Dani Jarque: Siempre con nosotros
hejto.plWersja multimedialna z galerią, video i linkami
Niedziela, 2 sierpnia 2009. Espanyol Barcelona przygotowujący się do kolejnej kampanii, w inauguracyjnym meczu nowym stadionie – Cornellà-El Prat (wraz z końcem sezonu 2008/09 pożegnano Stadion Olimpijski Montjuïc) podejmował naszpikowany gwiazdami FC Liverpool. Kataloński klub sprawił nie lada niespodziankę – nie dał żadnych szans The Reds i wygrał aż 3:0 (nagranie ceremonii otwarcia i spotkania). Dla 26-letniego stopera, Daniela Jarque Gonzaleza było to pierwsze spotkanie w nowej roli – przejął na stałe opaskę kapitana po weteranie, Raulu Tamudo. Nowy stadion, nowy kapitan, wydawało się, że nadchodzą nowe, lepsze czasy. Niestety, radość trwała tylko przez niespełna tydzień…
Środa, 5 sierpnia 2009. Espanyol w ramach dalszych przygotowań do nowego sezonu wyruszył w tournee po Półwyspie Apenińskim. Pierwszym przeciwnikiem Papużek było SSC Napoli, z którym zmierzyli się na Stadio San Paolo (obecnie: Stadio Diego Armando Maradona). Gospodarze przeważali i stwarzali sobie więcej groźnych sytuacji bramkowych, jednak ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Dani zameldował się na placu gry na początku drugiej połowie. W Neapolu zagrał ostatni mecz w swojej karierze...
Sobota, 8 sierpnia 2009. Drużyna kontynuowała przygotowania we Florencji. Pod wieczór świeżo upieczony kapitan Papużek rozmawiał przez telefon ze swoją ciężarną narzeczoną, Jessicą i nagle zamilkł. Zaniepokojona dziewczyna zadzwoniła do jego współlokatora, Ferrana Corominasa (który wcześniej zostawił go, aby mógł swobodnie porozmawiać z dziewczyną i zszedł na kolację), gdy wrócił do pokoju, znalazł na podłodze nieprzytomnego Daniego i wezwał na pomoc klubowego lekarza – Miquela Cerverę, który rozpoczął resuscytację. Defibrylator, który posiadał pokazał asystolię (płaską linię oznaczającą brak aktywności serca), a kilka minut później przyjechała karetka, która przewiozła Daniego do szpitala. Walka o jego życie trwała godzinę – medycy podawali adrenalinę i atropinę oraz użyli defibrylatora, jednak serce młodego piłkarza nie zareagowało i nie zaczęło bić ponownie. Jarque doznał ataku serca, gdy był sam, a pomoc nadeszła zbyt późno...
Wszystko było OK?
Feralnego dnia ówczesny trener zespołu, Mauricio Pochettino dał swoim podopiecznym wolne popołudnie. Piłkarze ruszyli na miasto, natomiast Jarque pozostał w hotelu, ponieważ twierdził, że nie czuje się najlepiej i boli go głowa. Było to dość zaskakujące, ponieważ Dani zawsze lubił spędzać wolny czas z kolegami z zespołu. W każdym razie po jego śmierci klubowy sztab medyczny był w szoku i nie mógł zrozumieć jak do tego doszło – badania wysiłkowe i EKG Daniego nie wykazały, aby działo się z nim coś złego, a w testach wytrzymałościowych wypadał jako jeden z najlepszych w drużynie.
Żałoba
Informacja o nagłej śmierci kapitana Espanyolu pojawiła się w mediach ok. godziny 22 (RTVE | Marca | rm.pl). W Barcelonie, przy wejściu nr 21 (numer Daniego) na stadion Cornellà-El Prat jeszcze tego samego wieczoru zjawili się tłumnie kibice z kwiatami, świeczkami i pamiątkami związanymi z piłkarzem. Wkrótce to miejsce przemieniło się w sanktuarium ku czci jego pamięci.
