#bezpieczenstwonamorzu #zeglarstwo #statki #narkotykizawszespoko
Co mogło się wydarzyć nocą na Zatoce Gdańskiej i czy "Hiszpanie" to naprawdę Hiszpanie cd. II
Powracamy do naszych rozważań o tym, co mogło się wydarzyć w nocy 15.01.2023 roku i co mogli robić „Hiszpanie” w czasie sztormu, małą łódką nieprzystosowaną do pływania po morzu ze sprzętem nurkowym na pokładzie. Podążajmy dalej tropem najbardziej prawdopodobnego przerzutu narkotyków metodą „drop off” na którymś z dwóch statków przybyłych z Kolumbii, które rzuciły kotwicę na redzie Portu Północnego na krótko przed zdarzeniem. Przypomnijmy, że standardowe modus operandi wygląda tak, że ładunek narkotyków przed wwiezieniem do portu zostaje usunięty z burty statku poprzez zrzucenie go na inną mniejszą jednostkę albo prosto do morza gdzie zostanie podjęty przez płetwonurków. Bardzo często przemyt jest tak organizowany, że nie wiedzą on nim sami marynarze. Motorówka, z której korzystali „Hiszpanie” nie tylko niezbyt nadawała się do przeprowadzenia takiej operacji nie tylko ze względu, że była to zwykła mała łódką z silnikiem przyczepnym o wątpliwej dzielności morskiej, ale także byłą niewielkich rozmiarów, jeśli chodzi o możliwość podebrania narkotyków z morza. Na 4 czy 5 metrowej łódce było trzech mężczyzn i sprzęt nurkowy, a więc jeśli ewentualny ładunek byłby podbierany z morza nie mógł być to duży ładunek. Pamiętając, że czarnorynkowa cena kg kokainy wynosi ok. 40 000 USD rzeczywiście by było to opłacalne nie potrzeba setek kilogramów. Zastanawia fakt, że łódka zostaje zakupiona dopiero w dniu 14.01.2023 roku mimo tego, że statki stały już na kotwicowisku od 12.01.2023 roku. Przecież to powinno być wcześniej przygotowane. MV FORTUNA wychodząc z Santa Marta w Kolumbii miała do przepłynięcia 7262 Mm, co daje dobre ponad 25 dni rejsu, gdy statek płynąłby z prędkością 12 węzłów. MV ROLAND OLDENDORFF wypływając z Ciengo miał 7293 Mm do przepłynięcia to również 25 dni płynięcia. Mając tyle czasu przemytnicy zakupują i wypożyczają sprzęt nurkowy na dzień po przybyciu statków na kotwicowisko. Łódź kupują jeszcze później na kilka godzin przed ruszeniem w morze. Mając tyle czasu robią to tak późno? To budzi szereg wątpliwości. Potencjalnych przyczyn może być kilka. Zakładając, że przemytnicy postanawiają skorzystać z najprostszego rozwiązania metody „drop off” i współpracujący z kartelem marynarz lub nawet kilku członków załogi wyrzucają „ładunek” do morza, zapisują jego pozycję i powiadamiają zabezpieczających na brzegu operację „Hiszpanów”. Jeśli „zrzut” jest wykonany ze statku stojącego na kotwicy odnalezienie jest jeszcze prostsze, bo statek staje się punktem odniesienia. To, dlatego na drugi dzień od przybycia statków na kotwicowisko „Hiszpanie” zakupują i dopożyczają sprzęt nurkowy w Gdyni. Co też wydaje się absurdalne z punktu widzenia planowania i przygotowania przemytu, a wygląda jakby dopiero to teraz go planowali i wyposażali się w sprzęt niezbędny do jego realizacji. Być może jest to konsekwencja zmiany wcześniej przygotowanego planu, bo jakieś wydarzenia wymuszają na nich jego zmianę i działania ad hoc. Wypożyczyć i kupić sprzęt nurkowy w piątek 13 0.01.2023 roku przyszły trzy osoby, z czego jeden z mężczyzn pomagał nabyć pozostałym sprzęt i pełnił rolę tłumacza. Sprzęt nurkowy był zakupywany i wypożyczany tylko dla dwóch osób, które jak mówiono w sklepie nurkowym miały nurkować w poszukiwaniu bursztynów. Gdy mężczyźni słyszą ile kosztuję latarka UV niezbędna do poszukiwania bursztynów rezygnują z jej zakupu i biorą zwykłe latarki. Wizyta w sklepie nurkowym może potwierdzać po raz kolejny to, że było to niezaplanowane działanie ad hoc, a takie nie powinno być. Jeśli nawet to oni mieli odebrać „drop off” z któregoś ze statków, które przypłynęły z Kolumbii to sprzęt powinni już mieć zakupiony wcześniej podobnie jak i łódkę, a bynajmniej nie kompletować go na dzień po przybyciu statków.
