#naopowiesci #zafirewallem
@George_Stark - musiałam zmodyfikować pomysł na kozę, ale myślę że przy okazji poruszyłam ciekawy temat.
Przyjemnej lektury wszystkim
Pan Szczepan
Kiedy pan Szczepan mijał wczoraj drzwi do mieszkania sąsiadki zobaczył przywiązaną do ich klamki kozę. Mały, wyleniały pluszak bimbał się coraz leniwiej na doszytym czyjąś niewprawną ręką sznureczku, aż w końcu zawisł nieruchomo. Zbył ten widok wzruszeniem ramion i otworzył drzwi wejściowe pod, swoim, numerem 7.
-Przecież mówię ci, Beata, że wczoraj widziałem kozę na tej klamce! - senior, z coraz większą nerwowością w głosie rozmawiał ze swoją córką, wskazując drzwi do sąsiedniego mieszkania.
-Tato, ale tam żadnej kozy nie było, wracałam do domu zaraz po tobie i nic na tej klamce nie wisiało. - córka pana Szczepana próbowała sprowadzić ojca “na ziemię” - Nie mogło być. Pani Tereska zmarła 7 miesięcy temu, mieszkała sama, skąd koza na klamce?
-Jak to skąd?! To ty nie pamiętasz? Madzi koza! Przecież nadal Madzia biega z tym wyleniałym stworem. Stara lola, 10 lat, a beczy gorzej od kozy, jak zapodzieje tego starego pluszaka.
-Tato, Madzia jest już po trzydziestce i ma własne dzieci… - Beata wciąż cierpliwie i spokojnie tłumaczyła ojcu rzeczywistość. Martwiło ją jednak, że ojciec coraz częściej bywał roztargniony lub tak jak w tym momencie, jakby jego życie cofnęło o kilka dekad. Zaskakujące, jakie szczegóły był w stanie spamiętać i odtworzyć w przypadkowych momentach.
-Może ma, może nie ma, a mieszkanie po Teresce tyle czasu już stoi. Wyrodna córka, matką się nie zajmowała w ostatnich latach życia, za to łapy na spadku od razu położyła. Braciszka to pięknie wysiudała z maminej krwawicy.
-W dożywocie miała zapisane - broniła koleżanki z lat dziecięcych Beata - i nie mów, zajmowała się panią Tereską. Dbała o matkę, codziennie była, a jak pani Malinowska trafiła w końcu do szpitala to wzięła bezpłatny urlop, żeby być przy matce. A teraz, czego ma tu siedzieć? Mieszkanie pouprzątała krótko po pogrzebie, wynajmować go na razie nie chce, to i stoi puste. Ciesz się, lepiej tak, może któreś z jej dzieci za jakiś czas tu zamieszka, niż mieć za ścianą znowu studentów. Pamiętasz imprezy u tych z góry dwa lata temu? Sam tego wytrzymać nie mogłeś.
-A kto by wytrzymał to tupanie po suficie i wieczne umcy-umcy?! - panu Szczepanowi ciśnienie skoczyło na samo wspomnienie - Przypomnij mi, żebym zadzwonił do Stachowiaka, żeby ich w końcu wyrzucił za te ciągłe hałasy.
-Tato, ale on przecież tych studentów dwa lata temu wyrzucił. Nawet semestru nie wytrzymali. Teraz wynajmuje pan Błażej, ten od komputerów. Niedawno z internetem nam pomagał.
-Internetem… podsłuch zakładał. - burknął starszy pan, niby pod nosem, ale tak, by córka z pewnością mogła go wyraźnie usłyszeć.
-Jaki podsłuch, co ty tato wygadujesz? - nie pierwszy raz w ostatnich tygodniach Beata usłyszała coś takiego od ojca. - Nieważne, jesteśmy pod przychodnią, to ja lecę do pracy. Potem zrobię zakupy. Pamiętaj zabrać recepty od doktorki, to jutro wykupię ci leki.
-Jakbym kiedykolwiek o tym zapomniał. - obruszony pan Szczepan nawet nie pożegnał się z Beatą. Odwórcił się na pięcie i nie oglądając się na nikogo ani na nic, wszedł do budynku.
