Ostatnio oglądałem sobie "Picarda"; bez większych oczekiwań. Mimo, że fabuła nawet wartka, to sumarycznie wypadł słabo. Postacie, które miały potencjał bardzo szybko były przytłumione (przykładowo Rios, który zapowiadał się na naprawdę interesującą postać bardzo szybko został spłaszczony i sprowadzony do wrażliwca, który potrzebuje się przed kimś otworzyć). Patric Stewart i Jeri Ryan robią co mogą by podciągnąć serial -wszystkie starania są jednak niweczone kreacją pozostałych postaci. Dr Agnes sprawiała, że chciało się przewijać wszelkie sceny z nią związane. Postacie obcych to jakaś kpina; Romulanie bardziej mi przypominali jakieś nieudolnie ucharakteryzowane elfy (na pierwszym miejscu żenady wysuwa się Narek) - charakteryzacja to głównie domalowana byle jak kreska nad oczami i doklejone cosplayowe uszy. Brak jakiegokolwiek wczucia się w rolę obcej rasy.
Ogólnie mam wrażenie, że wszyscy bohaterowie są niestabilni emocjonalnie; co chwila nad czymś płaczą.
Dla odmiany obejrzałem sobie kilka odcinków TNG - różnica jest diametralna. Mimo lat na karku świat wykreowany w serialu ma niesamowitą spójność. Każdy odcinek skupia się na jakiejś innej postaci. Jeszcze lepiej wypada DS9 gdzie jest naprawde bogate zróżnicowanie postaci. Ferengi jako rasa ma nie tylko unikalne cechy czy zasady jakimi się kieruje - wizualnie również świetnie się wyróżnia (Quark to zdecydowanie jedna z najlepiej stworzonych postaci). Kapitalnie przedstawione są spięcia na linii Kardasjanie - Bajoranie (Kardasjanie jako agresorzy, podzieleni wewnętrznie Bajoranie odbudowujący świat po okupacji). Rozbudowywane są ich historie i mitologie.
I to mi dało do myślenia; czemu większość z tych nowych wersji dawnych seriali jest sumarycznie słaba (vide ostatnio nowy He-Man, Wiedzmin czy wspomniany na początku Picard)? Wydaje mi się, że jest kilka powodów. Pierwszy z nich to format mini-serii, który uniemożliwia sensowny rozwój postaci. Drugi to brak jakiejś sensownej reprezentacji postaci; jakaś dziwna próba 'urealistycznienia' świata fantastycznego. Efektem tego jest nie tylko słaba charakteryzacja ale brak zachowania spójności. W Wiedzminie i Picardzie mamy po prostu branych z przypadków aktorów, którzy wręcz mają bardziej przypominać ludzi niż obce rasy.
Kolejna rzecz to brak mocno zarysowanych konfliktów. Czy oglądając Wiedźmina wiadomo tak naprawdę o co walczą Elfy? I dlaczego inne rasy za nimi nie przepadają? Mamy wszystko wygładzone do bólu. Jedyne konflikty są stricte personalne (przykładowo w Picardzie: alkoholiczka Raffi, której syn nie chce widzieć bo... już nawet nie pamiętam co). Mamy walki jednostek ze złym systemem. Mamy zły i "religijnie fanatyczny" Nilfgaard, którego nikt nie chce powstrzymać przed rzezią innych ras. Ale nie mamy już tego szerszego spojrzenia dlaczego tak jest. Mamy czarno białe podziały; zły i silny kontra mała jednostka, którą trzeba ochronić. Brak tych wszystkich odcieni szarości, które można było spotkać w TNG czy DS9.
Niestety, ten trend chyba się będzie pogłębiał. Format seriali raczej będzie mini gdzie niedostatki scenariusza łatane będą świetnym CGI. Co gorsza czuję, że o ile w obecnych serialach jeszcze ratuje je kilka bardziej znanych nazwisk (czy raczej; doświadczonych aktorów), o tyle przyszłość to totalnie nijakie aktorstwo i scenariusz z generatora. Historia czy świat staną się elementem pobocznym a nie główną osią serialu.