To, co dzieje się dalej potwierdza tylko, że jest to wielka improwizacja, bo dzień później w Iławie zakupują 4 metrową łódkę z silnikiem przyczepnym. To zdecydowanie sprzęt wędkarski na spokojne wody i rekreacyjne „moczenie kija”. Nie chodzi już o wyposażenie nawigacyjne, brak świateł nawigacyjnych etc. Z resztą nikt o to nie dba, bo i po co skoro „Hiszpanie” zważywszy na to, co robią to nie „chłopcy z kościelnego chóru” i nie sądzę żeby mandat zrobił na nich większe wrażenie albo bardzo przejęli się tym, że nie mają uprawnień do prowadzenia niezarejestrowanej łódzi przemycając kokainę. Tym bardziej, że nawet żadnego mandatu nie dostali. Po pierwsze taka łódź nie nadaje się na morze, bo nie ma żadnej dzielności morskiej, prawdę powiedziawszy mieli wiele szczęścia, że na niej nie zatonęli. Z uzyskanych informacji od sprzedawcy zabierają łódź na wózku i przewożą ją samochodem nad morze. Co więcej niesprawdzoną łodzią, nieprzygotowaną 4 godziny wcześniej zakupioną wypływają w morze, na którym panują wtedy warunki sztormowe. Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie zrobi, to nie jest planowanie tylko desperacja pomieszana z głupotą i nieudolnością. To przecież z powodu zepsucia steru i braku sterowności mężczyźni wzywają pomoc. Przecież gdyby przygotowali łódź i ją wcześniej sprawdzili najprawdopodobniej nie musieliby wzywać pomocy, bo nie doszłoby do uszkodzenia steru. Co robią w morzu do godz. 01.50 kiedy wzywają pomoc przez połączenie z numerem alarmowym 112 za pomocą smartfonu – nie mają nawet radiostacji VHF do komunikowania się na morzu? Co również świadczy o tym, że najprawdopodobniej nie mają żadnego doświadczenia morskiego i wyobraźni skoro nie wzięli ze sobą choćby ręcznej radiostacji VHF. Nie myśląc wcale o potrzebie bezpieczeństwa w przypadku konieczności wzywania pomocy drogą radiową, ale mieliby ją choćby, dlatego żeby prowadząc nasłuch uzyskiwać informacje o tym, co dzieje się na akwenie. Co robili przez ten czas na morzu? Osobiście autor uważa, że również mogło tak być, że nic nie znaleźli, nic nie zrobili, a jedynie walczyli o życie. Działanie mężczyzn dzisiaj gdy jest już tyle śladów nie pozwala wierzyć w pierwotną informacje, że szukali bursztynu pod wodą. Ewidentnie czegoś mieli szukać pod woda stąd przyjęcie „legendy”, że szukają bursztynu. Mężczyźni „legendują się” także w czasie zakupu łodzi, choć wtedy przyjmują legendę, że chcą kupić „łódź na ryby”. Brak spójnej we wszystkich elementach legendy, jeśli nie jest to działanie celowe i zamierzone może potwierdzać nie tylko to, że ci ludzie nie byli profesjonalistami, ale także, że ich działania nie były wcześniej przewidziane i omówione. Legenda o „poszukiwaniu bursztynów”, choć wydawało się to być działaniem ekstremalnym było na swój sposób realne. Takie nurkowania w poszukiwaniu bursztynu mają miejsce i można je zobaczyć chociażby na kanale You Tube. Stąd też zakup kompasu i zwykłych latarek, ale nie latarki UV do poszukiwania bursztynu. Oczywiście kompas również byłby niezbędny do poszukiwania ewentualnego „drop offa” w morzu. Dla policjantów legenda była wiarygodna skoro ich wypuścili zapisując jedynie podane przez nich numery telefonów.
