Pierwszy weekend z Ekstraklasą w 2023 roku minął, a ja sobie założyłem że spróbuję opisywać co tydzień każdą dopiero co zakończoną kolejkę. W końcu nie ma nic złego w pasjonowaniu się polską piłką ʕ•ᴥ•ʔ #pdkdlakumatych
Zacząć trza od początku, tak jak i w butach trza być na weselu. Co prawda wspomniane buty u Wyspiańskiego to nie były piłkarskie korki takie jak te, których nie umiał zawiązać Mike Cestor... Jestem zdania, że była to jedna z trzech najlepszych akcji tego meczu. Pierwszy tegoroczny mecz przyniósł nam sól tej ligi, odsiał ziarna od plew, do końcowego gwizdka zostali tylko ci w pełni godni miana fanatyków Ekstraklasy. Miedź tak grając ma maksymalnie 2% szans na utrzymanie się w Ekstraklasie, Radomiak wcale nie jakoś więcej.
Parę godzin później zobaczyliśmy taki sam rezultat, ale za to znacznie bardziej strawne dla ludzi przyzwyczajonych jeszcze do poziomu gry większości reprezentacji na późnojesiennych MŚ. Dla koneserów też się zresztą coś znalazło. Ten strzał Ciepieli... Lech był drużyną od Stali lepszą, zaś Stal miała lepszego piłkarza na jednej pozycji. Pech dla poznaniaków chciał, że po raz drugi w tym sezonie pokarał ich we własnej akademii wychowany bramkarz - Bartosz Mrozek. Spokojnie radził sobie z licznymi próbami Ba Loui, który jest chyba największym zawodem tego meczu. Osobną sprawą jeszcze jest sędziowanie, gdyż nawet jako kibic Stali jestem w stanie przyznać - Lech według mnie powinien mieć rzut karny. Kłamstwem byłoby powiedzieć jednak, że Stal wyszła bronić się w dziesięciu. Widać było takie same automatyzmy co niezwykle udaną jesienią. Nawet było bardzo blisko przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę - strzał powracającego po roku Mateusza Maka na linii bramkowej zatrzymał Karlstroem.
Na bramki trzeba było więc czekać do soboty, i raczej mało kto spodziewał się że noworoczne strzelanie rozpocznie Warta Poznań. Na pewno tym pierwszym chciał być Fran Tudor. Bardzo się zdenerwował, że został ubiegnięty przez - zależnie od źródła - Joao Grzesika bądź Milana Rundicia. Postanowił więc zdzielić przez nos Miłoszowi Szczepańskiemu, który dogrywał chwilę wcześniej piłkę Grzesikowi/Rundiciowi. W pół godziny meczu Raków stracił więc i bramkę, i piłkarza. Warcie jednak nie wystarczyło to do odniesienia drugiej "domowej" wygranej w sezonie. Jeden moment nieuwagi przy rzucie rożnym i Svarnas dał radę uratować punkt. Nie zmienia to faktu, że Zieloni rozpoczęli rundę bardzo obiecująco.
Kolejny mecz był niebem dla graczy fantasy - chyba że postawiło się na Ravasa bądź Stipicę. Pogoń wzmocniła defensywę w zimowym okienku, ale nie zajęto się największą bolączką. Ani Zech, ani Triantyf... Kostas nie grają na poziomie drużyny kandydującej do czołowych miejsc w lidze. Na szczęście dzięki temu możemy oglądać świetne mecze obfitujące w bramki. Tak było i w Łodzi. Widzewowi trzeba przyznać, że trzymał się w tym meczu Pogoni jak rzep trzyma się psiego ogona. Co nie wyszła Pogoń na prowadzenie, to Widzew znajdywał też sposób by wyrównać. Natomiast parę słów też o końcówce trzeba napisać. Jestem wielkim zwolennikiem beki w piłeczce, a by określić te minuty jako 10/10 zabrakło chyba tylko obrony karnego przez Stipicę, która to byłaby cofnięta przez zbyt wczesne wbiegnięcie piłkarzy w pole karne. Dużo nadrobił w tym aspekcie wykonany przez Trianfi... Kostasa gest Kozakiewicza w stronę sędziego.
Jest końcówka regulaminowego czasu gry. Przegrywasz 0-2, ale rywal prezentuje ci rzut karny, dodatkowo otrzymuje czerwoną kartkę i do końca meczu będziesz grać z przewagą jednego piłkarza. Wystarczy wykorzystać dar od losu i w doliczonych minutach można przycisnąć i poszukać remisu. Niestety, piłkę zmierzającą w stronę bramki zatrzymuje golkiper, a ty na dobry sen dostajesz trzeciego gonga po pięknym rajdzie młodego piłkarza rywali. Jesteś Śląskiem Wrocław i właśnie przejebałeś derby regionu z Zagłębiem, przez co masz już tylko 4 punkty przewagi nad strefą spadkową i tylko jeden nad Miedziowymi. Dodatkowo, wyczyn ten obejrzało zaledwie 9 tysięcy osób. Trochę smród.
