1139 + 1 = 1140
Tytuł: Drugie imię. Septologia I-II
Autor: Jon Fosse
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter
I miałem się wtedy zabrać za coś zupełnie innego, za Łabędzie pana Dehnela miałem się wtedy zabrać, i te Łabędzie miałem zamiar przeczytać, ale zanim się za te Łabędzie zabrałem to czytałem sobie wcześniej jakieś artykuły w Internecie i trafiłem wtedy na artykuł, w którym omawiano kwestię narracji w utworach literackich, a konkretnie to omawiano w nim kwestię stosowania powtórzeń w narracji, i nawet chciałem dać tutaj link do tego artykułu, bo wydał mi się ten artykuł ogromnie ciekawy, ale już teraz nie potrafię go odnaleźć, więc jeśli ktoś chce mi uwierzyć, to będzie musiał mi uwierzyć na słowo
a ten artykuł trafił do mnie chyba w odpowiednim czasie, bo oprócz tego, że temat sposobów prowadzenia narracji niezwykle mnie interesuje w ogóle, to w dodatku byłem wtedy świeżo po lekturze Siedmiu księżyców Maalego Almeidy, książki, w której narracja była prowadzona wspaniale, choć autor, pan Shehan Karunatilaka, akurat powtórzeń w niej nie stosował, stosował za to inne środki, a jeszcze wcześniej, przed tymi Siedmioma księżycami Maalego Almeidy, to czytałem Wieczny Grunwald pana Szczepana Twardocha, i tam autor stosował w narracji powtórzenia i inne wspaniałe środki narracyjne też tam w tym Wiecznym Grunwaldzie stosował i te wszystkie środki narracyjne sprawiły, że narracja w Wiecznym Grunwaldzie też niesamowicie mnie urzekła, bo w ogóle sposób prowadzenia narracji przez pana Szczepana Twardocha ogromnie mnie urzeka
a w tym artykule, który omawiał kwestię stosowania powtórzeń w narracji spory fragment poświęcone były ubiegłorocznemu nobliście, panu Jonowi Fosse, a ja przypomniałem sobie, że miałem też przecież kiedyś w planach, i że nawet na czytniku już od dawna miałem, jego Septologię, miałem ją w planach od wtedy, od kiedy próbnie przeczytałem jego Białość, bo do książek i do autorów nagradzanych, na wszelki jednak wypadek, to podchodzę z pewnym dystansem
i przypomniałem sobie wtedy tę Białość pana Fosse, przypomniałem sobie też wrażenia jakich doznałem wtedy przy tej lekturze, a później przeczytałem to, co jakiś czas temu po przeczytaniu tej Białości napisałem i to, co pamiętałem, co sobie wtedy przypomniałem, w całości pokrywało się z tym, co wtedy napisałem, a dla mnie to oznacza, że ta Białość była, przynajmniej w moim odbiorze, bardzo dobrą książką, co pozwalało mi mieć z kolei nadzieję, że i inne utwory autorstwa pana Fosse trafią w mój gust
i w ten właśnie sposób nastąpiła zmiana w moim czytelniczym harmonogramie i Łabędzie pana Dehnela przełożyłem na jakieś bliżej nieokreślone „później”, a zabrałem się za pierwsze dwa tomy Septologii pana Fosse, wydane, tak jak i w oryginalnej wersji norweskiej, w jednym wspólnym tomie, pod jednym wspólnym tytułem Drugie imię
i ta książka zachwyciła mnie już od pierwszych stron, a w zasadzie to już od pierwszych zdań mnie ona zachwyciła, tak sposobem prowadzenia narracji, bo ten, oprócz tego, że jest inny i nietypowy, co samo w sobie nie jest jeszcze, według mnie, ani zaletą, ani wartością, choć nie jest również wadą, ale ciągle mam przecież jeszcze w pamięci pana Saramago, u którego ta, stosowana również przez pana Fosse, pewna gramatyczna nonszalancja mnie odrzucała, to u pana Fosse ta narracja płynie, a nie dość, że płynie i jest to przyjemne, to jeszcze u pana Fosse ta narracja bardzo przystaje do treści