Potencjalnie wydaje sie także możliwa sytuacja, ze to nie był przemyt narkotyków kartelu ale drobna i samodzielna akcja na własną rękę kilku Kolumbijczyków. Dlatego realiozwane to było w tak mało profesjonalny sposób.
Czy udało im się zrealizować to, co zamierzali? Narkotyków przecież przy nich nie znaleziono na łodzi. Coś znaleźli i przekazali dalej? Coś znaleźli, ale nie zabrali ze sobą? Coś znaleźli, ale po awarii łodzi, gdy wezwali pomoc wrzucili to z powrotem do morza żeby nie zostać zatrzymanym za przemyt narkotyków? Może nic nie znaleźli a to, co podejrzewamy nadal znajduje się w morzu i musi podjąć to ktoś inny?
W dniu 16.01.2023 roku osoby zajmujące się aktywnie OSINT na swoich kontach Twittera informowały, że zauważyły ciekawą aktywność niewielkiej jednostki komercyjnej wykorzystywanej do nurkowań na kotwicowisku, na którym kotwiczyły oba statki kolumbijskie. Choć jak wynika z AIS jednostka ta do nich nie dobijała, ale za to dwukrotnie cumowała do innego statku. Czy to może mieć jakiś związek z powyższymi wydarzeniami? Być może „zrzut”, jeśli w rzeczywistości tak było nadal pozostaje w morzu? W tym zakresie można smuć wiele podejrzeń i mam wrażenie, że znaczącą osobą, która dużo w tym zakresie mogłaby powiedzieć jest "spisany” przez policję Hiszpan, który okazał policjantom hiszpański dowód. Ten sam mężczyzna, który występował, jako tłumacz przy zakupie łodzi i wypożyczaniu sprzętu nurkowego, który później po zakończeniu akcji ratowniczej jakby nic zgodnie z umową zwrócił do wypożyczalni. Na mój nos to „Hiszpanie” poza właśnie tym, który był ich tłumaczem, a także pomocnikiem w organizowaniu wszystkich działań, zakupie sprzętu nurkowego i łodzi. Znał język polski, znał miejscowe realia być może to mieszkający w Polsce Hiszpan, może student i dlatego został wynajęty do pomocy. Mówili po hiszpańsku w czasie rozpytywania ich przez policję przed tym, jakich wypuszczono i powiedzieli, że są Hiszpanami, co być może było dla policjantów wiarygodne, bo nie tylko nie mieli żadnych dokumentów, ale także posługiwali się tym językiem.
Maritime Safety & Security, które również w ramach swoich działań prowadzi działalność wywiadowczo-analityczną w zakresie bezpieczeństwa morskiego ma informacje ze swoich źródeł, że w czasie kontaktów z Polakami jeden z Hiszpanów na pytanie skąd pochodzi miał powiedzieć, że z Kolumbii.
Co do wątku rozpoznania lub dywersji. Wiele osób bardzo chętnie podchwyciło ten temat bo wydaje się on bardzo ciekawy i nośny. Na wstępie żeby być dobrze zrozumianym autor w żaden sposób nie neguje tego, że ten rodzaj zagrożenia jest bardzo realny. Co więcej zwłaszcza teraz po rozpoczęciu wojny przez FR na Ukrainie i naszym w nią zaangażowaniu, a także ze względu na nasze bezpieczeństwo energetyczne. Autor chętnie osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obiektów portowych infrastruktury krytycznej wskazywał potencjalne kierunki zagrożeń. Tym bardziej, że dzisiaj mogą one pochodzić ze strony podmiotu państwowego dysponującego niemalże nieograniczonym potencjałem i środkami w porównaniu do terrorystów i w związku z tym zagrożenie jest dużo poważniejsze niż zagrożenie mogące pochodzić ze strony organizacji terrorystycznej. Ataki na gazociągi NS1 i NS2 pokazały, że dobrze przygotowana operacja dywersyjna gwarantuje nie tylko skuteczność, ale także skrytość działań i bezkarność gdyż oficjalnie nie ustalono, kto za tymi atakami stoi dywersją podwodną. Dzisiaj to nie tylko mogą być płetwonurkowie bojowi, drony podwodne, ssaki morskie przeszkolone do zadań dywersyjnych, łodzie wybuchowe, etc. W tym omawianym wypadku od samego początku na szczęście dla nas nie były to działania dywersyjne. Ci ludzie nie byli przygotowani do tego typu działań, nie mieli sprzętu do tego i nie działali jak osoby pochodzące ze służb. Zbyt dużo chaosu i pozostawionych śladów. Nikt kto ma choć trochę wiedzy nie mówiąc już o doświadczeniu w tym zakresie nie powinien mieć co do tego najmniejszej wątpliwości. Tak nie planuje się i nie wykonuje operacji specjalnych. Choć autor dawno temu był przygotowywany do wykonywania i planowania działań specjalnych w tym operacji rozpoznania i dywersji nigdy nie uwierzy, że czasy tak bardzo się zmieniły i operacje takie można przeprowadzać i zabezpieczać tak jak to czynili „Hiszpanie”, którzy chyba nie byli Hiszpanami lecz Kolumbijczykami.
