Zachęcony przez @CheemsFBI popełnię swoją pierwszą recenzję. Napiszę o zapachu, w którym poczułem niszę.
Zapachem tym jest: Zoologist Perfumes - Sacred Scarab.
Perfumy Zoologist inspirowane są światem zwierząt, a skarabeusz to żuk gnojowy (tak ten toczący kulki z gówna), który w starożytnym Egipcie symbolizował odrodzenie się nowego życia, przez co uważany był za świętego robala. Perfumy te mają wprowadzać w mistykę starożytnego Egiptu.
Wypowiedź twórcy zapachu Syltana Pashy: "Kiedy komponowałem Sacred Scarab, miałem zamiar uczynić kompozycję tak królewską, jak to tylko możliwe, coś, co nawet Kleopatra nosiłaby z dumą... perfumy pasujące do królowej".
Gdy dostałem w ręce tę niszę od razu postanowiłem zrobić globala i chyba troche przesadziłem z aplikacją. Początek to był dla mnie zapach jakby obsikał mnie dziki zwierz, lub może bardziej wystrzelił we mnie niezidentyfikowaną cieczą godową. Niestety nie znam zapachu króla Kourosa, który wg niektórych pachnie jak kibel na dworcu pkp, gdzie załatwiają się żule, Skarabeusz pachniał dla mnie tak, jakby załatwiały się tam dzikie tygrysy. Woń była bardzo mocna i wydaje mi się, że też okrutnie projektowała. Gdy dałem go powąchać znajomej odziwo wwąchiwała się nie mówiąc jak zwykle, że smród, ale dziwny/ciekawy. Ma on w sobie coś co sprawia, że chce się go wąchać - od razu się tego żałuje, a i tak ta ochota co chwile powraca.
Zapach wydawał mi się bardzo męski (jest to unisex). Poza wspomnianymi aromatami (cywet) nie czułem nic innego, dopiero w drydownie można było wyczuć aromaty czerwonego wina.
Jeżeli perfumy te miały ukazać mi starożytny Egipt, to jedynym moim skojarzeniem był faraon, który leży w grobowcu zabalsamowany olejkami z gróczołów okołoodbytniczych dzikich zwierząt pomieszanych z winem.
Po tym teście zastanawiałem się czy nie prysnąć nim w komore silnika, żeby odstraszał kuny - mógłby dać radę.
Trochę mam problem z tą recenzją, ponieważ żeby ją napisać to choć dobrze pamiętam ten zapach postanowiłem, że dla dobra recenzji spryskam się nim jeszcze raz.
Po aplikacji (tym razem rozsądnej) doznałem szoku. Zapach wydaje mi się nieco kobiecy, ma oldskulowy vibe (aldechydy?). Czuję cytryne, cyweta i mydło takie torchę kwiatowe (może to lotos, który jest w nutach, ale ciężko mi ocenić, gdyż nie mogę sobie przypomnieć zapachu, którego nigdy nie znałem). Gdy się wwąchuję patrząc na nuty zapachowe, wyczuwam jeszcze lekkie kadzidło i jałowca, a pod koniec znowu czerwone wino. Zapach na początku jest trochę ostry (nie chemiczny) z czasem wygładza się (zanika cytryna i łagodnieje cywet, który królował za pierwszym razem) i robi się coraz bardziej mydlany z cały czas wyczuwalnym pierwiastkiem retro. Czuć, że ma klasę i tym razem wydaje się przyjemny. Trwałość bardzo dobra a projekcja nie była już tak nachalna. Dla pewności na następny dzień sprawdziłem jeszcze nagarstkowo i było tak jak za drugim razem.
Po tym doświadczeniu uznaję, że jest to unisex skrecający delikatnie w damską stronę.
Za pierwszym razem pomyślałem, że nie bez powodu skrótem od Sacred Scarab jest SS bo to nie jest przyjemniaczek i on jeńców nie bierze. Traktowałem go jako mało noszalną ciekawostkę. Nie wiem od czego to zależy czy od temperatury (za pierwszym razem było znacznie cieplej), dawki, a może przez to, że przewąchałem trochę zapachów przez ten czas, ale zmieniłem zdanie. Teraz uważam, że choć Skarabeusz nie jest moim ulubieńcem, to Sultan Pasha skomponował zapach, którm Kleopatra i faraon (tym razem żywy) by nie poagardzili.
zapach: 6/10
trwałość: 9/10
projekcja: 6/10
ocena ogólna: 7/10
#perfumy #recenzjeperfum
Zapachem tym jest: Zoologist Perfumes - Sacred Scarab.
