Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Fenomen
  • 399wpisy
  • 2491komentarzy
To jest generalny problem autorów, w tym i mnie, że wszystko w zasadzie to zostało już napisane i nic nowego napisać się chyba już nie da, więc należy sięgać do starych, znanych, ale również sprawdzonych motywów. Tak zrobiłem i tym razem i postanowiłem odświeżyć i trochę uwspółcześnić historię o zaklęciu w żabę…

W żabkę…

W Żabce!

***

Księżniczka z Żabki

Zielona forteca, strzeżona czasami przez zbrojnych,
choć z niepełnosprawnością stwierdzoną,
a w niej księżniczka cudowna; ta co ją tam uwięziono…
Uwolnić ją jestem ja zdolny?

Żądzą ja ku niej tak płonę!
I wizję roztaczam już błogą:
z jej ręką i zamku połową…
Ach! Pojmę księżniczkę za żonę!

I, jak w opowieściach pradawnych,
słyszanych od mamy i taty:
ruszyłem! Nie bacząc na żadne straty.

Złożyłem usta do pocałunku, co urok odczynić władny,
na co zwróciła się do mnie księżniczka ta moja ruda
z pytaniem: – Wariacie, to jaka będzie parówa?

***

To jest moja kolejna odpowiedź na sonet di proposta koleżanki @UmytaPacha w XIV edycji zabawy #nasonety w naszej wspaniałej kawiarence #zafirewallem .

#poezja #tworczoscwlasna
George_Stark

@Hoszin: Dziękuję


@Piechur: Również dziękuję.

dradrian_zwierachs

Nie wszystko zostało napisane. Branża jest mocno elastyczna i daje nieskończone możliwości kreacji.

splash545

Śmiechłem w szczególności ze zbrojnych z niepełnosprawnością stwierdzoną

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Drodzy Najmilsi!

Hoy ist wielki grande finale van mijn opus magnum! Przynajmniej so far. Z racji tego, że chwila jest co najmniej podniosła to, żeby podnieść ją jeszcze bardziej, a także zapozować na autora nie tylko płodnego, ale i elokwentnego, a i we świecie obytego, to dzisiejszy wstęp postaram się okrasić znaczną liczbą wtrąceń in externis linguis. One zawsze dodają speechowi splendoru.

Ta księga, w odróżnieniu od wcześniejszych, została zaplanowana. Nie żeby jakoś skrupulatnie, bo to przecież by mi się nie chciało, no ale pisząc całą tę opowieść zbierałem sobie pointy poszczególnych wątków, zapisywałem na boku i w zasadzie pisanie tej części polegało wyłącznie na ułożeniu ich w kolejności i połączeniu w jakąś w miarę sensowną całość. Jak to wyszło? Nie mnie to oceniać. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać, bo gdyby nie Wy, to byłbym kimś, kto robi coś dla nikogo, jak to czasami powtarzają chłopaki z mojej ulubionej warszawskiej grupy improwizacyjnej Klancyk! – mocno polecam się wybrać, jeśli będziecie kiedyś we Warszawie!

Skoro już o improwizacji, to słowo o technicznej części powstawania tego wysrywu. Pisałem toto gówno korzystając z narzędzi, jakimi posługuje się to cudowne zjawisko artystyczne, jakim jest teatr improwizacji. To znaczy bez żadnego planu, a kolejne części powstawały wyłącznie na podstawie tego, co zostało opublikowane już wcześniej oraz tego co zdarzało się na bieżąco w naszej wspaniałej kawiarence. Jedyna decyzja, jaką musiałem podjąć, dotyczyła tego jak to wszystko zakończyć. Plany na zakończenie były dwa: albo happy end albo sad end, czyli totalna rozpierducha. Choć ten drugi był kuszący, wybrałem jednak pierwszy. Dlaczego? To znów rzecz, której nauczyłem się przy okazji warsztatów improwizacyjnych, gdzie jeden z instruktorów zawsze nam powtarzał: Postarajcie się w scenach przemycić trochę dobra, niech świat po waszym występie będzie choć odrobinę lepszy. Uważam, że jest to słuszna droga przy tworzeniu czegokolwiek, stąd zakończenie jest jakie jest. A jakie jest? O tym przekonacie się czytając zamieszczony poniżej tekst. Zaspoileruję tylko, bo mi się taka zgrabna fraszka ułożyła, która tego zakończenia dotyczy i nie umiem się nią nie podzielić. A brzmi ona tak:

Co by tam po drodze się nie wydarzyło
to niechże na sam koniec i tak wygra miłość.

No i właśnie: ta opowieść, która właśnie się kończy, mimo że w znacznej części mocno posrana, była jednak o miłości. W tej miłości przydarzały się naszym bohaterom rozmaite rzeczy, jak to w miłości bywa – lepsze, gorsze, ale miłość je wszystkie przetrwała, bo była to miłość wymyślona, a nie prawdziwa. Bo to tak już jest z tą miłością, przynajmniej książkową, że najważniejsze to żeby być razem ze sobą, razem cieszyć się z tego co się udaje i razem śmiać z tego co się nie udaje. A na koniec to i tak wszystko zależy od autora, więc po co bohater ma się w ogóle starać?

Dobrze. Koniec tego sentymentalnego bullshitu, czas przejść do rzeczy, czyli do tekstu właściwego. Tylko jeszcze jedna fraszka na sam koniec, bo też uważam, że całkiem zgrabnie mi wyszła:

Ponoć czekaliście Jerzego, tak jak kania dżdżu.
A Pan Jerzy już jest! Jerzy już jest tu!

Przyjemności, śmiechu i czego tam jeszcze sami chcecie!
A czytać ten poemat polecam w klozecie.

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli
Księga VII – W nadodrzańskich lasach
Księga VIII – Pod czerwonym butem
Księga IX – Nadal pod czerwonym butem
Księga X – Ciągle pod czerwonym butem
Księga XI – Jeszcze pod czerwonym butem

***

Księga XII
Kochajmy się!

Wygrana – Przygotowania – Ojczyzna wyzwolona – Noc przedślubna – Ślub – Wesele – Kochajmy się!

Pacha, gdy z Okęcia Uberem wróciła,
to bardzo mocno wtedy przygnębiona była:
– Problem finansowy, mójże Dżordżu, nas zżera,
bo majątek musiałam wydać na Ubera
i jakby było mało, jeszcze na dodatek
od spadku, za ten zamek, przyszedł mi podatek.
I tak się zastanawiam, co zrobimy teraz,
gdy stan naszego konta już poniżej zera?
Pomógłbym ochoczo w jakimś rozwiązaniu
lecz gdy na nią patrzę, to tylko o przyssaniu
umiem wtedy myśleć. Więc z twardym mym młotem
dodaję: – I ślub nasz jeszcze jest w sobotę!
A po ślubie – wreszcie! – czeka nas poślubna noc
choć ze ślubem to się wiąże też wydatków moc…
– Zaraz! – przerywa Pacha – Głupku, zapomniałeś?!
To znowu twoja wina! Dziś jest poniedziałek!
Co oznacza, że niedziela już była. Wczoraj.
Niedziela – losowanie, więc może kasiora
wygrana na nas czeka i nie wiemy sami
że na powrót jesteśmy znów milionerami?
I z torebki pomięty wyciągnęła los
i gdy sprawdziła liczby, zaśmiała się w głos,
bo liczby zwycięskie były, niech czytelnik zna:
liczba cztery, liczba sześć, i liczba – jakże! – dwa!
I właśnie takie liczby Pacha zaznaczyła
bo tylko do sześciu się liczyć nauczyła
i na moje pytanie: – Powiedz, moja muzo,
ile żeśmy wygrali? Odpowiada: – Dużo.

Ten tydzień do wesela to na tym nam zleciał
że Pacha w zakupowy wpadła wtedy szał
i zakupy zrobiła przeogromnie duże
aż w powiecie wszystkie wykupiła róże!
Więcej nic ciekawego raczej się nie działo
no, może poza tym, że każde z nas srało.
A więc w tym miejscu, w celach statystycznych,
my, Autor, podajemy adekwatne liczby:
Pacha, jak to pisklę, co opuściło gnieździe,
gdzieś po szaletach srała, czyli na wyjeździe,
i oddała przez ten czas tylko cztery stolce;
bolesne: jadła róże, a te mają kolce;
@moll , jako ta ptaszyna, maleńki wróbelek
srała zaś wtedy często, lecz na raz niewiele:
chodziła więc po kuchni i puszczała gazy
i w te pięć dni ona srała dziewięć razy
(jakby swoje trawienie mogła kontrolować
ażeby móc na palcach stolce porachować);
Splash, mężczyzna o jelit pojemności wielkiej,
to świata bić rekordy postanowił wszelkie:
dwa razy tylko wysrać jemu się zdarzyło
lecz za to każda kupa ważyła pięć kilo;
ja, przejęty kawalerskiego stanu końcem,
przez tydzień obeszłem się jednym tylko stolcem;
objętością i wagą nie równym Splashowi:
nie ma na świecie zucha, co mógłby to zrobić!

