartego roku, żadna ze stron nie otrzymuje pomocy, jakiej oczekuje. W międzyczasie konflikt zaczął przypominać wojnę na wyniszczenie rodem z I wojny światowej, a nie zaawansowaną technologicznie III wojnę światową."Logiczne byłoby zobaczyć tysiące Irańczyków i zwartą armię Chińczyków walczących teraz [za Rosję] w Ukrainie" — napisał w październiku ultranacjonalistyczny rosyjski myśliciel Aleksander Dugin, uważany za jednego z ideologów Kremla.
Sefa Karacan/Anadolu Agency via Getty Images / Getty Images
Aleksander Dugin
"Logiczne jest, że ci, którzy są przeciwko zachodniej hegemonii i opowiadają się za wielobiegunowym światem, będą wspierać Rosję działaniami. A Rosja wesprze ich w ich własnych antyimperialistycznych wojnach" — stwierdził Dugin.
Jak dotąd rosyjskie marzenia o globalnej solidarności okazały się mrzonkami. Szacuje się, że Rosja traci ok. 30 tys. żołnierzy miesięcznie i rekrutuje tylko tyle samo, by ich zastąpić. Korea Północna (na razie) nie dostarcza wystarczającej liczby żołnierzy, aby dokonać znaczącej zmiany na froncie.
Kijów jest w jeszcze trudniejszej sytuacji. Wątpliwości co do zachodniego wsparcia rosną w momencie, gdy Ukraińcy stoją w obliczu kolejnej zimy, cierpią na niskie morale i mają problem z deficytem uzbrojenia oraz żołnierzy. Według szacunków Pentagonu Kijów ma wystarczającą liczbę żołnierzy, by przetrwać kolejne sześć do dwunastu miesięcy, zanim popadnie w poważne kłopoty.
Ponieważ zarówno Rosja, jak i Ukraina mają trudności ze zmobilizowaniem wystarczającej liczby własnych żołnierzy, obie strony wykorzystały tysiące obcokrajowców, głównie z biednych krajów, aby włączyć ich do walki.
Oprócz żołnierzy dostarczonych przez Pjongjang Moskwa zwerbowała bojowników z Kuby, Indii, Nepalu, Syrii, Serbii, Republiki Środkowoafrykańskiej i Libii, obiecując im hojne pensje i rosyjskie obywatelstwo (zobowiązanie to nie zawsze jest dotrzymywane, według niektórych, którzy się zaciągnęli).
Tymczasem Ukraina, oprócz zachęt finansowych, oferuje obcokrajowcom szansę włączenia się do walki po właściwej stronie historii.
"Razem pokonaliśmy Hitlera i pokonamy też Putina", napisał były ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba na platformie X (dawniej Twitter) w 2022 r.
"Inne czynniki mogą przechylić szalę"
Trzy dekady po upadku Związku Radzieckiego i rzekomym "końcu historii" Kolumbijczycy walczą z Kubańczykami, umierając tysiące kilometrów od domu.— Walczymy o wolność, podczas gdy Latynosi po drugiej stronie bronią opresyjnego reżimu — powiedział Jhoe Manuel Almanza Chica, Kolumbijczyk, który zaciągnął się do 241. Brygady Armii Ukraińskiej.
Powiedział, że nie ma szlachetniejszej sprawy, za którą można umrzeć niż wolność. — Ale jeśli pozostanę przy życiu, chcę móc powiedzieć moim dzieciom, że byłem częścią historii — dodał.
Analitycy twierdzą, że ostateczny wynik wojny będzie prawdopodobnie zależał od decyzji głównych sojuszników walczących stron: NATO i Chin.
— Jeśli NATO wycofa wsparcie dla Ukrainy, nie będzie Ukrainy. Jeśli Chiny przestaną wspierać Moskwę, zmusi to Moskwę do ograniczenia działań i osłabi jej nadzieje, że czas jest po jej stronie — powiedział Gabujew.
Obecnie Chiny wydają się głównym beneficjentem konfliktu, powiedział Gabujew. Wojna odwróciła uwagę Waszyngtonu i pomogła Pekinowi zacieśnić kontrolę nad Rosją — osłabionym, ale pod rządami Putina, przewidywalnym partnerem.
Może się to jednak zmienić, jeśli zaangażowanie Korei Północnej w konflikt sprawi, że wojna rozleje się na Indo-Pacyfik, który Pekin postrzega jako swoje podwórko. Na Dalekim Wschodzie zaangażowana może zostać Korea Południową i być może NATO.
Inne czynniki także mogą przechylić szalę; w USA nieprzewidywalny Trump. Na Bliskim Wschodzie — konflikt Iranu z Izraelem. W Europie — wzrost popularności skrajnie prawicowych partii, z których część jest sceptycznie nastawiona do pomocy Ukrainie.
W międzyczasie zawsze istnieje ryzyko dalszej eskalacji, stwierdził Radczenko.
— Dopóki trwa wojna, istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś inny dołączy do walki — podsumował historyk.
#wojna #ukraina #rosja