Natomiast kataloński klub natychmiast przerwał zgrupowanie, odwołał sparingi z Bologną i Livorno, a następnie jeszcze w niedzielę wrócił do Barcelony, by wziąć udział ostatnim pożegnaniu kolegi. Podczas ceremonii pogrzebowej, która odbyła się we wtorek, 11 sierpnia 2009 r. (tak szybko głównie dzięki pomocy dyplomatycznej, która przyspieszyła procedury dotyczące transportu ciała do Hiszpanii), wzięło udział kilkanaście tysięcy osób – nie tylko kibiców Papużek i ich rywali zza miedzy – FC Barcelony, ale także fanów, działaczy i zawodników takich klubów jak Real Madryt, Betis, Sevilla, Almería, Deportivo La Coruna, Athletic Bilbao i wielu, wielu innych. Barwy klubowe nie miały znaczenia – wszyscy opłakiwali kolegę z boiska, który odszedł przedwcześnie.
To tragiczne wydarzenie zszokowało piłkarski świat – młody, 26-letni zawodnik w hotelu na dostał ataku serca i zmarł, pomimo tego, że piłkarze regularnie poddawano drobiazgowym badaniom. Ile warte były te badania? A może ich wyniki bagatelizowano? Przypadek Daniego Jarque nie był pierwszą (ani niestety ostatnią) taką tragedią…
Wychowanek z krwi i kości
Dani do piłkarskiej szkółki Espanyolu Barcelona trafił w wieku 12 lat, co oznacza, że dorastał i był z nim związany przez ponad połowę swego życia. Był nieśmiałym chłopakiem, którego idolem podobno był Fernando Hierro. Zaczynał jako środkowy pomocnik, ale później został przesunięty na środek obrony.
W 2001 r. trafił do trzecioligowej drużyny rezerw. W lipcu 2002 r. Jarque z reprezentacją Hiszpanii U-19 sięgnął po młodzieżowe Mistrzostwo Europy grając u boku między innymi Andreasa Iniesty (z którym się zaprzyjaźnił właśnie dzięki wspólnym występom w różnych kategoriach młodzieżowych reprezentacji), Jose Antonio Reyesa, czy wspomnianego wcześniej klubowego kolegi, Ferrana Corominasa. We wrześniu tego samego roku zaliczył debiut w barwach pierwszego zespołu w Pucharze Króla, a październiku – zadebiutował w Primera Division (w sumie zanotował 6 występów ligowych w tamtym sezonie), a od kampanii 2004/05 grywał regularnie w pierwszym składzie (i od tego czasu występował z numerem 21 na koszulce).
W wrześniu 2005 r. strzelił przed własną publicznością dość kuriozalnego gola w ligowym pojedynku z Realem Madryt. Zanim piłka po jego uderzeniu głową wpadła do siatki, arbiter odgwizdał rzut karny dla gospodarzy, ale po chwili – mimo protestów "Królewskich", które przyniosły jedynie czerwoną kartkę dla Sergio Ramosa – zmienił decyzję i uznał trafienie, które pozwolił Papużkom odnieść cenne zwycięstwo (1:0) nad galaktycznym rywalem. W sezonie 2005/06 dostał stanął przed szansą zaprezentowania swoich umiejętności w Pucharze UEFA. Espanyol wyszedł z grupy, ale w 1/16 finału został rozbity przez Schalke 04. Jednak największym sukcesem tamtego sezonu okazało się zdobycie Puchar Króla, dzięki czemu drużyna, pomimo tego, że do ostatniej kolejki musiała walczyć o utrzymanie w La Liga, mogła ponownie pokazać się w europejskich pucharach. Chociaż w kolejnym sezonie Papużki w lidze radziły sobie w kratkę, to w PUEFA szły jak burza i bez porażki zameldowały się w finale w Glasgow. Jednak na Hampden Park Katalończyków zatrzymali obrońcy trofeum – FC Sevilla, który po zaciętym starciu zakończonym po dogrywce remisem 2:2, wygrali w rzutach karnych 5-3.
Wieczny kapitan
Espanyol zanotował 23 września 2009 r. pierwsze ligowe zwycięstwo na nowym stadionie – w starciu z Malagą (2:1). Drużyna zadedykowała je córce Jarque – Martinie, która przyszła na świat w trakcie tego meczu. Co ciekawe, do dziś, gdy na zegarze na Cornellà-El Prat wybija 21. minuta, kibice Papużek gromkimi brawami upamiętniają swojego Eterno Capitan, który nadal inspiruje swoich kolegów i młodych adeptów piłkarskich szlifujących swoje umiejętności w klubowej akademii.
