Der Totale Krieg (Wojna totalna) w XXI wieku na Ukrainie? - Część 2

Der Totale Krieg (Wojna totalna) w XXI wieku na Ukrainie? - Część 2

hejto.pl
Arsenał demokracji o komunistycznych korzeniach
Czechy można historycznie określić jako jedną z kluczowych kuźni broni w Europie. Tak było w epoce austro-węgierskiej i sowieckiej. Znaczna część radzieckich systemów eksportu broni dostarczanych np. do Afryki i na Bliski Wschód była produkowana w Czechosłowacji, która dzięki ogromnym zamówieniom wojskowym była w stanie utrzymać potężny i dobrze rozwinięty przemysł zbrojeniowy.
Jednak po rozpadzie Układu Warszawskiego, a następnie ZSRR, czeskie i słowackie fabryki zbrojeniowe zostały pozostawione bez pracy. Można było sądzić, że to koniec, ale Czesi byli mądrzejsi i bardziej dalekowzroczni niż ich nowi partnerzy w Europie Zachodniej i dawni sojusznicy w republikach radzieckich. Fabryki zostały zakonserwowane do lepszych czasów i czekały na swoje czasy.
Oczywiście nie ma sensu dyskutować tylko o Czechach i Słowacji - mówimy także o Polsce, Bułgarii, Albanii i Rumunii. Fabryki wojskowe wymienionych państw od samego początku konfliktu zapewniają dostawy broni i amunicji na Ukrainę i nadal systematycznie zwiększają swoje moce produkcyjne (np. polski państwowy koncern PGZ zwiększa produkcję pocisków do ręcznych systemów OPL z 300 do 1000 sztuk rocznie).

Czechy, jak na ironię, były jedynym krajem NATO zdolnym do odnowienia i modernizacji ponad 100 jednostek ciężkich pojazdów pancernych miesięcznie: wiosną tempo prac w czeskich zakładach obronnych pozwoliło im w ciągu 30 dni wysłać na Ukrainę 150 czołgów i 150 BMP/BTR.
W okresie letnim zakłady w Europie Wschodniej wznowiły i rozszerzyły produkcję części zamiennych do artylerii typu radzieckiego (w szczególności nowych luf dział) oraz pocisków 73 mm, 122 mm, 125 mm i 152 mm. Dzięki temu znacznie poprawiło się zaopatrzenie ukraińskiej artylerii, choć nadal sytuacja jest daleka od pokrycia co najmniej 50 procent zapotrzebowania brygad artylerii ZSU. 
Należy jednak zauważyć, że w krajach byłego Układu Warszawskiego praktycznie wyeliminowano produkcję uzbrojenia w pełnym cyklu - to znaczy, że mogą one z powodzeniem naprawiać i remontować duże ilości sprzętu z czasów sowieckich, ale nie produkować go od podstaw. Produkcja nowego uzbrojenia, jak pokazuje przykład polskiej haubicy "Krab" i słowackiej "Zuzana", zajmuje sporo czasu i jest możliwa tylko w ograniczonych seriach.