Wiemy, że róż wtedy zabrakło w powiecie,
lecz zobaczmy co jeszcze działo się na świecie:
w gdańskiej stoczni (trochę czasu to zabrało)
Wałęsie przez mur wreszcie skoczyć się udało
i przybył on do nas na wesele w gości,
a choć miał swoją Dankę, Pachy mi zazdrościł!
Po Jałcie za Bugiem krasnoarmijcy stali
a wraz z nimi stał tam sam towarzysz Stalin.
Na tym Zabużu wówczas doszło do zatargu
bo na wycieczkę tam, wprost z Nowego Targu,
dzielnych się cała armia wybrała górali.
Wynik starcia: Stalin w kosmos się oddalił.
I, jak leciał, gdzieś koło Jowisza to było,
to tam ze złości zesrać mu się przydarzyło.
Beria, co z nim leciał, nie był gorszy wcale
bo miał przed Uranem gacie całe w kale.
Tak lecieli Stalin z Berią obesrani
do karła czerwonego: Proximy Centauri.
Tylko w Watykanie pojawił się wakat
chociaż po Stalinie nikt przecież tam nie płakał.
Kardynałowie szybko rozwiązali sprawę
i nowoczesne, on-line, zwołali konklawe.
Tylko, jakby Polakom to zrobili na złość,
bo na Tronie Piotrowym zasiadł z Niemiec gość.
Polacy to zawsze pod górkę jakoś mają
ale się, mimo wszystko, nigdy nie poddają:
nie dotknął nas ten ponury purpuratów żart
bo ten, jak się okazało, wybór to nasz fart.
Niemiec się przejęzyczył, omskła mu się morda,
i zamiast reparacji, to zerwał konkordat.
Ojczyzna wolna! – spełnione marzenie pasze
i z radością ona na ręce mi skacze.
Wałęsa rzekł: – Cieszyć możem się wolnym krajem!
Dżordż, my obaj nobliści! – rękę mi podaje.
Ja, bo Pachę trzymam, to podać mu nie mogę
więc, zamiast podać rękę, podaję mu nogę.
A dzień tamten pamiętny, gdy kraj nam oddano
była to wilia ślubu, czyli piątek rano.

Kiedy nadszedł już wieczór przedślubny, piątkowy,
to poszliśmy spać wcześniej, żeby być gotowym
na jutrzejszy ślub. Pacha, gdy się położyła
obok, takimi słowy do mnie się zwróciła:
– Mam do ciebie prośbę, mój drogi Dżordżu Starku,
bo kark mnie trochę swędzi. Podrap mnie po karku!
Drapałem długo, aż dodrapałem się do krwi,
a Pacha na mnie spojrzała, dziwnie marszcząc brwi
i rzekła: – No dobrze, niezdarne me kochanie,
powiem wprost: dzisiaj chęć mam na twoje przyssanie!
Ale, mój Dżordżu, jeszcze mam tam trochę sucho:
jeśli chcesz mnie rozgrzać, to ugryź mnie w ucho.
A chcesz bym skończyła z bardzo głośnym achem?
To na koniec możesz ugryźć jeszcze w pachę!
I byłbym się przewrócił, dobrze, że leżałem
kiedy te świńskie słowa pasze usłyszałem.
– „Co będzie, jeśli zadość uczynię jej woli?!”
Więc mówię: – Gryźć nie mogę! Ósemka mnie boli!
Wtedy ona rzekła: – To do stomatologa
iść ty powinieneś. Ja: – Boli mnie też noga! –
tak jej odpowiadam. – Oj ciężkie ty masz życie!
Jeszcze ci na dodatek skończyło się picie! –
takie to słowa Pacha odrzekła mi na to
patrząc na mój pusty kubeczek z herbatą.
(Gdy w poprzednim zdaniu błąd zauważacie,
macie rację! Bo pusty tylko po herbacie
może być ten kubek; kubek bowiem z płynem
to zawsze przecież pełny, chociaż odrobinę)
A z ust Pachy także takie padły słowa:
– I coś cię jeszcze boli? A ja na to: – Głowa.
Co też tu dużo mówić? Troszeczkę speniałem
i, gdy mogłem się przyssać, to się nie przyssałem.

Uroczystość mieliśmy przy słońca zachodzie
w pobliskim rozarium, czyli róż ogrodzie.
Przede ołtarzem Pacha mocno się puszyła
bo sukienkę różową na się założyła,
i różowy welon, i buty (ciut za duże),
w ręce niosła jeszcze różowiutkie róże.
Ja wyglądałem jak knur niezaspokojony:
mój garnitur różowy to był zmechacony.
Stąd też to skojarzenie, że Jerzy to świnia:
te włoski wyglądały trochę jak szczecina.
Później na ślubie trochę zrobiła się draka
bo celebrował go ksiądz, co zalał robaka.
Mowa tego kapłana niewyraźna była:
bełkotał. Pani młoda aż się zawstydziła
i wyrzekła natenczas takie oto słowa:
– Czy nasza ceremonia może być tekstowa?
W zasadzie to ja nie miałem nic przeciwko,
lecz ksiądz jednak odmienne zajął stanowisko
i rzekł: – Musicie na głos wypowiedzieć słowa
żebym wasze małżeństwo mógł zaaprobować
powagą Kościoła. A później, rozumie się,
podjechać musicie jeszcze wy do USC
i tamże ten ślub wasz potwierdzicie pisemnie
lecz zrobicie to, moi mili, już beze mnie
bo konkordat, niestety, nie obowiązuje
i urzędnik kapłana już nie potrzebuje.
A gdy mówił, to z oczu leciały mu łzy
i płacząc, zapytał Pachy: – Więc, Pacho, czy ty
bierzesz sobie tego tutaj Dżordża za męża?
Na to Pasze na twarzy każdy mięsień się natęża
i nawet zza welonu widać jak jej głowa
znanych nam barw nabiera: już jest fioletowa!
– Tak! – odpowiada księdzu, jakoś niecierpliwa
i nogami przebiera, na boki się kiwa.
– Przyrzekam jemu wierność, miłość wręcz nieziemską…
Co tam jeszcze było?… A! Uczciwość! Małżeńską!
I przyrzekam trwanie w zdrowiu i chorobie,
tylko proszę o przerwę! Muszę ulżyć sobie!
I sprzed ołtarza nagle wyrwała jak strzała,
na pozwolenie księdza wcale nie czekała.
A że ta moja Pacha nawyk miała taki,
nie do toalety, lecz pobiegła w krzaki.
Ale ja ją rozumiem, pamiętam jej słowa,
że wysrać się w krzakach, to jednak swoboda!;
i to też jest element zgodnego pożycia
by nawzajem swobody swej nie ograniczać.
A gdy stamtąd wróciła moja prawie żona
twarz jej była grymasem jakimś wykrzywiona.
I rzekła: – Tren sukni wpadł mi trochę w kupę
a jeszcze i róże pokłuły mnie w dupę!
Teraz tę mą część tylną bardzo mam bolącą
a więc całe wesele będzie na stojąco!
Ja znów sprzeciwów żadnych na to nie wnosiłem
bo od samego rana już stojący byłem.
Wtem ksiądz przetrzeźwiał i spytał: – A ty Dżordżu Stark…?
A że i mnie srać się chciało, więc przerwałem: – Tak!
– No dobrze – ksiądz powiedział – jeśli tego chcecie
to od dziś srać będziecie na wspólnym sedesie.