Kilka godzin później Beata zastała otwarte i puste mieszkanie. W pierwszej chwili pomyślała, że z roztargnienia zapomniał za sobą zamknąć drzwi na klucz, ale jej powitaniu odpowiedziała cisza. Po ojcu nie było widać ani śladu - zniknęły kurtka i buty z przedpokoju. Nie zostawił kartki na stole, chociaż zwykle to robił. Nawet, jeśli tylko schodził do pobliskiego sklepiku po drobne zakupy.
Nie ma się czym przejmować, na pewno niedługo wróci. Pomyślała Beata i zajęła się dokończeniem obiadu.
Godziny mijały, lecz pan Szczepan nie wracał. Zaniepokojona córka coraz bardziej nerwowo spoglądała przez okno. Było już po dwudziestej pierwszej, gdy wreszcie postanowiła zadzwonić na telefon komórkowy ojca. Po kilku sygnałach dzwonek telefonu zaczął rozbrzmiewać w kuchni przytłumionym dźwiękiem. Szybkie przeszukanie pomieszczenia pozwoliło jej odnaleźć aparat w szufladzie z przyborami kuchennymi. To ją zaniepokoiło jeszcze bardziej. Zaczęła zastanawiać się, gdzie tata mógłby się udać o tej porze. Nie należał do zbyt towarzyskich osób, szczególnie od śmierci mamy 5 lat temu. Ona jedna była w stanie wyciągnąć tego mruka do ludzi. Przeważnie spędzał czas w domu, próbując coś naprawiać, w przerwach od kolejnych wizyt u specjalistów. A jego stan, miała wrażenie, od jakiegoś czasu, po cichu, nieubłaganie się pogarszał.
Bała się, w tym momencie już strasznie się bała. Nie wiedząc co robić, zadzwoniła do starszej siostry. Może ojciec postanowił nagle ją odwiedzić? Nie byłoby to normalne, widywał się z Iloną rzadko i niechętnie, zbyt mocno przypominała panią Mariannę i nie mógł tego znieść, mimo upływu czasu od pogrzebu ukochanej żony. Ale może właśnie do niej się wybrał?
-Cześć, przepraszam że tak późno dzwonię… Tata się do was nie wybierał? - rozważania przerwało nawiązanie połączenia, skupiła się na rozmowie z siostrą.
…
-Nie wiem, ostatnio trochę dziwnie się zachowywał. Jak wróciłam do domu drzwi były otwarte, a nie było jego, pomyślałam, że może wybrał się do was, skoro nie zostawił kartki na stole, dokąd wychodzi.
…
-Jasne, rozumiem. Gdyby się u was pojawił, daj mi znać.
…
-Pewnie, odezwę się, jak tylko wróci. Dobranoc. Pozdrów Jacka i chłopców.
…
Rozłączyła się. Czuła, jak rośnie jej coraz większa gula w gardle. Teraz naprawdę była w kropce. Co robić? Policja jeszcze nie przyjmie zgłoszenia, nie mam pojęcia, gdzie go szukać…
Strapiona jeszcze długo nie poszła spać. Chciała czuwać do rana, jednak w końcu przegrała walkę ze zmęczeniem i zasnęła na niewielkiej kanapce w salonie. Rano, gdy obudził ją budzik do pracy, ojca nadal nie było w domu. Sprawdziła telefon - żadnej wiadomości od siostry ani z innego numeru. Gdyby ojcu coś się stało, w jego portfelu w kieszonce z dokumentami już kilka lat temu umieściła karteczkę z numerem telefonu do siebie. Przydało się to dwa lata temu, gdy zasłabł na przystanku i zabrało go pogotowie. Więc i tym razem, gdyby to było to, raczej ktokolwiek spróbowałby się z nią skontaktować.
Tym razem jednak telefon milczał. Powinna już zbierać się do pracy, ale nie potrafiła. Zamiast tego zadzwoniła do biura i wzięła dzień wolny. W środku miesiąca w księgowości nie dzieje się aż tyle, więc przełożona bez zbędnego drążenia tematu zgodziła się na “użetkę”.