Warto również wspomnieć o tym, że Espanyol na kilka lat zastrzegł numer 21 dla nowych zawodników. Nie był to pusty gest, lecz spore wyrzeczenie – biorąc pod uwagę przepisy w lidze hiszpańskiej – zawodnicy pierwszego zespołu w La Liga mogą występować z wyłącznie numerami od 1 do 25, więc zablokowanie jednego z nich oznaczało de facto zredukowanie kadry o jednego piłkarza. Dopiero w sezonie 2017/18 Marc Roca (wychowanek) dostał szansę zagrania z „21” na plecach. Natomiast w poprzedniej kampanii z tym magicznym numerem występował Nico Melamed (również wychowanek).
Wiecznie żywy
W kwietniu 2010 r. przy wejściu numer 21 na stadion pojawiła się symboliczna tabliczka pamiątkowa z imieniem i nazwiskiem zawodnika, którą odsłoniła jego narzeczona. Z kolei w styczniu 2012 r. odsłonięto pomnik upamiętniający zawodnika przy stadion, a w październiku 2013 r. kompleksowi treningowemu Espanyolu zostało nadane imię piłkarza (Ciudad Deportiva Dani Jarque).
Natomiast nieco wcześniej, 3 czerwca 2013 r. na Cornellà-El Prat został rozegrany mecz upamiętniający Daniego pomiędzy jego kolegami z Espanyolu, a zespołem hiszpańskich piłkarzy pod wodzą Andreasa Iniesty. Wszyscy zagrali z numerem 21 na plecach, a spotkanie zakończyło się efektownym remisem 4:4. Spotkanie w symboliczny sposób rozpoczęła (z pomocą dziadka Jose Luis (ojca Daniego) mała Martina. Wzruszona rodzina piłkarza podziękowała wszystkim zgromadzonym za wsparcie i pamięć o Danim.
Jednak chyba najbardziej spektakularny sposób Daniego upamiętnił jego wspomniany wcześniej przyjaciel, Andreas Iniesta, który po strzeleniu w 116. min. zwycięskiego gola podczas dogrywki finału Mundialu w RPA z Holandią (1:0) zdjął swój trykot i pokazał podkoszulek z napisem: Dani Jarque siempre con nosotros (Dani Jarque zawsze z nami), za co zresztą został ukarany żółtą kartką przez prowadzącego to spotkanie Howarda Webba. W każdym razie Iniesta przekazał później ją Espanyolowi, gdzie jest strzeżona niczym cenna relikwia w klubowym muzeum.
Dwa lata później, gdy Hiszpania sięgnęła po Mistrzostwo Europy, z podobną inicjatywą wyszedł Cesc Fabregas (przy okazji upamiętnił też zmarłego na raka Mikiego Roque, hiszpańskiego trenera Manolo Preciado, który kilka tygodni wcześniej zmarł na atak serca i Antonio Puertę, który odszedł w równie tragicznych okolicznościach, co Jarque).
Z kolei tuż przed rozpoczęciem mundialu w Brazylii (2014), narzeczona piłkarza, wraz z córką napisały i opublikowały w hiszpańskiej prasie chwytający za serce list do Iniesty. Później dziewczyna odsunęła się w cień. Przeglądając archiwalne fotografie i nagrania po raz ostatni udało mi się ją zauważyć w kadrze podczas odchodów 9. rocznicy śmierci Daniego. Rzecz jasna nie doszukiwałbym się w tym lekceważenia pamięci tragicznie zmarłego chłopaka, lecz chęć uchronienia siebie i dorastającą córkę przed męczącym szumem medialnym.
Czas biegnie nieubłaganie
Dziś minęło 14 lat od tamtego tragicznego zdarzenia, jednak pamięć o Danim Jarque nadal pozostaje żywa i pomimo tego, że nie ma go z nami – nadal inspiruje. Jednak nie zmienia to faktu, że czas płynie nieubłaganie – od jego śmierci minęły cztery mundiale, a córka, której nie było mu dane nawet zobaczyć – jest już nastolatką. W tym roku Dani obchodziłby „czterdziestkę” i zapewne miałby już za sobą piłkarską karierę. Jaką? Tego się nigdy nie dowiemy. Ale jego tragiczna historia to okazja do refleksji nie tylko nad kruchością życia, ale również zastanowienia się nad tym co faktycznie jest w nim najistotniejsze i na czym należałby się skupić w pierwszej kolejności.