Gdy wróciłem do Pachy po oddanym kale
to na weselną razem wkroczyliśmy salę.
Tam, w tych drzwiach sali, @moll na nas już czekała.
Witała suchym chlebem: sól się rozsypała.
Pacha na ten widok aż wychodzi z siebie:
– Dżordż! – zwraca się tak do mnie – To wszystko przez ciebie!
Nie chcę awantury. Choć oszczerstwo mnie boli,
nic jednak nie mówię i jem chleb sam. Bez soli.
– Małżeństwo to twierdzenie, że to drugie chrapie;
w Piątym Elefancie tak pisał pan Pratchett –
takimi słowy @moll Pachę ułagodziła
i na sam środek sali nas zaprowadziła.
A gości to tam przybyło ogrom! I dobrze!
Było ich tam tyle, co ryb śniętych w Odrze!
I koleżanka @moll , co nie tylko w gości,
a i pomoc niosła w całej rozciągłości
weselnego zaplecza. Tak więc gotowała,
gdy się coś rozlało, wtedy to ścierała,
naczyń było mało – na bieżąco zmywała,
w szatni także gości kurtki przyjmowała,
a gdy zespół się zmęczył, wtedy przygrywała.
Skoro o zespole: na nasze weselisko
słoń King opuścił swoje leśne legowisko
i na trąbie najdziksze wyczyniał swawole
jak jego imiennik, pianista Nat King Cole.
Z naszą @moll był też mąż jej @splash545 :
sonet, co dla nas napisał, przeczytać miał chęć.
Recytował go godnie: uniesiona głowa,
głos mocny! Takie stoickie k’nam padły słowa:
choć ślub to rzecz jedna z piękniejszych na świecie,
pamiętajcie też wszakże, że kiedyś umrzecie!
Byli też wśród gości, sam zaświadczam uczciwie,
dwaj panowie: @Piechur oraz @plemnik_w_piwie .
Groźny ich wygląd, twarze zdobiły im blizny
przynieśli nam oni też pieczeń z dziczyzny.
Tylko trochę ta pieczeń pachniała padliną,
a zalatywała też z lekka benzyną.
– Mięso – pytam – w jaki zdobyliście sposób?
– A, zwyczajnie – rzekli. – Łoś wpadł nam pod samochód.
I wcinaliśmy pieczeń ze skrzywionym nosem:
takim to sposobem był z nami i @Moose .
I jeszcze jeden prezent mieli nam do dania:
kurs zaoferowali dzieci usypiania.
Na to aż twarz Pachy rumieńcem zapłonęła:
– Za rodzenie dzieci przecież @moll już się wzięła!
I teraz wszyscy liczą, że urodzi malców
ona co najmniej tylu, ile też ma palców.
A @moll na takie słowa głaszcze się po brzuchu,
nie że z przejedzenia, choć zjadła racuchów,
i oznajmia: – Splash, mężu, ma decyzja taka:
jeśli syn, imię Jerzy; jeśli córka: Pacha!
A na naszym weselu także inni byli,
ci, co nie komentowali, ale grzmocili:
moderator: @bojowonastawionaowca
ten, który to uchodzić chciałby za fachowca,
ale ewolucji rang zatrzymać niewładny!
Jaki to jest fachura? Odpowiadam: żadny!
Była też z nami (jak jej nick czytać – kto wie?)
schowana gdzieś tam za drzewem pani @KatieWee .
A przy Odrze, co wartkim tam płynęła prądem
to biesiadował cały kajakarski związek!
I ksiądz, co ślub odprawił: płonęły mu lica
gdy ujrzał, że na stole to stoi Soplica.
Na tym naszym weselu i ja się zesrałem
kiedy to gdzieś wśród gości Zorbę tam ujrzałem.
Pacha zaś tego nie zauważyła człeka
no to ja, jak gdyby nic, udawałem Greka.
Gdy spytała mnie: – Czy kał ja od ciebie czuję?
Rzekłem: – Tak. Aż się zesrałem, tak cię miłuję.
I jeszcze @DiscoKhan krzyczał, gdzieś zza pomarańcz.
Chyba krzyczał do Pachy? Krzyczał: Tańcz, głupia, tańcz!
Lecz nim nastąpił pierwszy młodej pary taniec
wzięła się za prezentów-kopert oglądanie
moja Pacha. Sporo ich, choć goście to sknery
bo w każdej złotych DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY!
Na pierwszego naszego małżeńskiego tańca
to Pacha ma wybrała Różanego walca.
Tańczyliśmy ten taniec, co go Pacha chciała
i dlatego ze szczęścia ona się zesrała.
Ja zaś, kiedy w końcu tak blisko ją miałem
to też szczęśliwy byłem. Ejakulowałem.
@moll , widząc me spodnie, poplamione w kroku,
po tańcu mnie zabiera, szepcze mi na boku:
– „Żonę swą zaspokajaj” – to jest jedenaste
przykazanie – powiedziała mi, Polskim Chwastem
obdarowując. By po tańcu od hałasu
weselnego odpocząć, poszliśmy do lasu.
– Wiesz Dżordż – powiedziała mi ma @UmytaPacha
ja bardzo lubię ptaki. Chcę zobaczyć ptaka!
Na to ja namiętnie szepnąłem jej do uszka:
– Patrz tam miła! W krzakach siedzi jemiołuszka!
Pachę nie ucieszyła ta odpowiedź wcale.
Rzekła: – Ech… Chodź. Wrócimy już lepiej na salę!
A na sali wesele dobiegało końca
nie ze wschodem, lecz zaraz po zachodzie słońca.
Nie mieliśmy już czym podzielić się z ludem:
Splash, razem z księdzem, całą wypili już wódę
i się, po stoicku, zdążył zalać w trupa;
Pacha aż usiadła. Z krzykiem: – Moja dupa!
I z tym bólem dupy, co ją wtedy palił
to żeśmy na spoczynek wszyscy się udali.

W nocy to się nic specjalnego nie działo:
byliśmy zmęczeni i to drugie chrapało.
Rano poprowadziłem Pachę, moją żonę,
do Poloneza Caro – u Żyda kupiony;
bo w Nowej Soli komisów było wiele,
lecz żaden równać się nie mógł tam z Jankielem!
Ten to komisant-muzyk to się znał na rzeczy!
Nic nie stuka, nie puka, nawet nic nie skrzeczy!
Więc wsiedliśmy do auta, Pacha prowadziła
choć ból dupy nie przeszedł: trochę się krzywiła.
I odjechaliśmy, żeby było do rymu
nie do Grecji teraz, ale w stronę Rzymu.

A jak z nią jechałem, wiersza se pisałem,
co mi się tam skrobnęło – tutaj postowałem.
Wyszło ksiąg dwanaście. I dość! Czas kończyć ten smark!
Więc kłaniam się Wam do ziemi. Wasz autor: @George_Stark .

***

Epilog: zachęta

A jak jest wśród nas jakiś – jak pan Fredro – hrabia,
niechże księgę trzynastą czem prędzej dorabia!

***

Posłowie

W sprawie technicznej, dla ewentualnych przyszłych recenzentów: jeśli nie podomykałem jakichś wątków, to trudno; widocznie nie były tego domknięcia warte; jeśli narracja zmieniała się z pierwszoosobowej na trzecioosobową nagle, bez żadnej przyczyny ani zapowiedzi, albo w ogóle bez sensu, to był to efekt narracyjny. Niekoniecznie zamierzony. W końcu: licentia poetica!

W sprawie lirycznej, dla Miłych Czytelników: wypadałoby chyba na koniec komuś podziękować? Więc dziękuję Wam za to, że przez te kilkanaście tygodni chciało Wam się toto czytać, że byliście wspaniałą inspiracją dla tego poematu zasranego, że nadawaliście mu (czasem być może nieświadomie) kierunek. Że śmialiśmy się razem z siebie samych, bo to cenna umiejętność. Dla mnie była to fantastyczna przygoda i za to, że mogłem taką przygodę z Wami przeżyć, również dziękuję. W dobrym tonie jest chyba jeszcze czegoś życzyć na samo już zakończenie, więc, pozostając w temacie głównych wątków Pana Jerzego, czyli srania i miłości (w takiej kolejności) życzę na koniec (pozostając w dobrym tonie), żeby Wasze (tam Wasze!: nasze!) jelita były zawsze w porę puste, za to serca nieustająco pełne.

No i to chyba na tyle.

Wasz Autor.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja

***

A, dodam jeszcze tag, jakby kiedyś komuś (po co?) zachciało się do tego gówna wrócić: #panjerzy .
DiscoKhan

@George_Stark brak słów, czekamy na druk i kiedy Pan Jerzy trafi do kanonu lektor szkolnych, toć to bezwzględnie głos współczesnego pokolenia i trafnie w sumie zawiera obawy i nadzieję ludzi naszej epoki!

bojowonastawionaowca

@George_Stark co to tu się...

UmytaPacha

dobra, gniazdko uwite i zaczynam

34e3be23-aa27-45f4-9af2-88cb202367b6

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio zajmuje mnie trochę tematyka ludowa, więc w zasadzie nic dziwnego, że taki temat mi do głowy przyszedł. No i jeszcze wzorem kolegi @Piechur i jego wspaniałego wiersza Niepamięć z poprzedniej edycji, chciałem zachować trochę umiaru, pobawić się trochę zwięzłością i użyć możliwie jak najmniejszej liczby słów. Wyszło mi się tak:

***

Chłopski rapsod

Na skrzyżowaniu dróg polnych
nad łączką, w maj ukwieconą,
krzyż stanął drewniany, co ponoć
Jaśkowi był poświęcony.

Jaś stanął tam kiedyś z rezonem,
z w górę zadartą brodą,
na czele tych, co nie mogą
równać się z panem baronem.

Ujęli, choć chłop był postawny,
wymierzyć kazali mu baty
tylko trochę za bardzo za niego wzięli się katy.

Obrzęd za niego odprawmy
i jeszcze za wolność dla luda.
Niech znajdzie się jakiś bohater. Jaśkowi już się nie uda.

***

No, to to jest moja di risposta w XIV edycji zabawy #nasonety w kawiarence #zafirewallem , czyli jednocześnie #tworczoscwlasna a może nawet i #poezja ? A na pewno odpowiedź na różany sonet di proposta który wygrzebała koleżanka @UmytaPacha .

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Dziś wiersz bardzo osobisty, a i prośba do Was, bo mam takie marzenie i możecie mi pomóc je spełnić. Niedużo trzeba zrobić, tyle co lajka na Facebooku zostawić:

***

Czesi żądają dostępu do morza a ja Murmuyo w Oleśnicy

Jest taki Artysta – dla mnie największy na świecie.
Na każdym jego występie ja z radości szczerzę swoje zęby.
To też mój przyjaciel, bratnia dusza – wiecie?
Dawno się nie widzieliśmy i tęsknotą jakąś jestem mocno wzięty.

Sezon zimowy to czas w ulicznej sztuce pominięty
w tym roku na ten czas Murmuyo to do Chile leci.
Lecz jest możliwość by do Polski go znów ściągnąć na występy!
Drodzy Kawiarnkowicze! Czy nam pomożecie?

Obiecałem mu kiedyś, że gdy odwiedzi ten nasz kraj nad Wisłą
tak jak on mi mówił mi o Chile, tak pokażę mu i ja
jak moja kultura wygląda, co się tu je, co pija.

Tak jak Czesi morze chcieliby mieć blisko
tak i ja w Oleśnicy zobaczyć chciałbym to klaunisko!
Dacie zdjęciu lajka? Będziecie nam sprzyjać?