W pozostałych przypadkach ilość pracy wykonanej przez wschodnioeuropejskie zakłady obronne jest kolosalna: naprawiają uszkodzone pojazdy, wycofują je z konserwacji, odnawiają sprzęt z miejsc ze składowisk znajdujących się na terenie Ukrainy, modernizują radziecki sprzęt, produkują moździerze, działa bezodrzutowe, pociski, naboje, urządzenia do detonacji min, rakiety przeciwlotnicze (bez nich ukraińska obrona przeciwlotnicza już dawno byłaby wyczerpana). 
Tendencja, krótko mówiąc, jest jednoznaczna - porzucenia radzieckich systemów broni na Ukrainie nie należy się spodziewać w najbliższych miesiącach czy latach. Jednocześnie warto wspomnieć, że w chwili obecnej Europa Wschodnia nie jest w stanie zapewnić pełnego pokrycia potrzeb ZSU: armia ukraińska doświadcza chronicznego "głodu amunicji", niedoboru broni lekkiej piechoty, lekkich pojazdów opancerzonych (to osobny temat do dyskusji, gdyż główną jednostką transportową w ZSU stały się pickupy i samochody terenowe, co odpowiednio wpływa na straty jej personelu), a także lotnictwa wojskowego. Biorąc pod uwagę wysokość finansowania czeskiego i polskiego przemysłu zbrojeniowego, w przyszłym roku sytuacja może się zmienić - tak czy inaczej Ukraina będzie zaopatrywana w przeważającej mierze przez kraje byłego bloku sowieckiego w sprzęt typu radzieckiego.
Stawka na szkolenie
Oprócz mobilizacji przemysłu zbrojeniowego w Europie Wschodniej, NATO uruchomiło kolejny ważny program pomocy dla armii ukraińskiej. Ma to związek ze szkoleniem i przekwalifikowaniem ukraińskich żołnierzy i oficerów, a także szkoleniem personelu zmobilizowanego. 
Być może powinniśmy zacząć od tego ostatniego. Problematyka szkolenia rekrutów w pełnowymiarowych działaniach bojowych w ogóle jest niezwykle złożonym i bolesnym tematem, który od dziesięcioleci jest przedmiotem debaty w światowej społeczności wojskowej. Siły Zbrojne Ukrainy nie są w tej kwestii wyjątkiem - Sztab Generalny Ukrainy nie był w stanie opracować jednolitego standardu i programu szkolenia mobilizacyjnego. Sam proces ogólnowojskowy przypomina raczej połataną kołdrę - gdzieś szkolenie prowadzone jest bezpośrednio w jednostkach przez doświadczonych podoficerów, gdzieś prowadzone jest przez "superszeregowców", gdzieś prowadzone jest przez policjantów, a gdzieś nie ma go wcale. Oczywiście wszystko to ma niezwykle negatywny wpływ na możliwości bojowe jednostek, ich sterowalność i trwałość bojową. W takich okolicznościach pomoc z zewnątrz była koniecznością, więc Wielka Brytania powołała misję, której celem było kształcenie i szkolenie ukraińskich rekrutów.

Jednocześnie Wielka Brytania jeszcze wiosną rozpoczęła program przekwalifikowania ukraińskich jednostek kadrowych, wokół których utworzono pięść uderzeniową, która później została zaangażowana w ofensywę charkowsko-iziumską.
Okazało się to jednak niewystarczające - jesienią okazało się, że armia ukraińska może z powodzeniem posuwać się w rejonach o skrajnie osłabionych i nielicznych liniach obronnych, ale nie może prowadzić operacji mających na celu przełamanie obrony eszelonowej (z wieloma liniami obrony), z czym ZSU zetknęła się na kierunku chersońskim. Powodem tego była w niemałej części bardzo niestabilna jakość wyszkolenia i spójności jednostek, dlatego państwa NATO zapowiedziały rozpoczęcie szeregu różnych misji szkoleniowych dla wojsk ukraińskich. 
Większość ogłoszonych programów koncentruje się właśnie na przekwalifikowaniu jednostek aktywnych, niektóre skupiają się na szkoleniu specjalistów (personel medyczny, saperzy, snajperzy), są też osobne kursy dla oficerów. W sumie od jesieni do wiosny przez poligony w Europie ma się przewinąć co najmniej 50 tys. ukraińskich żołnierzy - to bardzo imponująca liczba, którą można uznać za zaplecze do sformowania kilku brygad uderzeniowych. Cele są jasne - państwa zachodnie nie mogą obecnie zapewnić Ukrainie przewagi liczebnej czy technicznej nad siłami rosyjskimi, ale mogą to zrobić poprzez poprawę jakości ukraińskich sił zbrojnych.
Na ile jednak plany te są możliwe do zrealizowania w związku z sytuacją wokół Bahmuta, okaże się bliżej końca okresu zimowego.

