"W naszym kraju problemem jest łatwość uzyskania przeglądu i często fikcyjne badania emisji spalin. Jeśli podejście do badań technicznych byłoby bardziej rygorystyczne, a właścicielom zależałoby bardziej na technicznym stanie pojazdów niż na samej pieczątce, być może ulice nie byłyby pełne zanieczyszczających i niebezpiecznych pojazdów."
Nie no fajnie, tylko to nie do końca jest problem tego że pan diagnosta nie wepchnie sondy w rurkę, skoro jedyne co może sprawdzić to stopień zadymienia, a nie emisję tlenków. Wiadomo, to się poniekąd wiąże, ale takie badanie samego zadymienia w furze, bez obciążenia, powie nam jedynie czy auto nie jest ewidentnie niesprawne (walnięte turbo, pierścienie, etc) a nie rzeczywistą jego emisję. Chyba, że przez ostatnie lata coś się zmieniło - nie sądzę. Trzeba by zmienić wymogi sprzętu, a tak naprawdę miarodajnie byłoby badać fury na hamowni - no ale to już absurdalne. Bo na przykład przy dobrze zrobionym programie auto na postoju nie będzie wydłużać czasu wtrysku bardziej niż seria, ale pod obciążeniem może być dolane tak że będzie za nim czarno - tego diagnosta nie wychwyci choćby się starał. Ale wycięty DPF, katalizator, no to już można, chociaż widziałem przypadki gdzie auta z wyciętą ekologią łapały się w jakieśtam widełki niemniej wystarczy postukać w puchę.