***

No, to konkurs polega na tym, żeby polajkować zdjęcie pod wpisem Festiwalu Owca. Konkretne zdjęcie, to dokładnie . Żeby nie było, że żebram o te lajki, to możemy je potraktować jako zapłatę artyście za ten powyższy wiersz. A konkurencja jest zacięta, bo w Oleśnicy to każdy chciałby wystąpić, więc chwytam się każdego sposobu żeby jednak wystąpił Murmuyo. Więc jeśli macie jakieś matki, żony lub kochanki, które mogłyby też zagłosować, to też ładnie proszę.

No i przy okazji to kolejny wiersz di risposta w konkursie #nasonety w kawiarence #zafirewallem . Czyli #poezja i #tworczoscwlasna w moim wykonaniu.

No i jeszcze dołączam do wpisu moje zdjęcie z jednego występów Murmuyo. Żeby nie było, że se wymyśliłem całą tę historyjkę.
cf7e3385-deb8-4a59-838e-c58d90bb42d3
cebulaZrosolu

@George_Stark czego się z nim całujesz?

George_Stark

@splash545


Dziękuję bardzo. Jesteśmy znów na prowadzeniu!


@cebulaZrosolu


Z zaskoczenia mnie wtedy wziął!

ErwinoRommelo

Zalajkowane, chociaz na fb nie bylem od dawna, nie za bardzo kumam o co chodzi ale fajna zajawka tak przyklaunic.

Zaloguj się aby komentować

Po wyposzczeniu – wiadomo – chce się bardziej. Również w dziedzinie poezji. Ponieważ aktualnie znajduję się w okresie kiedy zdradliwa wena raczej jest, niż jej nie ma, to proszę bardzo następny:

***

Bawarkę Miał Waldek

Waldek jedzie po osiedlu, felga mu się świeci;
ręcznym operuje, gdy wchodzi w zakręty.
Opony mają ćwierć wieku, tłumik wnet odleci
ale znaczek bawarski z przodu ma przypięty!

Gdy dziewcząt pod trzepakiem mija on zastępy
każda z nich na widok auta na bank się podnieci.
A kolegom to z wrażenia aż opadną gęby
kiedy zobaczą Betę wśród swoich rupieci.

Problem był z parkowaniem, bo to blokowisko
i każda miejscówka już od dawna „czyjaś”.
On jednak jest kozakiem no i „chuj w to wbija”:
zaparkował jak mu wygodnie, tak żeby mieć blisko.

Rano auto nadawało się już na złomowisko
a Waldek na dodatek jeszcze dostał w ryja.

***

To powyżej to kolejny (pewnie nie ostatni, bo rymy wdzięczne i pomysłów mam jeszcze kilka) wytwór, jakim mam zamiar zaspamować Was w tej edycji, trzynastej już, konkursu #nasonety . Jest to wytwór di risposta w odpowiedzi na wiersz di proposta.

#zafirewallem #tworczoscwlasna #poezja
splash545

Aż mi się przypomniało jak kiedyś miałem 12 letnie audi na 16 letnich oponach xd

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry! Jeszcze jeden machnąłem wytwór di risposta (tagowany niepoprawanie jako #diriposta ), do sonetu di proposta (nietagowanego niepoprawnie, być może dlatego, że nietagowanego wcale) w ramach XIII edycji konkursu #nasonety w kawiarence #zafirewallem .

Chciałem tylko powiedzieć, że poniższym wytworze Zosia jest wyłączni symbolem, tak samo zresztą jak i jej odchudzanie. No to o czym jest ten tekst? Ano, dobrego tekstu tłumaczyć nie trzeba, a ten jest dobry, więc tłumaczył go nie będę. Miłej lektury.

***

Wina babci

– No to ziemniaczki zostaw, ale zjedz kotlecik –
tak babcia skwitowała obiadek nietknięty.
Bo Zosia się odchudzała. Chyba już rok trzeci?
Tylko, droga Zosiu, gdzie też są efekty?

Sweterek różowy na Zosi ciągle był opięty;
nosiła się więc na czarno, tak jak czeski Krecik.
Bo czarny wyszczupla! Optycznie. Niestety:
waga od czarnego to w dół nie poleci.

Z diety wyeliminowała co tuczące: wszystko!
Tylko ta jej dieta coś niezbyt babci nastrojowi sprzyja.
Zosia dobra wnuczka: zjadła ten kotlecik. Zosię to dobija.

W przygnębienie wpadła Zosia. Zosia – biedaczysko!
Z żalu zjadła tabliczkę czekolady – wielką jak lotnisko.
– Gdyby nie ten kotlecik… Babci wszystko wina! No bo przecież czyja?!

***

#poezja #tworczoscwlasna
moll

Nikt tak nie zrozumie kobiety jak tabliczka czekolady

George_Stark

@Piechur


Dziękuję.


@splash545


Też dziękuję.


@moll


I kosztuje mniej niż godzina u psychoterapeuty!

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ jestem stary, ale bywalcy nasze kawiarenki też raczej do młodych, z tego co mi wiadomo, to nie należą, to śmieszą mnie memy, które były memami zanim jeszcze memy memami nazwano. Myślę, pewien niemal tego jestem, że większość z Was zna tę piękną scenę i nie będzie miała problemu z odgadnięciem skąd tym razem przyszła do mnie inspiracja.

***

Ten wiersz to nie ja, to raczej Bareja

Połączenie mam bardzo dobre: wstaję w pół do trzeci;
latem to już nawet jasno za oknami wszędy;
śniadanie jadłem na kolację: chlebek i pasztecik,
a po wszystkim, przed spaniem, to umyłem zęby.

Pięć kilometrów stąd ledwie, czyli niemal tędy,
co rano Pekaes przepełniony leci.
Wiem, że się nie zatrzyma, no to ja w te pędy
do mleczarni! Podrzucą mnie mleko wożący faceci.

Z nimi do Szymanowa, stamtąd mam już blisko.
Spacerkiem wracam do pętli, gdzie w tramwaj puściutki się wbijam.
Wracam, bo dalej tłok się robi taki, że nie idzie wcisnąć nawet kija.

I jeszcze, jeśli w drodze dobrze pójdzie wszystko,
to mam też czas na obiad z panią bufecistką!
Po wszystkim, o siódmej, na zakładzie kartę swą odbijam.

***

Ten wytwór powyższy to wytwór di risposta w XIII (podobno) edycji konkursu #nasonety . Utwór di proposta można zaleźć tutaj .

#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
moll

Bareja by się nie powstydził

DiscoKhan

@George_Stark ta scena to jest niezapomniany klasyk.


Ale nawet jak widzislem głupią drogę do szkoły mojej matki... No cóż, te opowieści o tych super trudnych drogach do szkoły pod górkę w dwie strony się z powietrza nie brały jak ktoś na wsi mieszkał xd

Piechur

Świetny pomysł, a wykonanie - jeszcze lepsze Pokażę to rodzicom, będą mieli ubaw

Zaloguj się aby komentować

Tak mnie coś wzięło, bo łysieję, na tęskne wspominanie moich długich włosów i wszystkiego co się z tym długowłosym okresem wiązało. No i taki oto wytwór z tego wspominania tęsknego powstał:

***

Młodych taniec ze śmiercią w bramie

Chodziliśmy wszyscy ubrani na czarno
i każdy z nas mrocznej muzyki słuchał:
plecak typu kostka, na kostce kostucha
a w sercach mrok ciągły, jak nocą polarną.

Nad wiek poważną byliśmy ferajną
gdy inni się śmiali od ucha do ucha,
naszywki nasze, z wizerunkiem trupa,
symbolem były, że życie to marność.

Gdy na to patrzę z perspektywy dzisiejszej
wspomnienia te raczej wydają się śmieszne,
bo choć młody, o śmierci niejeden z nas prawił.

Skończyło się, choć każdy się tą śmiercią zachwycał,
na piciu wina w bramach, gdzieś przy kamienicach.
Nikt nie był true. Nikt się nie zabił.

***

#nasonety #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

To powyżej to di risposta, di proposta tutaj .
splash545

Zakończenie najlepsze

DiscoKhan

@George_Stark brak kultury, ja to wina po parkach i większych odludziach jednak preferowałem jeżeli się nie zdarzyło tak, że u kogoś było wolne miejsce.


Zaś za cholerę nie mogę pojąć czemu się upierałem na kostkę, bo ten placek był tak cholera niepraktyczny i niewygodny...


Ale żeby nie było że tylko k negatywach: z okresu metalowego to mi został piękny żołnierski krok przy powłóczeniu nogami od noszenia glanów xD

bejonse

To następnym razem sprawdź co się rymuje ze slowem "minoksydyl" i zdaniem, "mam nadzieję, że jestem w 60%"?


Może ci się poezja zmieni na bardziej optymistyczną.

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Czekaliście? Wiem, że czekaliście, nawet wiersze o tym powstawały. No przepraszam. Wyszło jak wyszło, trochę jakbym miał zatwardzenie, ale w końcu wyszło i oto oddaję w Wasze oczy kolejną, jedenastą już, czyli przedostatnią, księgę zasranego poematu pod tytułem Pan Jerzy, czyli ostatni slam w Gorzowie. Cieszycie się? Mam nadzieję, że tak. I mam nadzieję, że to co wyszło, to mi w miarę wyszło i choć trochę Was rozbawi.

