Opowiadanie luźno inspirowane tematem, ale może jury - @KatieWee - się nie obrazi taki obrotem fabuły
Zapraszam do lektury!
--------
Kilkuletnia dziewczynka przywiązała, z pomocą starszej siostry, kolorową kopertę do żółtego balonika napełnionego helem i wypuściła go ze swoich maleńkich rączek.
-Madzia, jesteś pewna, że mój list doleci do mamy i ona go przeczyta? - zapytała mała, jakby nie do końca przekonana do szalonej idei balonowej poczty do Nieba.
-Pewnie! Zobacz jak wysoko leci! - nastolatka z czułością potargała siostrzyczce płową czuprynę.
Obie przez chwilę poobserwowały oddalającą się żółtą plamkę, po czym ruszyły ścieżką przed siebie.
***
Parę dni wcześniej
-Madzia! Ja chcę do mamy! Do maaamyyyy! - zapłakała Ola.
Był to kolejny wieczór, kiedy siedmiolatka nie mogła zasnąć. Magda jeszcze niedawno miała nadzieję, że etap wieczornych płaczów i nocnych koszmarów obie mają za sobą. Jednak im bardziej zbliżał się dzień rocznicy wypadku ich mamy, tym było gorzej.
- Oluś, przecież wiesz kochanie. Mama jest w niebie, z aniołkami… - sama nie wierzyła w niebo i aniołki, ale jak miała to inaczej wyjaśnić kilkulatce? - No już, kładź się, jutro musimy wcześnie wstać. Przykryję cię kocem mamy, dobrze? To tak, jakby mama tu była i sama cię przytulała. - udało jej się opatulić kocem i przyciągnąć do siebie wciąż pociągającą noskiem dziewczynkę.
Zasnęła. Nareszcie. Teraz Magda miała chwilę dla siebie… Nie tyle dla siebie, co na naukę. Ostatnia klasa technikum. Tak bardzo nie chciała tego zawalić. Dla mamy. I dla taty w sumie też, ale z nim było trudniej. Po śmierci żony nie mógł patrzeć na dwie jej kopie w domu i oddalił się od córek. Teraz to Magda zajmowała się domem i Olą. Na początku współczucie rodziny przyganiało kogoś na pięć minut, potem, z upływem czasu zapał ostygł, więc nie mogąc za bardzo liczyć na wsparcie, sama musiała się wszystkim zająć.
Magda nie mogła się skupić na notatkach, wyciągnęła zdjęcie mamy i gruby zeszyt w twardej oprawie. Na czystej stronie zapisała bieżącą datę i zaczęła pisać:
Mamusiu!
Rzadko tak mówiłam do Ciebie za życia… Wydawało mi się, że z tego już wyrosłam. I że to dobre co najwyżej dla dzieciuchów, takich jak Olka. A ona tak strasznie potrzebuje mamusi. Potrzebuje Ciebie. Nie jestem w stanie jej tego zastąpić.
Powiedz mi, co mam zrobić?Magia kocyka coraz mniej pomaga. Ostatnio zrobiłam racuchy. Wychodzą mi już takie jak Twoje, ale racuch nie zastąpi Oli Ciebie. I ja też Cię potrzebuję, nie racuchów…
Tata wychodzi wcześnie, wraca późno. Nadal stara się nie bywać w domu. Czy to się kiedykolwiek zmieni?
Westchnęła i odłożyła długopis. Nie mogła zrozumieć, po co to pisze. Mama jej nie odpowie. Nie wyśle jej listu z nieba…
-List! To jest pomysł! - powiedziała sama do siebie. I zadowolona z siebie, w końcu sama położyła się spać.
-Olka! Wstawaj! Jak nie wstaniesz w ciągu 5 minut to się spóźnimy! - krzyk Magdy, szykującej w kuchni kanapki, rozbrzmiewał w całym mieszkaniu - Zbieraj się, śpiochu!
Krzykom odpowiedział niewyraźne mamrotanie i inne niepokojące odgłosy, zwiastujące nadejście małego rozczochrańca do kuchni.
Zaspana Ola usiadła przy stole, dosunęła sobie talerz z parówkami (jedyną formą mięsa, jaką jadła od dobrych kilku miesięcy) i półprzytomna zaczęła powoli jeść śniadanie.