Zachodnia pomoc wojskowa - wyniki i wnioski
Jak wspomniano w powyższych tekstach, państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego skoncentrowały swoje wysiłki wokół dwóch kluczowych programów pomocy wojskowo-technicznej dla Ukrainy: pierwszy dotyczy rozbudowy produkcji wojskowej w Europie Wschodniej, drugi szkolenia znacznej liczby żołnierzy ZSU.
Najwyraźniej Europa i USA zakładają, że konflikt zakończy się nie później niż jesienią 2023 roku (podobnie jak ja przyp. @Aryo), dlatego nie planują żadnych drastycznych działań związanych z przezbrojeniem armii ukraińskiej i mobilizacją własnych kompleksów wojskowo-przemysłowych. W ramach takiej logiki ich działania stają się bardziej niż zrozumiałe: na jeszcze jeden rok działań bojowych wystarczy wyprodukować materiały eksploatacyjne, amunicję i naprawić radziecki sprzęt wojskowy i skupić się na indywidualnym wyposażeniu i szkoleniu personelu ZSU. W pozostałym zakresie braki środków technicznych zostaną zapewne uzupełnione z pomocą cywilnych elementów (ukraińska armia otrzymała w ramach dostaw ponad 13 tys. pickupów, SUV-ów i ciężarówek).
Ogłoszone przez Stany Zjednoczone programy np. rozszerzenia produkcji amunicji 155 mm nie są związane z chęcią zwiększenia dostaw pocisków na Ukrainę, ale uzupełnienia własnych rezerw i rezerw sojuszników z NATO oraz umożliwienia nieprzerwanej sprzedaży broni. Z powodu zaopatrzenia armii ukraińskiej Stany Zjednoczone były zmuszone do odłożenia zamówień wojskowych dla Tajwanu jeszcze latem, a także straciły niektórych klientów, podobnie jak np. Polska. Wojskowi w Warszawie poważnie renegocjowali kontrakty na zakup broni przez USA (czołgi, taktyczne systemy rakietowe i haubice) na rzecz Korei Południowej, która może produkować sprzęt i amunicję w znacznie wyższym tempie niż Ameryka. 


Należy również dodać, że Ukraina otrzymuje znaczne środki na rozwój własnych zakładów produkcji wojskowej, które są zlokalizowane zarówno na terenie kraju, jak i w Europie Wschodniej (wiadomo, że niektóre ukraińskie przedsiębiorstwa obronne rozpoczęły działalność w Polsce i Czechach). Przynajmniej dzięki temu Siły Zbrojne Ukrainy były w stanie odbudować i utrzymać samoloty wyjęte konserwacji, zabezpieczyć własną produkcję dronów, sprzętu do walki elektronicznej i pewnego zakresu amunicji. Również kosztem finansowania rodzimego przemysłu obronnego, Kijów pracuje nad rozwojem szeregu obiecujących broni operacyjno-taktycznych, z których część zobaczymy zapewne już w pierwszej połowie 2023 roku. 

Wreszcie, jeśli działania wojenne nie zakończą się w 2023 roku, sojusznicy Ukrainy będą zmuszeni do opracowania i masowej produkcji pewnej ilości broni typu "mobilizacyjnego", aby uzupełnić straty i ogólne braki w wyposażeniu armii ukraińskiej. Tempo wycofywania lekkich pojazdów opancerzonych i nieopancerzonych jest obecnie zbliżone do poziomu z czasów II wojny światowej - jednocześnie szeroko stosowane w NATO kołowe transportery opancerzone z zabezpieczeniem przeciwwybuchowym typu MRAP są źle przystosowane do działania w typach gleb występujących na Ukrainie i nie jest wskazane stałe pokrywanie nimi potrzeb ZSU.