Jako że zbliżamy się do końcówki, to czas zamykać wątki. Nie wiem co prawda, czy mi się to udało (czyli czy mi wyszło), bo może być tak, że o niektórych wątkach zapomniałem (wyszły mi z głowy). W tej sprawie jeszcze jedna rzecz, bo jeśli mi wyjdzie, to kolejna, dwunasta, czyli ostatnia księga powinna wyjść szybciej – ale nie obiecuję, bo może nie wyjść dlatego, że mi nie wyjdzie, bo coś po drodze mi wyjdzie. W każdym razie w zasadzie to mam ją już napisaną, bo pointy zbierałem przez cały czas trwania tej wspaniałej zasranej przygody, teraz tylko trzeba je poukładać, pewnie coś dodać, bo na bank w czasie pisania przyjdzie mi coś nowego do głowy, może coś wyrzucić. Zobaczymy jak wyjdzie.

Ale, nie wychodząc zanadto myślą w przyszłość, zapraszam do lektury tego, co (w końcu!) wyszło już dziś. Przyjemności i ulgi! – jak po długo wstrzymywanym sraniu.

Wasz Autor

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli
Księga VII – W nadodrzańskich lasach
Księga VIII – Pod czerwonym butem
Księga IX – Nadal pod czerwonym butem
Księga X – Ciągle pod czerwonym butem

***

Księga XI
Jeszcze pod czerwonym butem

Jak pokonać potwora – O wyższości stoicyzmu nad epikureizmem – Savoir-vivre – Uberłoś – Konsekwencje spóźnienia

@moll , by Splasha uzdrowić, sposobu szukała
i tajemne księgi dzień w dzień wertowała.
Nie w głowie jej było nawet gotowanie,
ani nic wtedy nie jadła, stąd też i na sranie
czasu nie traciła. Aż tu wreszcie, we środę,
przybiegła k'nam z takim książkowym sposobem:
– By móc odwrócić przemiany obrzydliwą moc
to z potworem w krypcie trzeba spędzić noc!
Nie u pana Pratchetta, gdzie długo szukałam,
ale u Sapkowskiego o tym wyczytałam!
I dzień cały minął nam na oczekiwaniu,
w napięciu takim ogromnym, że o sraniu
nawet żeśmy zapomnieli. Zaś z wieczora,
kiedy to wreszcie przyszła odpowiednia pora,
@moll tak do nas mówi: – No dobrze, moi drodzy,
czas już jest na mnie, muszę do piwnicy schodzić
ażeby ocalić Splasha, męża mojego
nie dość że zatrutego, to i zasranego!
I choć w tej piwnicy przeokropnie śmierdzi,
pójdę: miłość jest silniejsza nawet ode śmierci!
Więc zeszła. Drzwi odemkła i powiało smrodem
który też poczułem, choć za ostatnim schodem
stałem. Poczuła go też Pacha ma kochana:
– Nie jest mi ten smród gorszy ode bakłażana! –
rzekła, a ja zapytałem, przerażony aż:
– Którego to bakłażana ty na myśli masz?
I na dole za @moll drzwi wtedy się zamknęły
a nam się dłużyć mocno godziny zaczęły
w nadziei, lecz i w nerwowym czekaniu
no i mowy o żadnym znów nie było sraniu.
Mnie tam wtedy ogromnie ciekawość zżerała
– Pacha! Może byś zeszła i coś podsłuchała? –
pytam się ja tak wtedy bohaterskim tonem
tej, którą już niebawem pojąć mam za żonę.
A Pacha tak mi na to: – No, Dżordżu, nie wierzę!
Może sam tam sobie zejdź, mój ty bohaterze?
Zszedłem. Nos zatkałem i, żebym coś usłyszał,
ucho do drzwi przykładam. A za drzwiami cisza.
I nagle, na dźwięk tej ciszy, obleciał mnie tchórz
no i sobie pomyślałem: – „Chyba po @moll już!”
Na głos mówię do Pachy: – Na nic @moll starania.
Lecz późno już, ma miła. Kładźmy się do spania!
Pacha rzekła mi na to: – To jest pomysł dobry,
no bo trochę zmarzłam i potrzebuję kołdry.
Obraliśmy wówczas kierunek na sypialnię,
gdzie chciałem się przyssać, całkiem nienachalnie,
ale zapędy moje Pacha ostudziła:
– Dżordż, na jutro będzie potrzebna nam siła.
Jutro jedno z dwojga: albo świętowanie
gdy @moll Splasha ocali, albo jej grzebanie
bo bohaterstwem się wykazała jak smoków
pogromcy… Ej! Dżordż! Łapy przy sobie! Ty zboku!
I takim to sposobem znów się nie przyssałem,
no więc, w ramach zemsty, głośno jej chrapałem.

Rano Pacha była, z racji niewyspania,
mocno zła, choć to nie od mojego chrapania,
ale to raczej dlatego, że nad ranem nas
obudził dochodzący z piwnicy hałas.
Ledwo co tylko na dół zbiegliśmy po schodach
poczuliśmy piwnicy straszliwego smroda.
Powiodło się @moll to jej wiedźmińskie zadanie
bo widzimy tam Splasha po schodach wspinanie:
znikły diable iskierki, bez rogów już czoło!
@moll zaś idzie za nim i coś jej wesoło.
– Zeszłam ja do piwnicy i powstrzymać ręki
żeby męża dotknąć, nie mogłam. On był miękki
jednak. Więc, tak jak Geralt, tak i ja zrobiłam
i w skrzynce na młynki spać się położyłam.
Wcześniej jednak piwniczne przeszukałam półki
ażeby to wiedźmińskiej napić się jaskółki,
ale jej nie znalazłam, więc zjadłam pająka
co uciekł z terrarium i gdzieś tam się błąkał.
Gdy wstałam, ze Splasha zniknął już trucizny wrzód
a na jego miejscu silny pojawił się wzwód!
I nie mogłam przepuścić, gdy okazja taka
jakby Splash ukąszony był przez wałęsaka!
I teraz mam już pewność, że mąż mój wyleczon:
bo poczułam dowód że znów stoikiem jest on!
Pacha @moll słuchała, lecz głód też czuła duży
no i jeść zaczęła konfitury z róży,
łyżeczką nabierając prosto ze słoika:
– „A może też przerobię Dżordża na stoika?” –
tak sobie pomyślała – „bo z tego co wiem
jego hasłem jest epikurejskie carpe diem
i z tego wszystkiego pożytku mam tyle
że on zamiast mnie chwytać, woli chwytać chwilę.
No i mam ja takiego, jak Horacy, dziada.
Poeta też mi wielki! Zamiast działać: gada!
Poeta! Przecież prawdziwy poeta to wie,
że, inaczej niż w biblii, «nie» nie znaczy «nie»!”

Te Pachy rozważania przerwało @moll zdanie:
– Misja ma wykonana, teraz czas na sranie!
By wam wynagrodzić brak wczorajszej kolacji
to zrobię dziś śniadanie, lecz po defekacji.
I wtedy poczuliśmy, że potrzeba wielka
wszystkich nas mocno tam ciśnie, a więc kolejka
pod drzwiami do kibla w mig się ustawiła.
Pierwsza była @moll i co miała, to zrobiła;
drugi był w kolejce rekonwalescent nasz
i zaraz się po @moll wtedy wysrać poszedł Splash.
Bardzo pojemne są jelita tego pana
bo długo tam siedział, choć piwnica zasrana.
A kiedy opuścił ten tron z porcelany
pokazałem Pasze, żem dobrze wychowany,
bo, zrażony z kibla poslashowym smrodem,
powiedziałem szarmancko: – Idź ty! Panie przodem!
I to był błąd, bo zapach spode zadka Pachy
to był jeszcze gorszy aniźli spod trzech Splashy!
Lecz ulga podwójna bo raz, że Spalash wyzdrowiał
a dwa, że wreszcie każdy sobie zdefekował.

W tym czasie kiedy my kończyliśmy sranie
to @moll nam przygotować zdążyła śniadanie
i w jadalni na stół wykładała jedzenie
ze słowy: – Wybaczcie mi, proszę, to spóźnienie…
– Jasna cholera! – na to Pacha – Co ze mnie młot!
No przecież ja do Jałty to zaraz mam mieć lot!
Zawsze mnie coś takiego musi się przydarzyć!
Kogo prosić o pomoc? Związek Kajakarzy?
Podrzucą mnie Odrą, stąd ona całkiem blisko,
ale przecież lotnisko to leży nad Wisłą!
No nie zdążę! I Dżordża znów to będzie wina!
Choć może na słoniu? W końcu do Stalina
lecę. – I wołać zaczęła: – Chodź no tutaj, King!
Lecz nic: słoń był zajęty. W lesie grał on swing.
I już byłem gotowy na te pasze jęki
że znów moja to wina, kiedy jakieś dźwięki
zza okna dobiegły, jak podczas bukowiska;
to Łoś tam stał: mięśnie grają, piana z pyska
leci, kopytem swoim w ziemi grzebie on
i w taki tam w końcu Łoś uderzył ton:
– Tak silne są @moll te lubelskie zabobony
że nie tylko Spalsh, lecz i ja także uzdrowiony
i spod mocy Stalina wyjęty zostałem,
a teraz, tak jak mogę, to się zemścić chciałem!
Dlatego Pacho, teraz zasiądź na mym grzbiecie
bez siodła, na oklep! Nie przystoi kobiecie
co prawda na oklep jeździć, lecz musimy gnać
bo czas już mocno nas goni, a mnie chce się srać.
Lecz zwieracze me muszą wytrzymać napięcie
do czasu kiedy cię podrzucę na Okęcie.
Pacha wsiadła, po bokach zwisały jej nogi;
ja się bałem, że, jak Łoś, też będę miał rogi.
Znane są szeroko wyczyny tego zwierza,
może i do Pachy on przyssać się zamierza?
Lecz nie zdążyłem krzyknąć: „Strzeż się lowelasa!”
bo Łoś i ma Pacha już zniknęli w lasach.