Perfumy Zoologist inspirowane są światem zwierząt, a skarabeusz to żuk gnojowy (tak ten toczący kulki z gówna), który w starożytnym Egipcie symbolizował odrodzenie się nowego życia, przez co uważany był za świętego robala. Perfumy te mają wprowadzać w mistykę starożytnego Egiptu.
Wypowiedź twórcy zapachu Syltana Pashy: "Kiedy komponowałem Sacred Scarab, miałem zamiar uczynić kompozycję tak królewską, jak to tylko możliwe, coś, co nawet Kleopatra nosiłaby z dumą... perfumy pasujące do królowej".
Gdy dostałem w ręce tę niszę od razu postanowiłem zrobić globala i chyba troche przesadziłem z aplikacją. Początek to był dla mnie zapach jakby obsikał mnie dziki zwierz, lub może bardziej wystrzelił we mnie niezidentyfikowaną cieczą godową. Niestety nie znam zapachu króla Kourosa, który wg niektórych pachnie jak kibel na dworcu pkp, gdzie załatwiają się żule, Skarabeusz pachniał dla mnie tak, jakby załatwiały się tam dzikie tygrysy. Woń była bardzo mocna i wydaje mi się, że też okrutnie projektowała. Gdy dałem go powąchać znajomej odziwo wwąchiwała się nie mówiąc jak zwykle, że smród, ale dziwny/ciekawy. Ma on w sobie coś co sprawia, że chce się go wąchać - od razu się tego żałuje, a i tak ta ochota co chwile powraca.
Zapach wydawał mi się bardzo męski (jest to unisex). Poza wspomnianymi aromatami (cywet) nie czułem nic innego, dopiero w drydownie można było wyczuć aromaty czerwonego wina.
Jeżeli perfumy te miały ukazać mi starożytny Egipt, to jedynym moim skojarzeniem był faraon, który leży w grobowcu zabalsamowany olejkami z gróczołów okołoodbytniczych dzikich zwierząt pomieszanych z winem.
Po tym teście zastanawiałem się czy nie prysnąć nim w komore silnika, żeby odstraszał kuny - mógłby dać radę.
Trochę mam problem z tą recenzją, ponieważ żeby ją napisać to choć dobrze pamiętam ten zapach postanowiłem, że dla dobra recenzji spryskam się nim jeszcze raz.
Po aplikacji (tym razem rozsądnej) doznałem szoku. Zapach wydaje mi się nieco kobiecy, ma oldskulowy vibe (aldechydy?). Czuję cytryne, cyweta i mydło takie torchę kwiatowe (może to lotos, który jest w nutach, ale ciężko mi ocenić, gdyż nie mogę sobie przypomnieć zapachu, którego nigdy nie znałem). Gdy się wwąchuję patrząc na nuty zapachowe, wyczuwam jeszcze lekkie kadzidło i jałowca, a pod koniec znowu czerwone wino. Zapach na początku jest trochę ostry (nie chemiczny) z czasem wygładza się (zanika cytryna i łagodnieje cywet, który królował za pierwszym razem) i robi się coraz bardziej mydlany z cały czas wyczuwalnym pierwiastkiem retro. Czuć, że ma klasę i tym razem wydaje się przyjemny. Trwałość bardzo dobra a projekcja nie była już tak nachalna. Dla pewności na następny dzień sprawdziłem jeszcze nagarstkowo i było tak jak za drugim razem.
Po tym doświadczeniu uznaję, że jest to unisex skrecający delikatnie w damską stronę.
Za pierwszym razem pomyślałem, że nie bez powodu skrótem od Sacred Scarab jest SS bo to nie jest przyjemniaczek i on jeńców nie bierze. Traktowałem go jako mało noszalną ciekawostkę. Nie wiem od czego to zależy czy od temperatury (za pierwszym razem było znacznie cieplej), dawki, a może przez to, że przewąchałem trochę zapachów przez ten czas, ale zmieniłem zdanie. Teraz uważam, że choć Skarabeusz nie jest moim ulubieńcem, to Sultan Pasha skomponował zapach, którm Kleopatra i faraon (tym razem żywy) by nie poagardzili.
zapach: 6/10
trwałość: 9/10
projekcja: 6/10
ocena ogólna: 7/10
#perfumy #recenzjeperfum
@jatutylkoperfumy Poznałem tylko Skarabeusza i na pewno nie polecam go w ciemno.
@jatutylkoperfumy Bee ponoć jest noszalnym ulepem, reszta ciekawostki na poziomie arabów po 5 dych
@jatutylkoperfumy Nie ma pewniaka, ale jest dużo noszalnych, szczególnie nowe te które wyszły po Bee. Dawne Zoologisty są trudne, a nowe ugrzecznione.
Zaloguj się aby komentować