Potem powoli poszła się umyć… i ubrać.. i przynieść plecak (którego zawartość Magda porównała z planem lekcji wiszącym na lodówce)... i założyć buciki do wyjścia.
Droga do szkoły mijała im w milczeniu. Olce zwykle buzia się nie zamykała, ale dzisiaj dziewczynka wyglądała na bardzo zamyśloną.
-O czym myślisz? - zagadnęła ją Magda.
-O mamie. Jest ładnie!. Po szkole poszłybyśmy na lody i spacer - westchnęła siedmiolatka.
-Możemy pójść, jeśli chcesz - zaproponowała starsza siostra.
-Nie, nie dzisiaj. Pójdziemy kiedy indziej - iskierka, która zapaliła się na moment w jej oczach zgasła równie szybko, jak się pojawiła. Mała westchnęła i milczała, aż rozstały się pod budynkiem szkoły.
Kolejne godziny Magdzie mijały szybko, niesiona odgłosem dzwonka i szumem stron w zeszycie, ze zdziwieniem zauważyła koniec lekcji. Olka cały dzień przewierciła się na swoim krzesełku, niewiele na to pomagały uwagi pani, więc moment, w którym zobaczyła czekającą na nią przy schodach Magdę, powitała z ulgą:
-Madzia! - biegiem ruszyła w kierunku siostry, wpadła na nią z całym impetem, uwieszając się na zaskoczonej nastolatce.
-Komuś się tu poprawił humor…
- Żebyś wiedziała! Ten dzień był straszny. Szkoła to więzienie! - konstatacji towarzyszyła naburmuszona minka - Dlaczego muszę chodzić do szkoły?
-Wszyscy muszą.
-Nieprawda! Tatuś nie musi! - mała nie odpuszczała.
-Bo tata dawno temu skończył szkołę, a teraz chodzi do pracy…
-To ja też chcę do pracy! - zaperzyła się Ola.
-Jak tylko skończysz szkołę. A teraz chodź. Zjemy obiad, odrobimy lekcje i coś porobimy. - Magdzie udało się szybko zakończyć dyskusję.
Ola machała pod stołem nogami, dłubiąc w talerzu. Zapiekanka makaronowa to nie szczyt marzeń, ale Magda dopiero uczyła się gotowania czegoś więcej niż gotowiec z mrożonek. I wychodziło jej to całkiem nieźle. Obie polubiły jej zapiekanki.
-Mam pewien pomysł - przerwała ciszę panującą od kilku minut Magda.
-Taaaak? - Ola liczyła, że tym pomysłem będzie plac zabaw i lody, chociaż patrząc na rozgrzebany makaron z serem na własnym talerzu, nie robiła sobie wielkich nadziei.
-Napiszemy i wyślemy list do mamy.
-Magda, listonosz nie zanosi listów do nieba - mała spojrzała na starszą siostrę jak na wariatkę.
-Listonosz nie, ale balonik?
-Balonik doleci do mamy? - kilkulatka nie wydawała się przekonana do tego planu.
-Pewnie! Napełniony helem! Pamiętasz, jak taki wypuściłaś w zeszłym roku z rączek i jak wysoko poleciał? A ty napiszesz krótki liścik. Będzie mało ważył i na pewno doleci do mamy.
Ola zeskoczyła z krzesła i pobiegła do swojego pokoju. Przyniosła kartkę z bloku, którą Magda pomogła jej przeciąć na pół i wszystkie kredki i pisaki, jakie była w stanie unieść w małych rączkach. Z bardzo skupioną i poważną miną zasiadła do pisania.
-Madzia, co mam napisać? - mała po dłuższej chwili wpatrywania się w papier i przekładania kredek w rękach zapytała zrezygnowana siostrę.
-To co chcesz i czujesz… Że tęsknisz za mamą, że ją kochasz mocno. Może jej opowiedzieć wszystko!
-Aha… - zamyślona Ola wybrała czerwoną kredkę i przystąpiła do dzieła:
Mamusiu!