Wiem, Pacha ma misję: ojczyzna w potrzebie
ale się z tej zazdrości zesrałem pod siebie.
Gdy majtki se zmieniałem, za pomocą dłoni
to telefon mój nagle wtedy mi zadzwonił.
Połączenie od Pachy, która tak mówiła:
– Dżordż, ja na samolot przez ciebie się spóźniłam!
No i trochę przez Łosia, bo to jego wina
że po drodze przystanął wyruchać pingwina.
A później, skoro już miał opuszczone gacie,
stwierdził, że przy okazji i wysrać przyda się.
A mam jeszcze też i inne wiadomości złe
będziesz jednak musiał jeszcze poczekać na nie,
bo, jak już będę doma, to ci coś pokażę…
A ja już to widzę! Miliony wyobrażeń
mam natychmiast w głowie! I już sobie płynę
w mych erosomańskich fantazji krainę!
A Pacha ze mną wtedy już się rozłączyła
więc tyle wiedziałem, że ona się spóźniła
na samolot i ten odrzutowiec prywatny
to bez niej kurs swój obrał na wschodni kraj bratni.
W Jałcie cała trójka: Roosevelt, Churchill, Stalin
długo a niecierpliwie na Pachę czekali.
Ale nie dotarła. I z tego powodu
tam Rzeczypospolitej zabrano część wschodu.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
splash545

Licznik srań: 6 + obsrana piwnica (czyżby rekord?)


Do tego urzekło mnie:

Wyższość stoicyzmu, a jakże

I sam stoicyzm obrazowo opisany

Lubelskie zabobony

erosomańskich fantazji krainę (widzę nawiązanie)

I Łoś ruchający zwierzaki też się nie nudzi xd


Urzekło mnie też to, że odcinek wyszedł jak na zawołanie i do tego bardzo dobry

DiscoKhan

@George_Stark ja nie wiem jak ty te dłuższy formy dajesz radę robić, mi jeden tekst jako-tako wyszedł i zatwardzenie mam takie że bez hydraulika to w ogóle już nadziei nie mam na twórcze odetkanie.


Tylko muszę sobie ostatnią część odświeżyć chyba, bo sam się w wątkach lekko pogubiłem xd

UmytaPacha

@George_Stark w robocie byłam to zdążyłam tylko dać pioruna w ciemno i zapomniałam wrócić przeczytać później xd

@splash545 Mój licznik srań:

niedokonanych - 3

sranie uprzednio dokonane - 1

srania dokonywane - 6


wspaniałe dzieło jak zawsze. Mam nadzieję że w dwunastej części Jerzemu dadzo się dossać choćby do pięty, bo to już niehumanitarne xd

Zaloguj się aby komentować

Przysposobienie obronne

– Tylko nie w szczepionkę! To boli! Ałaj! No! –
mamy w klasie takiego Marcina, psiajucha!
Nie damy mu rady w kupie, nie ma nań też zucha;
przyszłość swojej edukacji widzę raczej czarno.

Mama mówi: – No to powiedz pani! – Fajno!
Tylko ciała pedagogicznego on wcale nie słucha
zresztą, wychowawczyni też się boi, że i jej nastuka
bo pedagogicznie to raczej jest ona niezdarną.

I jak tu nabyć wiedzy do życia koniecznej
kiedy ni ciało, ni dobytek, nic nie jest bezpieczne?!
Bo Marcin, jak już pobije, to jeszcze ograbi!

Ale czekam tylko aż brat wyjdzie z kicia:
poprosi swoich kolegów i cała ulica
temu Marcinowi wtedy łomot sprawi!

***

W XII już edycji konkursu #nasonety w kawiarence #zafirewallem zgłaszam się na początek z takim wytworem jak powyżej. Jest to sonet di risposta – czyli po polsku odpowiedź – na piękną odę w formie sonetu autorstwa pana Staffa zaproponowaną przez koleżankę @KatieWee .

#poezja #tworczoscwlasna
splash545

Nie ma nic bardziej nie honorowego niż cios w szczepionkę

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ pojedynek pomiędzy starym jarającym w kiblu a jęczącym budzikiem zakończył się remisem, wraz z kolegą @m-q ułożyliśmy wspólnie dzisiejsze zadanie:

rymy: perfumy – ślub – dumy – chlup
temat: suchy chleb dla konia

Teraz niech nastąpi rymowanie i miłe słowami się zabawianie, czego ja nam życzę, a kolega @m-q być może też.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
DiscoKhan

Ach! Dziewczęta lubią te perfumy!

Kiedy tylko mogą szykują na ślub

Talia ich to powód jest do dumy

Żrą przeto koński chleb i armotami robią chlup!

CzosnkowySmok

Placek na łące to nie są perfumy

Stepująco siostro z tego nie wyjdzie ślub

Film na chomiku to nic dla dumy

Wpadłaś do pralki chlup chlup chlup

jakibytulogin

Końska uryna - super perfumy!

W sam raz nadają się na ślub

Każdy pan młody puszy się z dumy

Szkapie chleb; na siebie mocz - chlup!

Zaloguj się aby komentować

Napisaliśmy wspólnie już kupę wierszy o kupie, to przyszło mi do głowy, że może by tak teraz coś o Koopie stworzyć? No i napisałem wiersza, normalnie like a boss a tytuł jego:

Super Mario Bros

W czerwonej czapeczce bohater skokliwy:
on: pierwszy pośród kanalarzy,
w WORLD 1-1 wyrusza dziś wraży
gdzie rozmaite czekają go dziwy!

Potworów tam zatrzęsienie i rozmaite grzyby:
wszystko to temu hiro po drodze się przydarzy!
On, twardo: w prawo! I w prawo! I w prawo wciąż smaży!;
nie straszne mu nawet latające ryby!

I WORLD za _WORLD_-dem kolejny nastanie:
i drugi i trzeci i czwarty! I skrót!: już szósty!
I przed smoczą kolejną on stanie fortecą

i smoka pokona! A gdy życie Koopy już w lawie ustanie
muzyczki smętnej znów nutki polecą:
księżniczki tu nie ma! Ten zamek jest pusty!

***

Ten wiersz powyższy to moja nostalgiczna odpowiedź, czyli sonet di risposta, na propozycję kolegi @Moose , czyli sonet di proposta w konkursie #nasonety w kawiarence #zafirewallem .

#poezja #tworczoscwlasna
DiscoKhan

@George_Stark akurat jak mnie wzięło do zrobieniu wpisu o grze z 1984 to tutaj też o starciach wpis robisz.


Wielkie umysły myślą podobnie xd

Zaloguj się aby komentować

Tym razem wiersz, którego nie jestem autorem, a współautorem. Rymy powymyślała moja konkubina wspaniała (uwielbiam to słowo wspaniałe!), ja skleiłem je w całość, konkubina zaaprobowała, i znowu moja kolej, więc ja teraz publikuję.

***

Tajemnica białych kałamarzy

Przemówił do nas nasz Pan miłościwy
a słowa jego poprzedził tusz ode bębniarzy:
– Dość mam tego, wy cholerna bando meliniarzy! –
tak to grzmiał wtedy jego głos piskliwy.

– O Panie! – krzyknęliśmy – Bądź nam litościwy!
Znajdź łaskę dla nas, bandy stulejarzy,
co to kobiet nie znamy, a do kałamarzy
spuszczać się musimy! – Ton nasz żartobliwy
Pan przyjął z niejakim niedowierzaniem
zajadając się kiszonką z czerwonej kapusty
i ku nam, niczem ku rozgrzanym piecom,
rzekł: – Niech będzie po waszemu: doigraniem
uprosiliście u mnie jakąś kompanię kobiecą.
Normalne was teraz już czekają spusty.

***

Jest to nasza (choć formalnie moja) odpowiedź, czyli di risposta, na sonet di proposta od Kolegi-Łosia @Moose w XI edycji konkursu #nasonety w kawiarence #zafirewallem.

#poezja #tworczoscwlasna
DiscoKhan

@George_Stark proszę pana, miało być o Ikei!

George_Stark

@DiscoKhan A bo układaliśmy wiersze i do sonetów ze starych edycji i akurat się pomyliłem i niekonkursowy wrzuciłem. Ale w sumie to mogę wrzucić jeszcze raz, poza konkursem.

DiscoKhan

@George_Stark 


Sam odczułem strofowanie

Za poezji nadte usuwanie

Nie wyczuwam tu sprawiedliwości

Wiesiek! Tratuj i łam mu kości!

Zaloguj się aby komentować

Jako że koleżanka @moll prosiła , to zamieszczam tutaj tekst, który kilka lat temu napisałem wspominając między innymi to wydarzenie i mi gdzieś tam zalegał w moim przepastnym archiwum rzeczy napisanych nie wiadomo po co, to go wklejam w całości (bo za długi na komentarz). Za jakość nie ręczę, bo, tak jak pisałem, jest już dość stary, nawet nie do końca pamiętam co w nim napisałem (ale chyba samą prawdę), a nie chce mi się go teraz czytać, a już na pewno nie poprawiać i redagować. Pamiętam za to, że o tym wyżebraniu jest tam na pewno, bo to właśnie ono było punktem wyjścia żeby w ogóle to napisać.