przystaje ta nietypowa, oszczędna i nierozbudowana narracja do treści, która również, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jest oszczędna i nierozbudowana, bo tak naprawdę w tych dwóch pierwszych tomach Septologii nie dzieje się wiele, choć precyzyjniej będzie chyba powiedzieć, że te dwa pierwsze tomy nie opisują wielu wydarzeń, bo jednak uważam, że mimo niewielu wydarzeń, to dzieje się tam w tych dwóch pierwszych tomach Septologii bardzo dużo
--- !!!SPOILER!!! ---
ale delikatny, bo chyba nie o treść w tej książce chodzi
a tę treść dwóch pierwszych tomów Septologii stanowi wgląd w myśli narratora i głównego bohatera powieści, malarza imieniem Asle, niepijącego alkoholika, mężczyzny w dość jednak zaawansowanym już wieku, z rzadkimi, siwymi włosami spiętymi w koński ogon (proszę sobie porównać ze zdjęciem autora), który wraca z miasta Bjørgvin do swojego domu w Dylgja, gdzie rozmawia ze swoim sąsiadem Åsleikiem, a później, tego samego dnia jeszcze, pomimo zmęczenia, ponownie wraca do Bjørgvin, żeby spotkać się ze swoim innym znajomym, również z malarzem, również imieniem imieniem Asle, również mężczyzną w dość jednak zaawansowanym już wieku, z rzadkimi, siwymi włosami spiętymi w koński ogon, tyle, że ten drugi Asle jest alkoholikiem pijącym, jest alkoholikiem, który nie potrafi już bez alkoholu funkcjonować
a później ten drugi Asle trafia do szpitala, a pierwszy Asle zabiera spotyka kobietę imieniem Silje, albo może Guro, która go zna, a on nie wie czy ją zna, bo sobie jej nie przypomina i jeszcze zabiera z mieszkania pijącego Asle psa imieniem Brage i nie za bardzo ma co z nim zrobić, bo spędza noc w hotelu i nie wie, czy może tego psa zabrać tam do tego hotelu ze sobą, choć jest przecież częstym gościem tego hotelu i na pewno by mu na to w drodze wyjątku pozwolono
ale Asle nie zabiera tego psa ze sobą do hotelu, zostawia go u kobiety imieniem Guro, która mieszka w Wąskim Zaułku 5, albo w Wąskim Zaułku 3, Asle tego nie jest pewien, bo zawsze miał problem z liczbami i być może właśnie dlatego został malarzem
a później Asle zbowu wraca do Dylgja
w międzyczasie zaś jeszcze Asle obserwuje świat, a te jego obserwacje przywołują wspomnienia, tak wspomnienia z dzieciństwa, jak i wspomnienia jego nieżyjącej już żony Ales, co zresztą w pewnym momencie prowadzi do fantastycznej sceny ukazującej jego tęsknotę za tą nieżyjącą już jego żoną Ales, do sceny, kiedy to Asle w końcu wraca do Dylgja i tam próbuje we własnym łóżku zasnąć, ale nie bardzo mu się to udaj
i jest jeszcze w tej opowieści, w tym strumieniu myśli Aslego, coś, co sprawia, że nie jest to, a przynajmniej nie do końca jest, jakaś oniryczna wizja, bo razem z tymi wszystkimi opisanymi wyżej myślami przeplatają się u niego myśli codzienne, jak choćby te o zostawionych na stole sześciu siatach z zakupami
--- KONIEC SPOILERA ---
ta książka pozwala zajrzeć do myśli człowieka, tak mi się wydaje, i to jest w niej piękne, i piękne jest w niej też to, jak ten ciąg myśli został przez autora odwzorowany, bo, mimo pozornego chaosu, odnalazłem się w nim doskonale, bo wydaje mi się, że i ja myślę bardzo podobnie: że jedna myśl przywodzi drugą, na zasadzie skojarzenia, ale za chwilę coś mnie rozprasza i wtedy myślę już o czymś zupełnie innym, choć sam nie pamiętam przecież dlaczego akurat o tym pomyślałem i wtedy zaczynam się zastanawiać skąd mi właściwie przyszło do głowy to, o czym akurat teraz myślę…
Tytuł: Drugie imię. Septologia I-II
Autor: Jon Fosse
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter
