Carner / Botafumeiro
Botafumeiro to najgrzeczniejszy kadzidlak w mojej kolekcji. Stylistycznie perfumy nie są nawet stricte kadzidlane, a ciężar zapachu waha się pomiędzy kadzidlanym, przyprawowym i ambrowym, by ostatecznie przechylić się ku temu ostatniemu. Przyprawowy charakter najbardziej wyczuwalny jest w otwarciu i nadaje go wyrazista i pylista gałka muszkatołowa w towarzystwie pieprzu. Choć zapach został sklasyfikowany jako uniseks, to jednak takie połączenie przypraw kojarzy mi się zdecydowanie męsko. Nie trzeba też długo czekać, by zdać sobie sprawę z faktu, że główna rola w tej sztuce należy jednak do labdanum. I to labdanum zostało podane przepięknie, jest dymno-korzenne, gorzkie i odrobinę słodkawe zarazem, ale bez cienia skojarzeń fizjologicznych. Towarzyszący mu styraks nadaje charakterystycznego aromatu, który osobiście odbieram jako mieszankę owocowych landrynek i spalenizny, a kompozycji dopełnia tląca się przez cały czas trwania zapachu delikatna smużka kościelnego kadzidła. Pewnie myślicie, że znów jakiś smród i killer? Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie, zapach jest bardzo przystępny wręcz przytulny, trochę słodki, trochę żywiczny, trochę dymny. Nosi się go niezwykle przyjemnie i komfortowo, szczególnie jesienią i zimą, ale pięknie gra również w ciepły wrześniowy wieczór. Wzbudza zainteresowanie i złapał kilka komplementów. I choć Botafumeiro dość mocno przypomina Rouge Bunny Rouge Embers, to nie jest jego klonem, a raczej mógłby być jego słodszym, gładszym i generalnie ugrzecznionym flankerem. Prawie mainstream. Trwałość całodniowa, projekcja przeciętna.
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
Fotka z mojego parfumo.
Botafumeiro to najgrzeczniejszy kadzidlak w mojej kolekcji. Stylistycznie perfumy nie są nawet stricte kadzidlane, a ciężar zapachu waha się pomiędzy kadzidlanym, przyprawowym i ambrowym, by ostatecznie przechylić się ku temu ostatniemu. Przyprawowy charakter najbardziej wyczuwalny jest w otwarciu i nadaje go wyrazista i pylista gałka muszkatołowa w towarzystwie pieprzu. Choć zapach został sklasyfikowany jako uniseks, to jednak takie połączenie przypraw kojarzy mi się zdecydowanie męsko. Nie trzeba też długo czekać, by zdać sobie sprawę z faktu, że główna rola w tej sztuce należy jednak do labdanum. I to labdanum zostało podane przepięknie, jest dymno-korzenne, gorzkie i odrobinę słodkawe zarazem, ale bez cienia skojarzeń fizjologicznych. Towarzyszący mu styraks nadaje charakterystycznego aromatu, który osobiście odbieram jako mieszankę owocowych landrynek i spalenizny, a kompozycji dopełnia tląca się przez cały czas trwania zapachu delikatna smużka kościelnego kadzidła. Pewnie myślicie, że znów jakiś smród i killer? Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie, zapach jest bardzo przystępny wręcz przytulny, trochę słodki, trochę żywiczny, trochę dymny. Nosi się go niezwykle przyjemnie i komfortowo, szczególnie jesienią i zimą, ale pięknie gra również w ciepły wrześniowy wieczór. Wzbudza zainteresowanie i złapał kilka komplementów. I choć Botafumeiro dość mocno przypomina Rouge Bunny Rouge Embers, to nie jest jego klonem, a raczej mógłby być jego słodszym, gładszym i generalnie ugrzecznionym flankerem. Prawie mainstream. Trwałość całodniowa, projekcja przeciętna.
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
Fotka z mojego parfumo.
Zaloguj się aby komentować