Zielona Szkoła - czyli Opuszczony Ośrodek Wczasowy.
hejto.pl#urbex #podroze #polska #tworczoscwlasna #fotografia
Zawsze jak jestem z #pracbaza na wyjeździe, szukam w pobliżu jakiś urbexów. Tym razem udało mi się odwiedzić nadmorski ośrodek wczasowy. Niby ruina, ale całkiem nieźle wyposażona. Można by było nawet spędzić nockę w stęchliźnie, jednak miejscówka ma już lokatorów, ale o tym zaraz.
Obiekt składa się z kilku barakowych budynków w których były pokoje i jednego starego domu, w którym była zapewne recepcja, i jakieś pokoje. Kuchnia ze stołówką miała swój osobny parterowy budynek. Klimat rodem z PeeReLoskich kolonii, zielonych szkół, na których, opowiadało się paranormalne historie, grało w butelkę, smarowało pastą do zębów gęby kolegów. Dyskoteki wieczorne, przytulasy na "wolnych" i nieśmiałe pocałunki i macanki koleżanek (° ͜ʖ °)
Zostało dużo sprzętów. Łóżka, krzesła, pościel, Jeden budynek jest dosyć ciekawy, bo przyroda wdarła się w niego dość inwazyjnie, co zawsze potęguje wrażenie. Krzaki i małe drzewka w towarzystwie łóżek, złuszczonej farby na ścianie i zielone liście głaskające wiszące firanki w oknach.
Widać, że ktoś chciał to jakoś uporządkować, poukładał łózka jedno na drugim, poskładał pościel, a znowu w innym miejscu, sprzęty są porozrzucane, i zdezelowane, przez przypadkowych "turystów" lub zwykłych imprezowych wandali (obiekt jest w turystycznej miejscowości)
W głównym budynku, zaskoczenie. Wchodząc po schodach do góry, nagle otwierają się drzwi i ukazuję się postać z maksymalnie czerwoną twarzą i błyszcząco-szklistymi oczkami niczym denaturatowe diamenty. Grzecznie powiedziałem dzień dobry, bezdom grzecznie odpowiedział i spytał, co tu robię...
...odparłem, że zwiedzam, oglądam i robię foty. Na co ten stwierdził, że tu nie ma nic do oglądania. Zatem pożegnaliśmy się i zszedłem na dół. Nie mam zwyczaju zakłócać spokoju tym ludziom. Niezależnie z jakich przyczyn tam trafili. Zresztą, budynek miał dwa wejścia, więc spokojnie mogłem penetrować dalej, omijając jego lokum.
Ciekawym budynkiem jest kuchnia i stołówka. Co prawda sprzęty kuchenne, takie jak, piece, okapy znikneły (wiadomo, dużo metalu) to zachowały się malunki na ścianach i trochę krzeseł i stołów.
W budynku restauracyjny znalazłem jeszcze jedną miejscówkę bezdoma, ale lokatora akurat nie było. Zatem zamykam drzwi i zostawiam lokum w spokoju.
Jeszcze kilka szczegółów: metalowe huśtawki, takie jak w komunistycznych przedszkolach, lub ciągle tkwiący klucz w zamku od frontowych drzwi jednego z barakowych budynków.
Byłem nastawiony raczej na byle jaką atrakcję, ale okazało się, że można tam dostrzec sporo nostalgii, nawdychać się stęchlizny pomieszanej z roślinnością i w wyobraźni, zamykając oczy, słyszeć gwar dzieciaków, śpiewy i odgłosy sztućców podczas szkolnych wycieczek. No i słuchać oraz oglądać odpadającą farbę ze ścian.
Na koniec jeszcze kilka fot, przeskok przez płot, ostatnie spojrzenie na przemijanie i powrót do rzeczywistości.
Fajne. Naprawdę fajne miejsce. Spokojne, sielskie, grzejące się w nadmorskim zachodzącym słońcu i skłaniające do nostalgii.
Zawsze jak jestem z #pracbaza na wyjeździe, szukam w pobliżu jakiś urbexów. Tym razem udało mi się odwiedzić nadmorski ośrodek wczasowy. Niby ruina, ale całkiem nieźle wyposażona. Można by było nawet spędzić nockę w stęchliźnie, jednak miejscówka ma już lokatorów, ale o tym zaraz.
Obiekt składa się z kilku barakowych budynków w których były pokoje i jednego starego domu, w którym była zapewne recepcja, i jakieś pokoje. Kuchnia ze stołówką miała swój osobny parterowy budynek. Klimat rodem z PeeReLoskich kolonii, zielonych szkół, na których, opowiadało się paranormalne historie, grało w butelkę, smarowało pastą do zębów gęby kolegów. Dyskoteki wieczorne, przytulasy na "wolnych" i nieśmiałe pocałunki i macanki koleżanek (° ͜ʖ °)
Zostało dużo sprzętów. Łóżka, krzesła, pościel, Jeden budynek jest dosyć ciekawy, bo przyroda wdarła się w niego dość inwazyjnie, co zawsze potęguje wrażenie. Krzaki i małe drzewka w towarzystwie łóżek, złuszczonej farby na ścianie i zielone liście głaskające wiszące firanki w oknach.
Widać, że ktoś chciał to jakoś uporządkować, poukładał łózka jedno na drugim, poskładał pościel, a znowu w innym miejscu, sprzęty są porozrzucane, i zdezelowane, przez przypadkowych "turystów" lub zwykłych imprezowych wandali (obiekt jest w turystycznej miejscowości)
W głównym budynku, zaskoczenie. Wchodząc po schodach do góry, nagle otwierają się drzwi i ukazuję się postać z maksymalnie czerwoną twarzą i błyszcząco-szklistymi oczkami niczym denaturatowe diamenty. Grzecznie powiedziałem dzień dobry, bezdom grzecznie odpowiedział i spytał, co tu robię...
...odparłem, że zwiedzam, oglądam i robię foty. Na co ten stwierdził, że tu nie ma nic do oglądania. Zatem pożegnaliśmy się i zszedłem na dół. Nie mam zwyczaju zakłócać spokoju tym ludziom. Niezależnie z jakich przyczyn tam trafili. Zresztą, budynek miał dwa wejścia, więc spokojnie mogłem penetrować dalej, omijając jego lokum.
Ciekawym budynkiem jest kuchnia i stołówka. Co prawda sprzęty kuchenne, takie jak, piece, okapy znikneły (wiadomo, dużo metalu) to zachowały się malunki na ścianach i trochę krzeseł i stołów.
W budynku restauracyjny znalazłem jeszcze jedną miejscówkę bezdoma, ale lokatora akurat nie było. Zatem zamykam drzwi i zostawiam lokum w spokoju.
Jeszcze kilka szczegółów: metalowe huśtawki, takie jak w komunistycznych przedszkolach, lub ciągle tkwiący klucz w zamku od frontowych drzwi jednego z barakowych budynków.
Byłem nastawiony raczej na byle jaką atrakcję, ale okazało się, że można tam dostrzec sporo nostalgii, nawdychać się stęchlizny pomieszanej z roślinnością i w wyobraźni, zamykając oczy, słyszeć gwar dzieciaków, śpiewy i odgłosy sztućców podczas szkolnych wycieczek. No i słuchać oraz oglądać odpadającą farbę ze ścian.
Na koniec jeszcze kilka fot, przeskok przez płot, ostatnie spojrzenie na przemijanie i powrót do rzeczywistości.
Fajne. Naprawdę fajne miejsce. Spokojne, sielskie, grzejące się w nadmorskim zachodzącym słońcu i skłaniające do nostalgii.