#pilkanozna #laliga #espanyol #barcelona #nostalgia
Niedziela, 2 sierpnia 2009. Espanyol Barcelona przygotowujący się do kolejnej kampanii, w inauguracyjnym meczu nowym stadionie – Cornellà-El Prat (wraz z końcem sezonu 2008/09 pożegnano Stadion Olimpijski Montjuïc) podejmował naszpikowany gwiazdami FC Liverpool. Kataloński klub sprawił nie lada niespodziankę – nie dał żadnych szans The Reds i wygrał aż 3:0 (nagranie ceremonii otwarcia i spotkania). Dla 26-letniego stopera, Daniela Jarque Gonzaleza było to pierwsze spotkanie w nowej roli – przejął na stałe opaskę kapitana po weteranie, Raulu Tamudo. Nowy stadion, nowy kapitan, wydawało się, że nadchodzą nowe, lepsze czasy. Niestety, radość trwała tylko przez niespełna tydzień…
Środa, 5 sierpnia 2009. Espanyol w ramach dalszych przygotowań do nowego sezonu wyruszył w tournee po Półwyspie Apenińskim. Pierwszym przeciwnikiem Papużek było SSC Napoli, z którym zmierzyli się na Stadio San Paolo (obecnie: Stadio Diego Armando Maradona). Gospodarze przeważali i stwarzali sobie więcej groźnych sytuacji bramkowych, jednak ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Dani zameldował się na placu gry na początku drugiej połowie. W Neapolu zagrał ostatni mecz w swojej karierze...
Sobota, 8 sierpnia 2009. Drużyna kontynuowała przygotowania we Florencji. Pod wieczór świeżo upieczony kapitan Papużek rozmawiał przez telefon ze swoją ciężarną narzeczoną, Jessicą i nagle zamilkł. Zaniepokojona dziewczyna zadzwoniła do jego współlokatora, Ferrana Corominasa (który wcześniej zostawił go, aby mógł swobodnie porozmawiać z dziewczyną i zszedł na kolację), gdy wrócił do pokoju, znalazł na podłodze nieprzytomnego Daniego i wezwał na pomoc klubowego lekarza – Miquela Cerverę, który rozpoczął resuscytację. Defibrylator, który posiadał pokazał asystolię (płaską linię oznaczającą brak aktywności serca), a kilka minut później przyjechała karetka, która przewiozła Daniego do szpitala. Walka o jego życie trwała godzinę – medycy podawali adrenalinę i atropinę oraz użyli defibrylatora, jednak serce młodego piłkarza nie zareagowało i nie zaczęło bić ponownie. Jarque doznał ataku serca, gdy był sam, a pomoc nadeszła zbyt późno...
Wszystko było OK?
Feralnego dnia ówczesny trener zespołu, Mauricio Pochettino dał swoim podopiecznym wolne popołudnie. Piłkarze ruszyli na miasto, natomiast Jarque pozostał w hotelu, ponieważ twierdził, że nie czuje się najlepiej i boli go głowa. Było to dość zaskakujące, ponieważ Dani zawsze lubił spędzać wolny czas z kolegami z zespołu. W każdym razie po jego śmierci klubowy sztab medyczny był w szoku i nie mógł zrozumieć jak do tego doszło – badania wysiłkowe i EKG Daniego nie wykazały, aby działo się z nim coś złego, a w testach wytrzymałościowych wypadał jako jeden z najlepszych w drużynie.
Żałoba
Informacja o nagłej śmierci kapitana Espanyolu pojawiła się w mediach ok. godziny 22 (RTVE | Marca | rm.pl). W Barcelonie, przy wejściu nr 21 (numer Daniego) na stadion Cornellà-El Prat jeszcze tego samego wieczoru zjawili się tłumnie kibice z kwiatami, świeczkami i pamiątkami związanymi z piłkarzem. Wkrótce to miejsce przemieniło się w sanktuarium ku czci jego pamięci.
