Jestem studentką uczelni medycznej, ale nie studiuje lekarskiego ani nic takiego, tylko zdrowie publiczne. Nie jest to kierunek lans, bans i zabawa ale tez nie jest to ten poziom co lekarski. Jestem w szoku jeśli chodzi o to kadrę. Mamy zajęcia z osobami znanymi w środowisku naukowym, profesorami, członkami rad znaczących towarzystw medycznych.
JAk, PO CO? dlaczego tacy ludzie uzerają się ze studentami w dodatku za śmieszne pieniądze (bo ile na publicznej uczelni można zarobić to się spodziewam). #pytanie #studbaza
Ja bym powiedzial ze jest to cos szlachetnego, nie chodzi wlasnie o kase ani o przyjemnosc, tylko o przekazanie wiedzy dalej.
@MoralneSalto ja sam bym chętnie poprowadził jakieś zajęcia dla studentów, chociaż mam jedynie magistra i pare lat doświadzcenia w przemyśle. Osobiście po prostu lubię uczyć innych i mieć z tyłu głowy, że komuś moje rady się przydadzą. Oprócz tego chciałbym im pokazać, że tępe powtarzanie formułek i wkuwanie definicji to nie jest clue nauki i najlepsze jest doświadczenie właśnie
Jest to łatwa i przyjemna kasa. Taki profesor potrafi się rzadko kiedy pojawiać na uczelni, a taksometr bije, więc czemu nie?
@Topia na uczelniach medycznych wykładowcy często mają jednocześnie kilka prowadzonych zajęć i dyżur w szpitalu
@maximilianan uczenie żeby móc funkcjonować (nadawać tytuły etc) muszą mieć daną liczbę osób z danymi stopniami naukowymi.
Ja na swoim wydziale miałem typa, który był profesorem, miał swój gabinet, ale przez kilka lat ani razu go nie widziałem xD Typ już dawno na emeryturze, ale trzymali go na pasku właśnie przez tytuł.
@Topia dokładniej to żeby uczelnia miała status Uniwersytetu musi mieć ileś wydziałów i na tych wydziałach ileś osób na stanowiskach profesorskich. A tru story z uczelni medycznej jest takie, że kumpel na lekarskim miał jakiegoś kolosa do poprawy i doktorek kazał mu przyjść na zajęcia innej grupy. Poszedł, a ci mówią, że go nie ma i prowadzi zastępca. No zastępca mu kolosa nie podklepie, więc mój ziomek poszedł do sekretariatu zapytać co jest grane. Po dłuższym dochodzeniu okazało się, że doktorek ma tego dnia 24 godzinny dyżur w szpitalu. Jak poszedł do tego szpitala (uniwersytecki, więc zaraz obok) to się okazało, że ma też dyżur w zupełnie innym szpitalu na drugim końcu miasta :v
No pojebane.
@MoralneSalto - sam się kiedyś nad tym zastanawiałem i dopiero po części zacząłem to rozumieć kiedy sam zacząłem nauczać - jest coś pociągającego w przekazywaniu wiedzy kolejnym pokoleniom - zwłaszcza jeśli oni to łapią i zaczynają być w tym dobrzy - daje to jakiś spokój ducha, że ten cały trud nie poszedł na marne i będzie komu kontynuować.
Ale generalnie to by dostać tytuły naukowe to ileś tam godzin musi być przepracowane jako wykładowca - więc podejrzewam, że zdecydowana większość robi to z przymusu i części może dla kasy
@MoralneSalto nie wszystko kręci się wokół kasy. Mogą to robić z pasji
Wyższy tytuł, to zazwyczaj większa kasa, a tytuły zdobywa się właśnie na uczelni. Ponadto - prestiż i renoma, a tych nie dają pieniądze, tylko właśnie tytuły i dokonania uczelniane. No i wielu naprawdę czuje potrzebę dzielenia się wiedzą i czerpie z tego radość.
Generalnie bardzo duży procent naukowców jest związanych z ośrodkami uniwersyteckimi i jest to nie tylko całkowicie naturalne, ale i porządane przez obie strony.
@MoralneSalto Pasja.
Bo pieniądze w życiu to nie wszystko
Zaloguj się aby komentować