To w żaden sposób nie rozwiązuje problemu że byli to przemytnicy, a nie terroryści albo nurkowie Specnazu, wręcz przeciwnie to jasny sygnał że należy w trybie alarmowym zadbać o bezpieczeństwo naszych morskich obiektów infrastruktury kryzysowej i zweryfikować ich stan zabezpieczeń.
Czy tak było w rzeczywistości? Autor w oparciu o swoje wieloletnie doświadczenie w bezpieczeństwie morskim, a wcześniej w służbie, jako oficer operacyjny wywiadu czy płetwonurek bojowy tak widzi najbardziej prawdopodobną jego zdaniem wersję wydarzeń nie twierdząc, że tak musiało być i nikogo o nic nie oskarżając. Choć czasem „Prawda jest dziwniejsza niż fikcja” - Mark Twain.
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid0LZTGwWaS6SAYnj7eQAKvUYUeUGbxSKQ9g98Pnhw9J9k9Y5qcfkwDdFfQLv9xcxREl&id=100064054541621
Co mogło się wydarzyć nocą na Zatoce Gdańskiej i czy "Hiszpanie" to naprawdę Hiszpanie cd. II
Powracamy do naszych rozważań o tym, co mogło się wydarzyć w nocy 15.01.2023 roku i co mogli robić „Hiszpanie” w czasie sztormu, małą łódką nieprzystosowaną do pływania po morzu ze sprzętem nurkowym na pokładzie. Podążajmy dalej tropem najbardziej prawdopodobnego przerzutu narkotyków metodą „drop off” na którymś z dwóch statków przybyłych z Kolumbii, które rzuciły kotwicę na redzie Portu Północnego na krótko przed zdarzeniem. Przypomnijmy, że standardowe modus operandi wygląda tak, że ładunek narkotyków przed wwiezieniem do portu zostaje usunięty z burty statku poprzez zrzucenie go na inną mniejszą jednostkę albo prosto do morza gdzie zostanie podjęty przez płetwonurków. Bardzo często przemyt jest tak organizowany, że nie wiedzą on nim sami marynarze. Motorówka, z której korzystali „Hiszpanie” nie tylko niezbyt nadawała się do przeprowadzenia takiej operacji nie tylko ze względu, że była to zwykła mała łódką z silnikiem przyczepnym o wątpliwej dzielności morskiej, ale także byłą niewielkich rozmiarów, jeśli chodzi o możliwość podebrania narkotyków z morza. Na 4 czy 5 metrowej łódce było trzech mężczyzn i sprzęt nurkowy, a więc jeśli ewentualny ładunek byłby podbierany z morza nie mógł być to duży ładunek. Pamiętając, że czarnorynkowa cena kg kokainy wynosi ok. 40 000 USD rzeczywiście by było to opłacalne nie potrzeba setek kilogramów. Zastanawia fakt, że łódka zostaje zakupiona dopiero w dniu 14.01.2023 roku mimo tego, że statki stały już na kotwicowisku od 12.01.2023 roku. Przecież to powinno być wcześniej przygotowane. MV FORTUNA wychodząc z Santa Marta w Kolumbii miała do przepłynięcia 7262 Mm, co daje dobre ponad 25 dni rejsu, gdy statek płynąłby z prędkością 12 węzłów. MV ROLAND OLDENDORFF wypływając z Ciengo miał 7293 Mm do przepłynięcia to również 25 dni płynięcia. Mając tyle czasu przemytnicy zakupują i wypożyczają sprzęt nurkowy na dzień po przybyciu statków na kotwicowisko. Łódź kupują jeszcze później na kilka godzin przed ruszeniem w morze. Mając tyle czasu robią to tak późno? To budzi szereg wątpliwości. Potencjalnych przyczyn może być kilka. Zakładając, że przemytnicy postanawiają skorzystać z najprostszego rozwiązania metody „drop off” i współpracujący z kartelem marynarz lub nawet kilku członków załogi wyrzucają „ładunek” do morza, zapisują jego pozycję i powiadamiają zabezpieczających na brzegu operację „Hiszpanów”. Jeśli „zrzut” jest wykonany ze