i myślę, że o tym Åsleik i ja rozmawialiśmy już tyle razy I wszedł Wiesiek i że są rzeczy, do których dobrze jest ciągle wracać w rozmowie, a inne są nudne, kiedy się stale do nich wraca
I miałem się wtedy zabrać za coś zupełnie innego, za Łabędzie pana Dehnela miałem się wtedy zabrać, i te Łabędzie miałem zamiar przeczytać, ale zanim się za te Łabędzie zabrałem to czytałem sobie wcześniej jakieś artykuły w Internecie i trafiłem wtedy na artykuł, w którym omawiano kwestię narracji w utworach literackich, a konkretnie to omawiano w nim kwestię stosowania powtórzeń w narracji, i nawet chciałem dać tutaj link do tego artykułu, bo wydał mi się ten artykuł ogromnie ciekawy, ale już teraz nie potrafię go odnaleźć, więc jeśli ktoś chce mi uwierzyć, to będzie musiał mi uwierzyć na słowo
a ten artykuł trafił do mnie chyba w odpowiednim czasie, bo oprócz tego, że temat sposobów prowadzenia narracji niezwykle mnie interesuje w ogóle, to w dodatku byłem wtedy świeżo po lekturze Siedmiu księżyców Maalego Almeidy, książki, w której narracja była prowadzona wspaniale, choć autor, pan Shehan Karunatilaka, akurat powtórzeń w niej nie stosował, stosował za to inne środki, a jeszcze wcześniej, przed tymi Siedmioma księżycami Maalego Almeidy, to czytałem Wieczny Grunwald pana Szczepana Twardocha, i tam autor stosował w narracji powtórzenia i inne wspaniałe środki narracyjne też tam w tym Wiecznym Grunwaldzie stosował i te wszystkie środki narracyjne sprawiły, że narracja w Wiecznym Grunwaldzie też niesamowicie mnie urzekła, bo w ogóle sposób prowadzenia narracji przez pana Szczepana Twardocha ogromnie mnie urzeka
a w tym artykule, który omawiał kwestię stosowania powtórzeń w narracji spory fragment poświęcone były ubiegłorocznemu nobliście, panu Jonowi Fosse, a ja przypomniałem sobie, że miałem też przecież kiedyś w planach, i że nawet na czytniku już od dawna miałem, jego Septologię, miałem ją w planach od wtedy, od kiedy próbnie przeczytałem jego Białość, bo do książek i do autorów nagradzanych, na wszelki jednak wypadek, to podchodzę z pewnym dystansem
i przypomniałem sobie wtedy tę Białość pana Fosse, przypomniałem sobie też wrażenia jakich doznałem wtedy przy tej lekturze, a później przeczytałem to, co jakiś czas temu po przeczytaniu tej Białości napisałem i to, co pamiętałem, co sobie wtedy przypomniałem, w całości pokrywało się z tym, co wtedy napisałem, a dla mnie to oznacza, że ta Białość była, przynajmniej w moim odbiorze, bardzo dobrą książką, co pozwalało mi mieć z kolei nadzieję, że i inne utwory autorstwa pana Fosse trafią w mój gust
i w ten właśnie sposób nastąpiła zmiana w moim czytelniczym harmonogramie i Łabędzie pana Dehnela przełożyłem na jakieś bliżej nieokreślone „później”, a zabrałem się za pierwsze dwa tomy Septologii pana Fosse, wydane, tak jak i w oryginalnej wersji norweskiej, w jednym wspólnym tomie, pod jednym wspólnym tytułem Drugie imię
i ta książka zachwyciła mnie już od pierwszych stron, a w zasadzie to już od pierwszych zdań mnie ona zachwyciła, tak sposobem prowadzenia narracji, bo ten, oprócz tego, że jest inny i nietypowy, co samo w sobie nie jest jeszcze, według mnie, ani zaletą, ani wartością, choć nie jest również wadą, ale ciągle mam przecież jeszcze w pamięci pana Saramago, u którego ta, stosowana również przez pana Fosse, pewna gramatyczna nonszalancja mnie odrzucała, to u pana Fosse ta narracja płynie, a nie dość, że płynie i jest to przyjemne, to jeszcze u pana Fosse ta narracja bardzo przystaje do treści