EDIT: O, nie ma nawet podziału na akapity! Tak więc: miłego czytania.

***

Madryt

Madryt. Skąpany w słońcu plac Puerta del Sol jest dość pusty. Może dlatego że jest połowa października, może dlatego że jest środek tygodnia i w zasadzie cały czas jest jeszcze rano. A może dlatego, że wczoraj lało i przed chwilą jeszcze zanosiło się, że dziś znów będzie. W każdym razie z jakiegoś powodu turystów prawie nie ma, a z miejscowych to tylko od czasu do czasu ktoś przemyka. Więcej na tym placu wszelkiej maści mimów, ludzi-posągów, malarzy-portrecistów za parę euro i innych ulicznych artystów wykonujących swoją sztukę, niż tych którzy by tę sztukę chcieli oglądać.
Razem z Ireną przemykam przez ten plac. Zachowujemy się jak miejscowi, choć jesteśmy tu dopiero od wczoraj. Wczoraj zresztą też się poznaliśmy. Historia sam nie wiem czy bardziej zabawna czy bardziej niewiarygodna. Wczoraj wieczorem dotarłem do hostelu. Wczoraj po południu rozstałem się Anią i Piotrkiem, z którymi od kilku tygodni dzieliliśmy busa zwiedzając Hiszpanię, Portugalię i Maroko. Ale te tygodnie się skończyły, oni pojechali w swoją stronę, do włoskiego Livigno żeby swoją roczną podróż zakończyć nartami. Ja miałem ze sobą tylko jeden plecak, w nim ciepłych ubrań w nich akurat tyle, co na jakąś kryzysową sytuację, a i to najlepiej nie jakoś bardzo kryzysową. Wiedziałem już od kilku dni, że będziemy musieli się rozstać i musiałem mieć jakiś plan. Zawsze dobrze mieć jakiś plan.
Jeszcze w Maroko, kiedy w Tanger-Medzie czekaliśmy na prom, wszedłem w jakąś wyszukiwarkę lotów i sprawdziłem gdzie by tu dalej. Kupiłem bilet z Walencji do Krajowej w Rumunii. Akurat było najtaniej. A skoro już rzuciłem wszystko i wybrałem się w świat szukać nie wiadomo czego, to równie dobrze mogę szukać tego w Rumunii.
Walencja była moim jeszcze-towarzyszom podróży zupełnie nie po drodze, więc umówiliśmy się, że wyrzucą mnie pod Madrytem. Dalej będę radził sobie sam. Będę musiał radzić sobie sam i dobrze bo tej pory, choć było miło, to czułem się jednak zaopiekowany. Takie rzucenie wszystkiego, ale kontrolowane. Jak bycie zbuntowanym nastoletnim punkowcem, ale dopiero po szkole.
No i wysiadłem z tego busa pod Madrytem. Były uściski i podziękowania, były szybkie wspomnienia i trochę dobrych życzeń z obu stron. Nie było, na szczęście, żadnych obietnic. Szczególnie tych kurtuazyjnych, acz zwykle pustych, że niby musimy się kiedyś jeszcze zobaczyć. Różnie to może być przecież. W końcu pojechali. Patrzyłem chwilę za odjeżdżającym busem i zamiast oczekiwanej ekscytacji poczułem samotność i trochę strachu. Jestem sam, w obcym kraju, na obrzeżach obcego miasta, dookoła mówią obcym mi językiem. W dodatku leje. Stanąłem pod jakąś wiatą, złapałem skądś niezabezpieczone wi-fi i zacząłem szukać noclegu. Jest jakiś hostel, nazywa się San Juan, kosztuje chyba 8 euro za łóżko za dobę, jest w centrum, biorę. Zarezerwowałem, teraz trzeba by jakoś do niego dotrzeć. Wyznaczam trasę w nawigacji – nowoczesne podróżowanie, bez drgającego w piersi serca, za to z drgającym w procesorze krzemem. 12 kilometrów z buta, albo autobus za 3 czy 5 euro. O taksówce nawet nie pomyślałem, Ubera chyba jeszcze wtedy nie było, przynajmniej w Europie. A jeśli był, to ja o nim nie miałem pojęcia więc na jedno wychodzi. 12 kilometrów to mniej więcej trzy godziny z buta, 3 czy 5 euro to wyżywienie na cały dzień, a może nawet i dwa, jeśli dobrze zakombinować. Nie wiem jak długo będę na tej swojej wycieczce, chociaż w głowie mam ambitny plan okrążenia świata, więc zwracam uwagę na budżet bardziej nawet niż zwykle. Szybka decyzja: idę z buta. 12 kilometrów to w zasadzie nie tak daleko, a 3 godziny to nie tak długo. Mnie się zresztą nigdzie przecież nie spieszy, czego się na tym wyjeździe mam zamiar między innymi nauczyć.
Docieram pod adres. Jestem przemoknięty, zmęczony i głodny. Staję przed budynkiem, który wygląda trochę jak śląska kamienica. Szary, opuszczony, gdzieniegdzie nie ma szyb w oknach. Wrażenie potęguje bardziej polska niż hiszpańska pogoda. Upewniam się jeszcze raz, ale tak, wszystko się zgadza. Trafiłem, to tutaj. Podnoszę wzrok, przyglądam się kolejnym oknom. Uświadamiam sobie, że to, co wziąłem za karton zasłaniający wybitą szybę na trzecim piętrze, w rzeczywistości jest chyba szyldem. Jest na nim jakiś napis, ale czy to nazwa mojego hostelu, czy coś innego nie jestem w stanie odczytać. Tym bardziej, że deszcz się wzmaga i kiedy trzymam głowę zadartą do góry krople zalewają mi oczy. Niepewnym krokiem podchodzę do ogromnych drewnianych kamienicznych drzwi, spoglądam na umieszczony obok nich domofon. Jest, gdzieś pomiędzy patriotyczną a anarchistyczną wlepką dostrzegam wyblakły napis San Juan. Naciskam przycisk. Nikt się nie odzywa, za to po chwili słychać brzęczenie zamka. Otwieram drzwi. Na klatce schodowej śmierdzi moczem. Idę do góry.
W recepcji wita mnie dziewczyna uprzejma i uśmiechnięta, choć wyglądająca jak wyciągnięta pięć minut temu z berlińskiego dworca ZOO. Cóż, rzuciłem swój dotąd uporządkowany świat, bo chciałem zobaczyć inny, taki o którym do tej pory tylko czytałem, to mam. Z recepcjonistką dogaduję się moim łamanym angielskim.
– Tu jest twoje łóżko, tam jest łazienka, tam kuchnia, tutaj masz szafkę, ale nie dam ci kluczyka, bo zamek i tak nie działa – mówi oprowadzając mnie po trzypokojowym mieszkaniu przerobionym na hostel.
– Dzięki.
W pokoju cztery piętrowe, stalowe łóżka, pamiętające prawdopodobnie czasy generała Franco, być może nawet wyciągnięte z któregoś z więzień z tamtego okresu. A może z jakichś koszar i być może sam Ernet Hemingway spał właśnie na tym łóżku. Materac nie wygląda zachęcająco, zresztą jak i całe pomieszczenie, nie wiem czy pościel jest świeża. Na wszelki wypadek wyciągam z plecaka moje jedwabne prześcieradło, kładę je na łóżku, sam idę pod prysznic. Portfel i telefon zabieram ze sobą. Na szczęście zamek w drzwiach łazienki działa, więc mogę je położyć na półce.
Po prysznicu wracam do łóżka. Po dwóch miesiącach spania w namiocie, nie licząc tych nielicznych dni, kiedy nocleg wypadł nam gdzieś w mieście i spałem na siedzeniu pasażera, łóżko, nawet takie jak tutaj, jest czymś wspaniałym. Leżę, wyciągam się, zasypiam. Portfel i telefon mam pod poduszką.
Nie śpię długo. Za oknem ciągle jest jasno, kiedy dochodzące z kuchni basy powodują, że ściany zaczynają się trząść. Nie podoba mi się to, chciałbym się wyspać. Ale nic nie robię. Nie mam pojęcia dlaczego. W międzyczasie do pokoju wchodzą i wychodzą ludzie, a ja leżę na łóżku i czytam coś na telefonie. Koło północy muzyka cichnie, być może poprosiła o to ta dziewczyna z recepcji, bo z kuchni dalej słychać głośne rozmowy i śmiechy. Impreza wcale się nie skończyła. Z mojej perspektywy jest lepiej, ale nie jest jeszcze dobrze. Tyle, że mogę usłyszeć rozmowę toczącą się w pokoju. Rozmawia jakaś kobieta z jakimś mężczyzną. Mówią po hiszpańsku, mało co rozumiem, ale lubię brzmienie tego języka, więc słucham z przyjemnością.
Nagle w rozmowie pada rzucone damskim głosem „Kraków”. Nie żadne „Cracov”, żadna „Cracovia”, czy inne innostranckie miano, a właśnie „Kraków”.
– „Oho, ktoś był w Polsce” – myślę.
Myślę tak aż do momentu, kiedy słyszę „Warszawa”.
– Ty musisz być z Polski – mówię do kobiety, schodząc z łóżka.
– Tak, ty też? – z perspektywy to pytanie wydaje się co najmniej głupie, ale i mnie zdarza się głupio reagować na coś zaskakującego.
– No tak. A skąd dokładnie jesteś? – pytam dalej.
– Z Opola.
Wtedy zaczynam się śmiać, bo po prostu w to nie wierzę. Śmiech, jest drugą, zaraz po idiotycznych pytaniach moją reakcją na zaskoczenie. Ostanie miasto, w którym mieszkałem w Polsce, to było właśnie Opole. Okazało się, że przez kilka lat mieszkaliśmy trzy kilometry od siebie, a poznaliśmy się przez przypadek w Madrycie, dwa i pół tysiąca kilometrów od domu.
Tamtego wieczora poszliśmy do sklepu, kupiliśmy jakieś wino i przegadaliśmy mnóstwo czasu. Okazało się, że Irena jest fryzjerką, że prowadzi projekt „Fryzura za uśmiech”, który polega na tym, że lata po świecie i za wspomniany uśmiech strzyże bezdomnych, inwalidów itd. Oferuje się, że jak chcę, to i mnie może ostrzyc, na co z chęcią przystaję, w końcu te kilka zaoszczędzonych euro pozwoli mi być może trochę dłużej nie wracać. Następnego dnia rano zamykamy się w łazience, Irena rozkłada swój przenośny salon fryzjerski i mnie strzyże.
– Słuchaj, mam prośbę – mówi, kiedy kończy. – Bo ja mam sponsora i on chce ode mnie zdjęć. Poszlibyśmy gdzieś na miasto i zrobili parę zdjęć, że niby Cię ostrzygłam.
– No, ok – zgadzam się na udział w charakterze modela w tym kłamstwie, które Irena (tak jak i chyba świat) z uporem maniaka nazywa na zmianę marketingiem albo public relations.
Wyruszamy na spacer w poszukiwaniu odpowiedniego planu zdjęciowego. Trafiamy przed Pałac Królewski, Irena stwierdza, że może być. Siadam na murku, moja fryzjerka-podróżniczka zakłada mi fartuch, wyciąga z torby jakieś grzebienie, nożyczki i co tam jeszcze. Prosi przypadkowego przechodnia żeby zrobił nam zdjęcie. Przechodzień się zgadza, sprawa załatwiona.
– To co teraz? – pytam.
– Nie wiem – mówi Irena. – Umówiłam się tu z kolegą, ale napisał, że nie może, że coś mu wypadło. Mam wolne.
– Aha.
Nie bardzo wiem co zaproponować, bo ten mój Madryt to tak trochę przez przypadek i nie mam pojęcia co chciałbym tutaj zobaczyć. Tak naprawdę to nawet nie bardzo wiem co można tutaj zobaczyć.
– A może chodź, poszlajamy się trochę po tych uliczkach, może trochę się zgubimy – proponuję w końcu mój ulubiony sposób zwiedzania nieznanych miast. Irena się zgadza, choć bez entuzjazmu. Dochodzimy całkiem niedaleko, kiedy stwierdza, że jest zmęczona.
– Tutaj jest McDonald’s – mówi – może usiądziemy i czegoś się napijemy?
Zgadzam się, bo przecież kobiecie się nie odmawia, szczególnie jeśli nie ma się nic innego do zaproponowania.
Siedzimy przed tym McDonaldsem, pijemy piwo, które w Hiszpanii podają w tych lokalach, kiedy do naszego stolika podchodzi Cyganka. Zaczyna mówić coś po hiszpańsku, Irena próbuje jej odpowiadać, ale Cyganka nie słucha, tylko ciągnie swoją tyradę.
Mnie w tym czasie przypomina się spotkanie pod jakimś sklepem w okolicach Casablanki, kiedy to obok naszego oklejonego i pomalowanego Zielonego Busa zatrzymał się Matiz na polskich rejestracjach. Gość, który z niego wysiadł przedstawił się jako Krzysiek i zaczął opowiadać. Mówił o tym, że postawił sobie wyzwanie objechać Afrykę właśnie Matizem, bo tu każdy pcha się terenówkami, a on chce udowodnić, że wcale nie trzeba, że da się i tą karykaturą samochodu. Zresztą, przecież miejscowi takimi właśnie pojazdami jeżdżą i jakoś żyją. Opowiadał o tym, jak to w Afryce dzieje się jakaś magia, bo kiedy zdarzy mu się zakopać w piasku, nawet w – zdawałoby się – środku pustyni i stoi przy aucie i kombinuje co zrobić, to nagle skądś, zza jakiejś wydmy wychodzi trzech Beduinów i bez słowa, na migi pokazują mu, żeby wsiadł do auta, później wypychają go z tarapatów i spokojnie wracają za swoją wydmę, czy tam, skąd przyszli. I opowiada też, że jego sposobem miejscowych, próbujących wyżebrać od każdego Europejczyka „one dollar” jest udawanie, że nie on nie zna żadnego języka poza polskim i w ogóle nie wie o co chodzi. A kiedy i to nie działa, to wtedy sam wyciąga rękę. Ten drugi sposób, jak twierdził, jest w stu procentach skuteczny.
Próbowałem zastosować ten drugi sposób na Cygance. Wyciągnąłem rękę i spojrzałem jej w oczy. Przez chwilę się zawahała, ale szybko sięgnęła do kieszeni którejś ze swoich licznych spódnic, wyjęła z niej monetę, popatrzyła na nią i rzuciła te dziesięć centów nawet nie na moją rękę, ale na stół przede mną. Popatrzyła na mnie jeszcze raz po czym odwróciła się i odeszła bez słowa, zanim zdążyłem nawet powiedzieć „gracias”. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałem tyle pogardy w oczach jakiegokolwiek człowieka.
moll