statku stojącego na kotwicy odnalezienie jest jeszcze prostsze, bo statek staje się punktem odniesienia. To, dlatego na drugi dzień od przybycia statków na kotwicowisko „Hiszpanie” zakupują i dopożyczają sprzęt nurkowy w Gdyni. Co też wydaje się absurdalne z punktu widzenia planowania i przygotowania przemytu, a wygląda jakby dopiero to teraz go planowali i wyposażali się w sprzęt niezbędny do jego realizacji. Być może jest to konsekwencja zmiany wcześniej przygotowanego planu, bo jakieś wydarzenia wymuszają na nich jego zmianę i działania ad hoc. Wypożyczyć i kupić sprzęt nurkowy w piątek 13 0.01.2023 roku przyszły trzy osoby, z czego jeden z mężczyzn pomagał nabyć pozostałym sprzęt i pełnił rolę tłumacza. Sprzęt nurkowy był zakupywany i wypożyczany tylko dla dwóch osób, które jak mówiono w sklepie nurkowym miały nurkować w poszukiwaniu bursztynów. Gdy mężczyźni słyszą ile kosztuję latarka UV niezbędna do poszukiwania bursztynów rezygnują z jej zakupu i biorą zwykłe latarki. Wizyta w sklepie nurkowym może potwierdzać po raz kolejny to, że było to niezaplanowane działanie ad hoc, a takie nie powinno być. Jeśli nawet to oni mieli odebrać „drop off” z któregoś ze statków, które przypłynęły z Kolumbii to sprzęt powinni już mieć zakupiony wcześniej podobnie jak i łódkę, a bynajmniej nie kompletować go na dzień po przybyciu statków.
To, co dzieje się dalej potwierdza tylko, że jest to wielka improwizacja, bo dzień później w Iławie zakupują 4 metrową łódkę z silnikiem przyczepnym. To zdecydowanie sprzęt wędkarski na spokojne wody i rekreacyjne „moczenie kija”. Nie chodzi już o wyposażenie nawigacyjne, brak świateł nawigacyjnych etc. Z resztą nikt o to nie dba, bo i po co skoro „Hiszpanie” zważywszy na to, co robią to nie „chłopcy z kościelnego chóru” i nie sądzę żeby mandat zrobił na nich większe wrażenie albo bardzo przejęli się tym, że nie mają uprawnień do prowadzenia niezarejestrowanej łódzi przemycając kokainę. Tym bardziej, że nawet żadnego mandatu nie dostali. Po pierwsze taka łódź nie nadaje się na morze, bo nie ma żadnej dzielności morskiej, prawdę powiedziawszy mieli wiele szczęścia, że na niej nie zatonęli. Z uzyskanych informacji od sprzedawcy zabierają łódź na wózku i przewożą ją samochodem nad morze. Co więcej niesprawdzoną łodzią, nieprzygotowaną 4 godziny wcześniej zakupioną wypływają w morze, na którym panują wtedy warunki sztormowe. Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie zrobi, to nie jest planowanie tylko desperacja pomieszana z głupotą i nieudolnością. To przecież z powodu zepsucia steru i braku sterowności mężczyźni wzywają pomoc. Przecież gdyby przygotowali łódź i ją wcześniej sprawdzili najprawdopodobniej nie musieliby wzywać pomocy, bo nie doszłoby do uszkodzenia steru. Co robią w morzu do godz. 01.50 kiedy wzywają pomoc przez połączenie z numerem alarmowym 112 za pomocą smartfonu – nie mają nawet radiostacji VHF do komunikowania się na morzu? Co również świadczy o tym, że najprawdopodobniej nie mają żadnego doświadczenia morskiego i wyobraźni skoro nie wzięli ze sobą choćby ręcznej radiostacji VHF. Nie myśląc wcale o potrzebie bezpieczeństwa w przypadku konieczności wzywania pomocy drogą radiową, ale mieliby ją choćby, dlatego żeby prowadząc nasłuch uzyskiwać informacje o tym, co dzieje się na akwenie. Co