Po szybkim prysznicu i śniadaniu Beata postanowiła spróbować poszukać ojca. W ostatnich latach bywał głównie w osiedlowym dyskoncie, przychodni i regularnie zaglądał na cmentarz, odwiedzić grób żony. A co jeśli nie tam? Biorąc pod uwagę, że coraz częściej gubił się w czasie i przestrzeni, zaczęła się zastanawiać, gdzie jeszcze bywał regularnie w ciągu ostatniej dekady. Jego zakład pracy zamknięto niedługo potem, jak przeszedł na emeryturę, ale przecież budynek nadal stoi… i ten mały bar, gdzie chadzał z kolegami na piwo, jak on się nazywał? I może jeszcze tam, gdzie łowił ryby z panem Janem?
Zjeździła cały dzień w te i z powrotem, i nigdzie nie znalazła ojca. Sam również nie wrócił do domu. Zastanawiała się, czy to już ten moment, kiedy powinna zacząć obdzwaniać szpitale. Wciąż miała jednak nadzieję, że pan Szczepan sam wróci do domu. Gdziekolwiek się teraz nie podziewał.
Całodzienne poszukiwania niczego nie przyniosły. Wykończona Beata postanowiła kolejną noc przekoczować w salonie. Niespokojną drzemkę, w która zapadła na kanapce, przerwał jej dzwonek telefonu.
…
-Tak, przy telefonie.
…
-Ale jak to w Kołobrzegu? - senność, którą jeszcze przed chwilą była ogarnięta Beata, ustąpiła szokowi.
…
-Tak, jeśli mogę poprosić, żeby ktoś miał na niego oko. Przyjadę najszybciej jak to możliwe. Mógłby pan powtórzyć, który dworzec?
…
-Rozumiem, bardzo dziękuję. Będę za kilka godzin.
Zakończyła połączenie z ulgą. Od razu postanowiła zadzwonić do siostry.
-Ilona, tata się znalazł.
…
-Tak, nic mu nie jest. Raczej nic. Jest w Kołobrzegu.
…
-Ja też nie wiem jakim cudem.
…
-Obsługa dworca go zawinęła. Wysiadł z autobusu i kręcił się jak błędna owca przez kilka godzin po dworcu, to się w końcu zainteresowali. Był skołowany, nie potrafił powiedzieć jak się nazywa. W portfelu znaleźli dokumenty i numer do mnie, i zadzwonili.
…
-Tak, trzeba go odebrać. Zanim zaczęłam się zbierać, zadzwoniłam do ciebie.
…
-Pewnie, podjadę po ciebie.
…
-Za godzinę będę.
Po kilku godzinach siostry dotarły na dworzec autobusowy w Kołobrzegu. Zaparkowały auto i weszły do niezbyt pięknego budynku, typowej PRL-owskiej kostki, w której miał na nie czekać pod nadzorem ochrony pan Szczepan.
-Dzień dobry, Beata Suszka, przyjechałam odebrać ojca.
-A, panie od tego dziwnego pana, co się tu zgubił? Kierownik zabrał go do swojego biura. Korytarzem prosto i w lewo.
-Dziękujemy bardzo.
Kobiety szybko znalazły gabinet kierownika.
-Witam panie serdecznie.
-Dzień dobry, przepraszamy za kłopot i bardzo dziękujemy za zajęcie się tatą. - zaczęła Beata, ledwo przekroczyły z Iloną próg niewielkiego pomieszczenia. Cztery osoby to był już tłok.
Pan Szczepan siedział na krześle z lekko błędnym wzrokiem, który prześlizgnął się bez większej refleksji po Beacie, za to nieoczekiwanie dłużej zatrzymał się na Ilonie.
-Marynia? - poderwał się z krzesła i ruszył, ku starszej córce.
-Ilona, tato. Mama nie żyje od pięciu lat. Pamiętasz? - Ilona patrzyła skołowana na ojca.
-Nie, Ilonka jest malutka i Beatka też. Przyjechałyście do naszego ośrodka wczasowego 3 dni temu. A ja dopiero dzisiaj mogłem dojechać. Maryniu, gdzie masz dziewczynki?
---------
1462 słowa