Natomiast kataloński klub natychmiast przerwał zgrupowanie, odwołał sparingi z Bologną i Livorno, a następnie jeszcze w niedzielę wrócił do Barcelony, by wziąć udział ostatnim pożegnaniu kolegi. Podczas ceremonii pogrzebowej, która odbyła się we wtorek, 11 sierpnia 2009 r. (tak szybko głównie dzięki pomocy dyplomatycznej, która przyspieszyła procedury dotyczące transportu ciała do Hiszpanii), wzięło udział kilkanaście tysięcy osób – nie tylko kibiców Papużek i ich rywali zza miedzy – FC Barcelony, ale także fanów, działaczy i zawodników takich klubów jak Real Madryt, Betis, Sevilla, Almería, Deportivo La Coruna, Athletic Bilbao i wielu, wielu innych. Barwy klubowe nie miały znaczenia – wszyscy opłakiwali kolegę z boiska, który odszedł przedwcześnie.
To tragiczne wydarzenie zszokowało piłkarski świat – młody, 26-letni zawodnik w hotelu na dostał ataku serca i zmarł, pomimo tego, że piłkarze regularnie poddawano drobiazgowym badaniom. Ile warte były te badania? A może ich wyniki bagatelizowano? Przypadek Daniego Jarque nie był pierwszą (ani niestety ostatnią) taką tragedią…
Wychowanek z krwi i kości
Dani do piłkarskiej szkółki Espanyolu Barcelona trafił w wieku 12 lat, co oznacza, że dorastał i był z nim związany przez ponad połowę swego życia. Był nieśmiałym chłopakiem, którego idolem podobno był Fernando Hierro. Zaczynał jako środkowy pomocnik, ale później został przesunięty na środek obrony.
W 2001 r. trafił do trzecioligowej drużyny rezerw. W lipcu 2002 r. Jarque z reprezentacją Hiszpanii U-19 sięgnął po młodzieżowe Mistrzostwo Europy grając u boku między innymi Andreasa Iniesty (z którym się zaprzyjaźnił właśnie dzięki wspólnym występom w różnych kategoriach młodzieżowych reprezentacji), Jose Antonio Reyesa, czy wspomnianego wcześniej klubowego kolegi, Ferrana Corominasa. We wrześniu tego samego roku zaliczył debiut w barwach pierwszego zespołu w Pucharze Króla, a październiku – zadebiutował w Primera Division (w sumie zanotował 6 występów ligowych w tamtym sezonie), a od kampanii 2004/05 grywał regularnie w pierwszym składzie (i od tego czasu występował z numerem 21 na koszulce).
W wrześniu 2005 r. strzelił przed własną publicznością dość kuriozalnego gola w ligowym pojedynku z Realem Madryt. Zanim piłka po jego uderzeniu głową wpadła do siatki, arbiter odgwizdał rzut karny dla gospodarzy, ale po chwili – mimo protestów "Królewskich", które przyniosły jedynie czerwoną kartkę dla Sergio Ramosa – zmienił decyzję i uznał trafienie, które pozwolił Papużkom odnieść cenne zwycięstwo (1:0) nad galaktycznym rywalem. W sezonie 2005/06 dostał stanął przed szansą zaprezentowania swoich umiejętności w Pucharze UEFA. Espanyol wyszedł z grupy, ale w 1/16 finału został rozbity przez Schalke 04. Jednak największym sukcesem tamtego sezonu okazało się zdobycie Puchar Króla, dzięki czemu drużyna, pomimo tego, że do ostatniej kolejki musiała walczyć o utrzymanie w La Liga, mogła ponownie pokazać się w europejskich pucharach. Chociaż w kolejnym sezonie Papużki w lidze radziły sobie w kratkę, to w PUEFA szły jak burza i bez porażki zameldowały się w finale w Glasgow. Jednak na Hampden Park Katalończyków zatrzymali obrońcy trofeum – FC Sevilla, który po zaciętym starciu zakończonym po dogrywce remisem 2:2, wygrali w rzutach karnych 5-3.
Wieczny kapitan
Espanyol zanotował 23 września 2009 r. pierwsze ligowe zwycięstwo na nowym stadionie – w starciu z Malagą (2:1). Drużyna zadedykowała je córce Jarque – Martinie, która przyszła na świat w trakcie tego meczu. Co ciekawe, do dziś, gdy na zegarze na Cornellà-El Prat wybija 21. minuta, kibice Papużek gromkimi brawami upamiętniają swojego Eterno Capitan, który nadal inspiruje swoich kolegów i młodych adeptów piłkarskich szlifujących swoje umiejętności w klubowej akademii.