Madzia muwi, że moge ci napisać wszystko. Tęsknie i koham cie. Wszyscy tensknimy. Madzia i tata terz. Madziaj jóż na mnie nie krzyczy tyle, wiesz? Jest dla mnie prawie taka dobra jak ty. Za to tata dórzo pracuje i za nim tesz tensknie. Madzia mówi, rze wszystko widzisz z nieba.
Twoja Olka
Stronę z listem ozdabiały czerwone serduszka i pstrokate kwiatki. Gotową kartkę Ola złożyła na cztery i wspólnie z Magdą zakleiła niewielką kopertkę, której róg przedziurawiły dziurkaczem. Ponieważ pisanie listu szło żmudnie, Magda po zakończonej pracy nad nim, zawyrokowała:
- Robi się późno. Dzisiaj już nie damy rady pójść po balonik i do parku. Wyślemy go jutro po szkole, dobrze?
Zmęczona dziewczynka kiwnęła głową i pobiegła do swojego pokoju. Trzymała w rączkach list, jak największy skarb. Aby się nie zgubił, noc spędził pod poduszką, a rano zajął honorowe miejsce w piórniku, obok innych rezydujących tam skarbów - gumki-świnki, zielonego piórka i kilku brokatowych naklejek. Ten dzień obu siostrom zleciał bardzo szybko.
Równie szybko minęła im droga do parku. Gdy się zatrzymały, Magda wyciągnęła z plecaka dziwną tubę, motek wstążki, nożyczki i opakowanie balonów.
-Wybierz kolor - z uśmiechem podsunęła Olce opakowanie z kolorowymi balonami.
-Żółty! - bardziej zakomenderowała niż wybrała młodsza siostra.
Magda tylko kiwnęła głową, po czym wyjęła żółty balon i sprawnie napełniła go helem z tuby. Związała go wstążką, odwijając jej spory kawałek, by po drugiej stronie przywiązać kopertę z listem.
-Podaj kopertę - poleciła Oli.
Nastąpiło nerwowe przeszukiwaniu piórnika:
-Madzia, nie ma go! Zgubił się! - zrozpaczona Ola zaczęła przetrząsać zawartość całego plecaka. - Jest! - krzyknęła z ulgą, wyciągając list z zeszytu ćwiczeń.
Magda pokręciła tylko głową i przywiązała wspólnie z Olą kopertę do balonika.
-To co, puszczamy?
Ola pokiwała głową.
-To licz ze mną! Na trzy puszczamy - poinstruowała siostrzyczkę.
- Raz… Dwa… Trzy… - balonik wzniósł się w powietrze, niesiony wiatrem.
***
Następnego dnia
Magda urwała się wcześniej ze szkoły. Jeszcze rok temu oznaczałoby to wagary z Dagą i Sarą, ale tamte czasy minęły. Teraz jest odpowiedzialna. Za siebie i za Olę. Głównie za Olę. Ale dzisiaj musiała wyjść wcześniej. Nie chciała zabierać małej ze sobą na cmentarz.
Przed bramą nekropolii kupiła wiązankę lilii. Żółtych. W końcu był to ulubiony kolor mamy.
Drogę do kwatery znała na pamięć. Od czasu do czasu się tutaj wymykała. Porozmawiać, posiedzieć, posprzątać. Dzisiaj minął rok od jej śmierci. Musiała tutaj być, chociaż na chwilkę.
Ze smutkiem spojrzała na litery wygrawerowane na marmurowej tablicy. Zgarnęła kilka suchych liści, zabrała wypalone znicze. Nalała wody do wazonu i wstawiła kwiaty.
-Tęsknię, mamo… Bez ciebie jest nam tak trudno. - samotna łza spłynęła po policzku dziewczyny. - Tak bardzo cię potrzebujemy, ale to wiesz, prawda?
Wiedziała, że mama jej nie odpowie, że nikt nie odpowie na jej cichy szept.
Coś zaszeleściło w cisie obok. Stadko wróbli, czymś spłoszone, poderwało się nagle do lotu. Za to spomiędzy gałązek prześwitywały strzępki żółtego balonika, zwisała splątana wstążeczka, wystawał rąbek listu.
---------
Edit: Ilustracja autorstwa @CzosnkowySmok - dziękuję!
#naopowiesci #zafirewallem #tworczoscwlasna