przystaje ta nietypowa, oszczędna i nierozbudowana narracja do treści, która również, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jest oszczędna i nierozbudowana, bo tak naprawdę w tych dwóch pierwszych tomach Septologii nie dzieje się wiele, choć precyzyjniej będzie chyba powiedzieć, że te dwa pierwsze tomy nie opisują wielu wydarzeń, bo jednak uważam, że mimo niewielu wydarzeń, to dzieje się tam w tych dwóch pierwszych tomach Septologii bardzo dużo
--- !!!SPOILER!!! ---
ale delikatny, bo chyba nie o treść w tej książce chodzi
a tę treść dwóch pierwszych tomów Septologii stanowi wgląd w myśli narratora i głównego bohatera powieści, malarza imieniem Asle, niepijącego alkoholika, mężczyzny w dość jednak zaawansowanym już wieku, z rzadkimi, siwymi włosami spiętymi w koński ogon (proszę sobie porównać ze zdjęciem autora), który wraca z miasta Bjørgvin do swojego domu w Dylgja, gdzie rozmawia ze swoim sąsiadem Åsleikiem, a później, tego samego dnia jeszcze, pomimo zmęczenia, ponownie wraca do Bjørgvin, żeby spotkać się ze swoim innym znajomym, również z malarzem, również imieniem imieniem Asle, również mężczyzną w dość jednak zaawansowanym już wieku, z rzadkimi, siwymi włosami spiętymi w koński ogon, tyle, że ten drugi Asle jest alkoholikiem pijącym, jest alkoholikiem, który nie potrafi już bez alkoholu funkcjonować
a później ten drugi Asle trafia do szpitala, a pierwszy Asle zabiera spotyka kobietę imieniem Silje, albo może Guro, która go zna, a on nie wie czy ją zna, bo sobie jej nie przypomina i jeszcze zabiera z mieszkania pijącego Asle psa imieniem Brage i nie za bardzo ma co z nim zrobić, bo spędza noc w hotelu i nie wie, czy może tego psa zabrać tam do tego hotelu ze sobą, choć jest przecież częstym gościem tego hotelu i na pewno by mu na to w drodze wyjątku pozwolono
ale Asle nie zabiera tego psa ze sobą do hotelu, zostawia go u kobiety imieniem Guro, która mieszka w Wąskim Zaułku 5, albo w Wąskim Zaułku 3, Asle tego nie jest pewien, bo zawsze miał problem z liczbami i być może właśnie dlatego został malarzem
a później Asle zbowu wraca do Dylgja
w międzyczasie zaś jeszcze Asle obserwuje świat, a te jego obserwacje przywołują wspomnienia, tak wspomnienia z dzieciństwa, jak i wspomnienia jego nieżyjącej już żony Ales, co zresztą w pewnym momencie prowadzi do fantastycznej sceny ukazującej jego tęsknotę za tą nieżyjącą już jego żoną Ales, do sceny, kiedy to Asle w końcu wraca do Dylgja i tam próbuje we własnym łóżku zasnąć, ale nie bardzo mu się to udaj
i jest jeszcze w tej opowieści, w tym strumieniu myśli Aslego, coś, co sprawia, że nie jest to, a przynajmniej nie do końca jest, jakaś oniryczna wizja, bo razem z tymi wszystkimi opisanymi wyżej myślami przeplatają się u niego myśli codzienne, jak choćby te o zostawionych na stole sześciu siatach z zakupami
--- KONIEC SPOILERA ---
ta książka pozwala zajrzeć do myśli człowieka, tak mi się wydaje, i to jest w niej piękne, i piękne jest w niej też to, jak ten ciąg myśli został przez autora odwzorowany, bo, mimo pozornego chaosu, odnalazłem się w nim doskonale, bo wydaje mi się, że i ja myślę bardzo podobnie: że jedna myśl przywodzi drugą, na zasadzie skojarzenia, ale za chwilę coś mnie rozprasza i wtedy myślę już o czymś zupełnie innym, choć sam nie pamiętam przecież dlaczego akurat o tym pomyślałem i wtedy zaczynam się zastanawiać skąd mi właściwie przyszło do głowy to, o czym akurat teraz myślę…
Zaloguj się aby komentować