Wczoraj w #sztafeta małe szaleństwo - rano nudny bieg po bułki, ale wieczorem... wieczorem był prawdziwy trening!
Dolot do bieżni w tempie 4:53, powrót - pod górkę - w tempie 5:00. Pierwsze szybkie przebiegi 4-4:10/km, kolejne przebiegi już coraz wolniejsze - pod koniec 4:40.
Mam nowe postanowienie na poniedziałki
Dziś pauza, poranek dla żony
Miłego!
Wykresy przy tak krótkich przebiegach nic nie pokażą... czas naprawić HRM-RUN albo kupić footpod.
@enron ja sie przez tą parszywą pogodę z wyra zewlec nie mogę żeby po szczeniaki pojechać, a ten biega o 4 rano, pojebany.
@Opornik za niedługo wiosna i poranne bieganie będzie jeszcze piękniejsze
@Opornik nie no, wczoraj o 5:30 pobiegłem i o 19:40
Za to dzisiaj poranek dla żony, bez biegania
@kalimer o tak, będzie pięknie! Już wschód przesunął się na 6:53, równo za miesiąc będzie to już 5:59 i będę mógł napawać się Słońcem na koniec biegu 🥹
@enron ostatni raz gdy próbowałem pobiegać o 19 mało płuc nie wyrzygałem od zdrowego warszawskiego powietrza. Muszę czekać co najmniej do 22 żeby smog zelżał.
@enron dla mnie wiosna to najpiękniejszy czas na bieganie. Idealne temperatury, świat budzi się do życia
@kalimer najfajniej to się biega w nocy zaraz po opadach śniegu.
@Opornik ja ogólnie nie lubię ubierania się. To jest największy minus zimy (choć lubię zimę samą w sobie). Szczególnie jak masz wyjść z dwójką dzieci to zbieranie przedłuża się w nieskończoność.
@kalimer ech.....
Dzień dobry proszę Pana
@P.I.M.P a dzień dobry, dobry
@kalimer przez to nie przepadam za nartami - Zanim znajdziesz się choćby w kolejce do wyciągu, to już jesteś urypany jak po dniówce na budowie. Jeśli do tego masz jeszcze dzieci, korzystasz z wypożyczalni – uciążliwości x10. Potem w połowie dnia wizyta w barze i kiblu, gdzie trzeba nieludzkie ewolucje wyczyniać w tych kombinezonach. A na końcu, jak wyrąbany wracasz to znowu przebieranie, ciuchy spadające na ubłoconą podłogę, liczenie czy nie zginęły któreś rękawiczki... a na koniec do auta, gdzie do bagażnika albo trumny ładujesz mokrusieńki i często ubłocony sprzęt, by w końcu półżywy jechać dwie godziny do domu
@enron Szacuneczek, oby tak dalej
@enron Jeśli chodzi o mnie to wygląda to bardziej tak.
16:00 szybko wrzucam graty do auta (choć jak jest zima to większość jeździ na stałe w bagażniku), ruszam do Kasiny. 16:50 jestem na miejscu. Ubrać buty snowboard to minuta. Kask na głowę, rękawiczki i o 17:00 jestem na stoku. Do 21 walczę na stoku. O 22 jestem w domu. Żadnych barów po drodze, gdzie trzeba by się rozbierać itp. itd. Jedynie przed powrotem przeważnie przebiorę spodnie na jakiś dresik do auta co by z mokrym tyłkiem nie jechać (uroki snowboardu). Nie jest tak źle
Ale zgadzam się, że z dzieciakami to już jak dniówka na budowie. Mam na myśli małe dzieci, gdzie zamiast ubrać siebie ubierasz 3 osoby, które czasami średnio współpracują, marudzą, po drodze się pobiją a z jeżdżenia frajdy mało bo to wolno, co chwilę turlam się na desce żeby doczołgać się do jednej albo drugiej, żeby pomóc wstać itd. Wtedy to jest naprawdę masakra. Ale można to potraktować jako inwestycję. Jeszcze maks kilka dnia i większość tych problemów odejdzie a będę miał dwie super kompanki, żeby z nimi pojeździć.
Zaloguj się aby komentować