robili przez ten czas na morzu? Osobiście autor uważa, że również mogło tak być, że nic nie znaleźli, nic nie zrobili, a jedynie walczyli o życie. Działanie mężczyzn dzisiaj gdy jest już tyle śladów nie pozwala wierzyć w pierwotną informacje, że szukali bursztynu pod wodą. Ewidentnie czegoś mieli szukać pod woda stąd przyjęcie „legendy”, że szukają bursztynu. Mężczyźni „legendują się” także w czasie zakupu łodzi, choć wtedy przyjmują legendę, że chcą kupić „łódź na ryby”. Brak spójnej we wszystkich elementach legendy, jeśli nie jest to działanie celowe i zamierzone może potwierdzać nie tylko to, że ci ludzie nie byli profesjonalistami, ale także, że ich działania nie były wcześniej przewidziane i omówione. Legenda o „poszukiwaniu bursztynów”, choć wydawało się to być działaniem ekstremalnym było na swój sposób realne. Takie nurkowania w poszukiwaniu bursztynu mają miejsce i można je zobaczyć chociażby na kanale You Tube. Stąd też zakup kompasu i zwykłych latarek, ale nie latarki UV do poszukiwania bursztynu. Oczywiście kompas również byłby niezbędny do poszukiwania ewentualnego „drop offa” w morzu. Dla policjantów legenda była wiarygodna skoro ich wypuścili zapisując jedynie podane przez nich numery telefonów.
Potencjalnie wydaje sie także możliwa sytuacja, ze to nie był przemyt narkotyków kartelu ale drobna i samodzielna akcja na własną rękę kilku Kolumbijczyków. Dlatego realiozwane to było w tak mało profesjonalny sposób.
Czy udało im się zrealizować to, co zamierzali? Narkotyków przecież przy nich nie znaleziono na łodzi. Coś znaleźli i przekazali dalej? Coś znaleźli, ale nie zabrali ze sobą? Coś znaleźli, ale po awarii łodzi, gdy wezwali pomoc wrzucili to z powrotem do morza żeby nie zostać zatrzymanym za przemyt narkotyków? Może nic nie znaleźli a to, co podejrzewamy nadal znajduje się w morzu i musi podjąć to ktoś inny?
W dniu 16.01.2023 roku osoby zajmujące się aktywnie OSINT na swoich kontach Twittera informowały, że zauważyły ciekawą aktywność niewielkiej jednostki komercyjnej wykorzystywanej do nurkowań na kotwicowisku, na którym kotwiczyły oba statki kolumbijskie. Choć jak wynika z AIS jednostka ta do nich nie dobijała, ale za to dwukrotnie cumowała do innego statku. Czy to może mieć jakiś związek z powyższymi wydarzeniami? Być może „zrzut”, jeśli w rzeczywistości tak było nadal pozostaje w morzu? W tym zakresie można smuć wiele podejrzeń i mam wrażenie, że znaczącą osobą, która dużo w tym zakresie mogłaby powiedzieć jest "spisany” przez policję Hiszpan, który okazał policjantom hiszpański dowód. Ten sam mężczyzna, który występował, jako tłumacz przy zakupie łodzi i wypożyczaniu sprzętu nurkowego, który później po zakończeniu akcji ratowniczej jakby nic zgodnie z umową zwrócił do wypożyczalni. Na mój nos to „Hiszpanie” poza właśnie tym, który był ich tłumaczem, a także pomocnikiem w organizowaniu wszystkich działań, zakupie sprzętu nurkowego i łodzi. Znał język polski, znał miejscowe realia być może to mieszkający w Polsce Hiszpan, może student i dlatego został wynajęty do pomocy. Mówili po hiszpańsku w czasie rozpytywania ich przez policję przed tym, jakich wypuszczono i powiedzieli, że są Hiszpanami, co być może było dla policjantów wiarygodne, bo nie tylko nie mieli żadnych dokumentów, ale także posługiwali się tym językiem.