Kolejne dwie drużyny walczące o utrzymanie w tym sezonie to Piast i Jagiellonia. Na wyróżnienie zasługuje bramka Łaskiego, no ładnie gość przyfranzolił. Długo jednak Stolarczyk i spółka się nie mogli cieszyć z prowadzenia, bo ledwie kilka minut później Wilczek udowodnił, że nie trzeba sprowadzać napastników w miejsce Sappinena i Torila. Jest on. Jak często mówi się o remisach w meczach między takimi rywalami - trupów nie ma, dwoje rannych. Blisko było jednak, by Piast dopisał do swojego konta trzy punkty i wydostał się, kosztem Jagi, ze strefy spadkowej. Niestety, Ameyaw ma nieodpowiedni kształt głowy, przez co piłka przeleciała ze złej strony słupka. Ostatecznie z wyniku raczej może bardziej być zadowolona drużyna gości, chociaż jest to jedyny klub w Ekstraklasie który jeszcze nie wrócił z tarczą z wyjazdu. Dla porównania, Warta w delegacji wygrała sześciokrotnie.
Najbardziej imponującym występem drużynowym tej kolejki byłby mecz Legii z Koroną. Byłby, bo Legia stwierdziła "Łeee tam, jest 3:0, chillera, utopia, można odpalić jointa". No nie można, bo jak Korona była niezwykle anemiczna do 60 minuty, tak bardzo dobrze zaczęła wyglądać po korektach trenera Kuzery. Nastąpiły trzy zmiany, i już 4 minuty później było 3-1. Kolejny kwadrans - i 3-2. Zaczęło się robić gorąco wszystkim kibicom Legii, ale koniec końców wygrana została dowieziona do ostatniego gwizdka. Temperaturę podgrzał Szykawka, na którego chwilę po meczu pojawił się paszkwil. "Redaktor" Kaliszuk z Przeglądu stwierdził, że należy potępić grę Białorusina w Koronie. Szkoda, że wolał zignorować wydarzenie z marca zeszłego roku, kiedy Szykawka ze łzami w oczach przepraszał w imieniu swojego narodu ukraińskie rodziny zaproszone na trening Korony. Ciekaw jestem, czy Kaliszukowi przeszkadzają, ot przykładowo, starty Krysciny Cimanouskiej na lekkoatletycznych meetingach...
Lechia może nie zasłużyła w pełni na trzy punkty patrząc na przebieg meczu z płocką Wisłą. Gdańszczanie potrafili jednak przetrwać... no raczej niezbyt liczne ataki rywali, a następnie samemu wyprowadzić mocny cios. Co prawda było bardzo blisko, by wszystko to było jak krew w piach. Kibice Lechii mogli jednak zaśpiewać gromko Wyjeżdżaj Furmanie..., gdy piłkarz Wisły nie wykorzystał rzutu karnego w końcówce spotkania. Znaczy, "nie wykorzystał" to zabranie tej próbie uroku. Piłka podobno wpadła do bramki, niestety była to bramka na stadionie przy Olimpijskiej w Gdyni. Całe 5 675 osób było świadkiem bardzo ważnej wygranej gospodarzy. Jak żenująca jest to frekwencja? W Mielcu na niemal siedmiotysięczniku pojawiło się 6 001 osób.
Górnik Zabrze w rundzie jesiennej uważałem za ekipę, która już zaraz odpali. Paru piłkarzy przyszło bardzo późno, na pewno więc zimowy obóz pomoże w zgraniu zespołu, prawda? ... Prawda? No nieprawda. Przy Kałuży tylko pierwsze dwie minuty wyglądały, jakby zabrzanie mieli ten mecz wygrać. Głównie dlatego, że obrona Cracovii stwierdziła, że na rozgrzewkę zaserwuje swoim kibicom zawał serca. Trochę wyglądało to jak klasyczne "odpuścić i skasować". Dać Podolskiemu nadzieję na łatwą bramkę z 5 metrów... A takiegoooo, hahahahaha. Później jednak ta sama obrona postanowiła odkupić swoje winy. Dwaj defensorzy Pasów zakończyli ten mecz z bramką na koncie. Najpierw piłka odbiła się Ghicie od garba, a następnie Jablonskiemu od głowy. Przy każdym takim incydencie Bielica kapitulował.
Tabela każdy wie jak wygląda, więc ja jako obrazek przyciągający uwagę czytelnika wrzucę prowadzone przeze mnie statystyki dotyczące młodzieżowców. Do Zagłębia i Legii, które wypełniły wymóg 3 tysięcy minut gry młodych Polaków dołączył w tej kolejce Górnik. Jak łatwo zauważyć też, jedna drużyna na pewno będzie musiała wybulić parę baniek. Raczej to Rakowa nie ruszy, patrząc na to że można ze sporą dozą prawdopodobieństwa przyjąć założenie o zdobyciu przez Medaliki tytułu mistrzowskiego w tym sezonie. Jest jednak kilka drużyn z drobnymi problemami, gdzie trzeba w kilku meczach dać zagrać więcej niż jednemu młodzieżowcowi.
#ekstraklasa #pilkanozna