Warto również wspomnieć o tym, że Espanyol na kilka lat zastrzegł numer 21 dla nowych zawodników. Nie był to pusty gest, lecz spore wyrzeczenie – biorąc pod uwagę przepisy w lidze hiszpańskiej – zawodnicy pierwszego zespołu w La Liga mogą występować z wyłącznie numerami od 1 do 25, więc zablokowanie jednego z nich oznaczało de facto zredukowanie kadry o jednego piłkarza. Dopiero w sezonie 2017/18 Marc Roca (wychowanek) dostał szansę zagrania z „21” na plecach. Natomiast w poprzedniej kampanii z tym magicznym numerem występował Nico Melamed (również wychowanek).
Wiecznie żywy
W kwietniu 2010 r. przy wejściu numer 21 na stadion pojawiła się symboliczna tabliczka pamiątkowa z imieniem i nazwiskiem zawodnika, którą odsłoniła jego narzeczona. Z kolei w styczniu 2012 r. odsłonięto pomnik upamiętniający zawodnika przy stadion, a w październiku 2013 r. kompleksowi treningowemu Espanyolu zostało nadane imię piłkarza (Ciudad Deportiva Dani Jarque).
Natomiast nieco wcześniej, 3 czerwca 2013 r. na Cornellà-El Prat został rozegrany mecz upamiętniający Daniego pomiędzy jego kolegami z Espanyolu, a zespołem hiszpańskich piłkarzy pod wodzą Andreasa Iniesty. Wszyscy zagrali z numerem 21 na plecach, a spotkanie zakończyło się efektownym remisem 4:4. Spotkanie w symboliczny sposób rozpoczęła (z pomocą dziadka Jose Luis (ojca Daniego) mała Martina. Wzruszona rodzina piłkarza podziękowała wszystkim zgromadzonym za wsparcie i pamięć o Danim.
Jednak chyba najbardziej spektakularny sposób Daniego upamiętnił jego wspomniany wcześniej przyjaciel, Andreas Iniesta, który po strzeleniu w 116. min. zwycięskiego gola podczas dogrywki finału Mundialu w RPA z Holandią (1:0) zdjął swój trykot i pokazał podkoszulek z napisem: Dani Jarque siempre con nosotros (Dani Jarque zawsze z nami), za co zresztą został ukarany żółtą kartką przez prowadzącego to spotkanie Howarda Webba. W każdym razie Iniesta przekazał później ją Espanyolowi, gdzie jest strzeżona niczym cenna relikwia w klubowym muzeum.
Dwa lata później, gdy Hiszpania sięgnęła po Mistrzostwo Europy, z podobną inicjatywą wyszedł Cesc Fabregas (przy okazji upamiętnił też zmarłego na raka Mikiego Roque, hiszpańskiego trenera Manolo Preciado, który kilka tygodni wcześniej zmarł na atak serca i Antonio Puertę, który odszedł w równie tragicznych okolicznościach, co Jarque).
Z kolei tuż przed rozpoczęciem mundialu w Brazylii (2014), narzeczona piłkarza, wraz z córką napisały i opublikowały w hiszpańskiej prasie chwytający za serce list do Iniesty. Później dziewczyna odsunęła się w cień. Przeglądając archiwalne fotografie i nagrania po raz ostatni udało mi się ją zauważyć w kadrze podczas odchodów 9. rocznicy śmierci Daniego. Rzecz jasna nie doszukiwałbym się w tym lekceważenia pamięci tragicznie zmarłego chłopaka, lecz chęć uchronienia siebie i dorastającą córkę przed męczącym szumem medialnym.
Czas biegnie nieubłaganie
Dziś minęło 14 lat od tamtego tragicznego zdarzenia, jednak pamięć o Danim Jarque nadal pozostaje żywa i pomimo tego, że nie ma go z nami – nadal inspiruje. Jednak nie zmienia to faktu, że czas płynie nieubłaganie – od jego śmierci minęły cztery mundiale, a córka, której nie było mu dane nawet zobaczyć – jest już nastolatką. W tym roku Dani obchodziłby „czterdziestkę” i zapewne miałby już za sobą piłkarską karierę. Jaką? Tego się nigdy nie dowiemy. Ale jego tragiczna historia to okazja do refleksji nie tylko nad kruchością życia, ale również zastanowienia się nad tym co faktycznie jest w nim najistotniejsze i na czym należałby się skupić w pierwszej kolejności.
#pilkanozna #laliga #espanyol #barcelona #nostalgia