Maritime Safety & Security, które również w ramach swoich działań prowadzi działalność wywiadowczo-analityczną w zakresie bezpieczeństwa morskiego ma informacje ze swoich źródeł, że w czasie kontaktów z Polakami jeden z Hiszpanów na pytanie skąd pochodzi miał powiedzieć, że z Kolumbii.
Co do wątku rozpoznania lub dywersji. Wiele osób bardzo chętnie podchwyciło ten temat bo wydaje się on bardzo ciekawy i nośny. Na wstępie żeby być dobrze zrozumianym autor w żaden sposób nie neguje tego, że ten rodzaj zagrożenia jest bardzo realny. Co więcej zwłaszcza teraz po rozpoczęciu wojny przez FR na Ukrainie i naszym w nią zaangażowaniu, a także ze względu na nasze bezpieczeństwo energetyczne. Autor chętnie osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obiektów portowych infrastruktury krytycznej wskazywał potencjalne kierunki zagrożeń. Tym bardziej, że dzisiaj mogą one pochodzić ze strony podmiotu państwowego dysponującego niemalże nieograniczonym potencjałem i środkami w porównaniu do terrorystów i w związku z tym zagrożenie jest dużo poważniejsze niż zagrożenie mogące pochodzić ze strony organizacji terrorystycznej. Ataki na gazociągi NS1 i NS2 pokazały, że dobrze przygotowana operacja dywersyjna gwarantuje nie tylko skuteczność, ale także skrytość działań i bezkarność gdyż oficjalnie nie ustalono, kto za tymi atakami stoi dywersją podwodną. Dzisiaj to nie tylko mogą być płetwonurkowie bojowi, drony podwodne, ssaki morskie przeszkolone do zadań dywersyjnych, łodzie wybuchowe, etc. W tym omawianym wypadku od samego początku na szczęście dla nas nie były to działania dywersyjne. Ci ludzie nie byli przygotowani do tego typu działań, nie mieli sprzętu do tego i nie działali jak osoby pochodzące ze służb. Zbyt dużo chaosu i pozostawionych śladów. Nikt kto ma choć trochę wiedzy nie mówiąc już o doświadczeniu w tym zakresie nie powinien mieć co do tego najmniejszej wątpliwości. Tak nie planuje się i nie wykonuje operacji specjalnych. Choć autor dawno temu był przygotowywany do wykonywania i planowania działań specjalnych w tym operacji rozpoznania i dywersji nigdy nie uwierzy, że czasy tak bardzo się zmieniły i operacje takie można przeprowadzać i zabezpieczać tak jak to czynili „Hiszpanie”, którzy chyba nie byli Hiszpanami lecz Kolumbijczykami.
To w żaden sposób nie rozwiązuje problemu że byli to przemytnicy, a nie terroryści albo nurkowie Specnazu, wręcz przeciwnie to jasny sygnał że należy w trybie alarmowym zadbać o bezpieczeństwo naszych morskich obiektów infrastruktury kryzysowej i zweryfikować ich stan zabezpieczeń.
Czy tak było w rzeczywistości? Autor w oparciu o swoje wieloletnie doświadczenie w bezpieczeństwie morskim, a wcześniej w służbie, jako oficer operacyjny wywiadu czy płetwonurek bojowy tak widzi najbardziej prawdopodobną jego zdaniem wersję wydarzeń nie twierdząc, że tak musiało być i nikogo o nic nie oskarżając. Choć czasem „Prawda jest dziwniejsza niż fikcja” - Mark Twain.
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid0LZTGwWaS6SAYnj7eQAKvUYUeUGbxSKQ9g98Pnhw9J9k9Y5qcfkwDdFfQLv9xcxREl&id=100064054541621