ARYO: Powyższy tekst został zauważony przez rosyjskiego propagandystę Dmitrijewa, który z automatu uznał tę powyższą analizę za zbliżające się zwycięstwo Rosji (https://t.me/russ_orientalist/12862). Tłumaczenie:
Atomic Cherry napisał całą serię tekstów, które opowiadają o "miękkim" punkcie zwrotnym w wojnie, który polega na zmniejszeniu dostaw broni na Ukrainę i zmianie strategii Specjalnej Wojennej Operacji (wojny). Pomysł Surowikina (dowódca rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie przyp. @Aryo) to nie tylko uderzenia w infrastrukturę i mobilizację, ale także wcielanie do armii nieczułej piechoty więziennej, na której zużywa się najbardziej gotowa do walki część ZSU. Wszystko to daje rosyjskim odbiorcom nadzieję, że wojna nie zakończy się katastrofą, a zamiast tego przerodzi się w tradycyjną dla Rosji długą wojnę na wyniszczenie.
ARYO: Atomic Cherry nie zgadza się z rosyjskim propagandystą Dmitrijewem i dokładniej rosjaśnia wnioski z tekstu ( https://t.me/atomiccherry/528 ) Tłumaczenie:
Nie pisałem o żadnej przerwie w walkach, ani miękkim, ani twardym. Wręcz przeciwnie, chodzi wyłącznie o to, że konflikt wrócił do stanu pozycyjnego impasu, w którym był już dwukrotnie w ciągu 2022 roku.
Ten ospały i niedynamiczny format walki jest rzeczywiście korzystniejszy dla Federacji Rosyjskiej niż dla Ukrainy zarówno ze względu na większe zasoby militarne, jak i niewrażliwość na opinię publiczną, a co za tym idzie - straty (zarówno ekonomiczne, jak i ludzkie). Czy powyższe może być warunkiem przechylenia przez Moskwę szali na swoją korzyść? Jest to możliwe, ale nie pewne - aby o tym mówić musimy poczekać na wyniki wiosennej kampanii, o czym mówiłem w tekstach powyżej.
Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że obecne działania wojenne nie mają w sobie tej zgrzytającej zębami jednostronności, którą próbuje przypisać im propaganda po obu stronach konfliktu. Mamy do czynienia z szeregiem bardzo skomplikowanych procesów militarnych, gospodarczych i politycznych, które w tej chwili można jedynie uchwycić (co też czynię), ale trudno na podstawie tego Nebel des Krieges kreślić przyszłe scenariusze, nawet dla tak bliskiej perspektywy jak przyszły rok.
USA i Europa Zachodnia najwyraźniej rozumieją to lepiej niż tutaj - dla nich to, co się dzieje, nie jest jakimś "konfliktem egzystencjalnym i walką na śmierć i życie" i dlatego nie uciekają się do jakichś kardynalnych środków (tak, wielokrotna rozbudowa przemysłu zbrojeniowego jest środkiem kardynalnym), które mogłyby zapewnić Ukrainie wyraźną przewagę militarną i techniczną nad przeciwnikiem, i generalnie powstrzymują się od skrajności. Oczywiście Sojusz czeka też na wyniki zimowo-wiosennego okresu walk, by wreszcie doprowadzić Rosję i Ukrainę do stołu negocjacyjnego.  
Jeśli chodzi o Bahmut, to temat ten poruszę osobno. Sytuacja tam jest na pewno ciekawa i godna uwagi z punktu widzenia ustalania faktów i działań. Poza tym muszę powtórzyć, że wyciąganie w tej chwili jakichkolwiek daleko idących wniosków jest pochopne. 

wspieram zrzutkę na wyposażenie zimowe dla Ukrainy
https://zrzutka.pl/88d5ug
postaw kawę Aryo jako forma wsparcia dla tego co robi:
https://buycoffee.to/_234_2S

Komentarze (3)

Alalai

Jeszcze w czasach szkolnych zastanawiałem się, jak to możliwe, że mamy tak mało amunicji w wojsku, nie wystarczającej nawet na miesiąc działań zbrojnych, co w moim racjonalnym umyśle się nie mieściło i nie dawało spokoju, no bo skoro każdy wieo problemie i nic się z tym nie robi. Teraz już mam część odpowiedź.

SCC

Ciekawe, jak nasze moce produkcyjne. Biorąc pod uwagę, że wciąż nie wiemy, ile oficjalnie pojechało sprzętu ciężkiego na Ukrainę, to pewnie inne rzeczy również są ukryte przez komunistyczną mentalność "a po co to obywatelowi mówić? Cywile mają pracować, a nie patrzeć co władza robi".

Opornik

@Alalai W latach 90 i 00 powodem była bieda i brak bezpośredniego zagrożenia... ruska agentura też pewnie dorzuciła swoje 3 grosze.

Zaloguj się aby komentować