@George_Stark dziwna akcja xD

splash545

Z Cyganką akcja dobra A całą historia świetna, dobrze się to czyta. WINCYJJ!!!

George_Stark

@moll Ale miło się wspomina.


@splash545 Nie mam więcej z tamtego wyjazdu. W ogóle takich to mam mało. Ale dziękuję.

splash545

@George_Stark Może jeszcze kiedyś coś wynajdziesz

Zaloguj się aby komentować

Dobra, za dwie minuty wychodzę, a jeszcze jeden napisałem, więc bez wstępów, tagi też na szybko: #nasonety #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

Smacznego:

***
Wymiot liryczny

Coś mnie tak nagle w żołądku ścisnęło
i nastąpiło pokarmu cofanie:
usta już pełne, a warg zaciskanie
nic nie pomogło, bo wypłynęło.

Na sweter mi troszeczkę bryznęło:
no jasna cholera! – znów będzie pranie!
Ale nic to, bo na podłodze dopiero– o, panie! –
leży coś jakby Pollocka dzieło.

Czego tam nie było? Całodzienną michę
zwróciłem: talerz pełen żurku i mięsiwo dzikie,
i szyneczka smaczna, mocno uwędzona

i dwaj gołąbkowie, nie całkiem strawieni
i trochę jeszcze przypraw, tych przypraw z korzeni.
Mój wymiot liryczny, to nim cała podłoga była uwalona.
moll

@George_Stark oficjalnie koniec obstrukcji lirycznej?

George_Stark

@moll A nie wiem. Zobaczymy.

Ale "wymiot liryczny" to chodził za mną od dawna.

moll

@George_Stark jak na wymiot, mimo wszystko nie jest to najobrzydliwsze, na co w temacie można narazoć bliźnich

DiscoKhan

@George_Stark aż się kleisz po ostatnim wierszu i jak go zakończyłeś flejo, skleiło Ci się na substancję "i" z "mięsiwo" xd


Ale dzień dzisiaj rzeczywiście masz dobry, że aż tego w sobie utrzymać nie możesz xd

George_Stark

@DiscoKhan 


Poprawiłem, rozdzieliłem i już nie trzeba prać.


Dziekuję.

splash545

Ale smakowity opis tych wymiocin Ci wyszedł aż mi się mięska zachciało po tych pączkach co je od rana wpierdzielam xd

Zaloguj się aby komentować

Miało już nie być więcej, no ale do tego zestawu przeminęło – runęło – dzieło – zginęło tak mi jakoś samo zrymowało się Oponeo, a reszta to już powstała zupełnie bezmyślnie i naturalnie i w zasadzie jednym ciągiem mi się napisało, no to publikuję. Proszę bardzo:

***

Kłopoty z gumami

Jechałem spokojnie, gdy nagle trzasnęło
i zaczęło się felgi o asfalt stukanie.
– Nie jedzie pan dalej, na poboczu stanie –
dziewczę jakieś wtedy radą mi sypnęło.

Gdym ujrzał jej urodę, to aż mnie tam ścięło:
– Czy poczekasz tu ze mną na auta holowanie? –
zapytałem wówczas, patrząc pożądliwie na nie.
– Poczekam – powiedziała – lecz na Oponeo,

wejdź, nie dzwoń po lawetę, bo żeby tę kichę –
kontynuowała – jakkolwiek załatać, to widoki liche.
Później zapytała: – Deszcz pada, to może pan w doma

zechce mnie odwiedzić? Poszliśmy, i już od samej sieni
obcałowywać mnie zaczęła ustami swojemi…
…a ja – jasna cholera! – nie miałem kondoma!

***

Jest to kolejny (już chyba ostatni) mój wytwór, który publikuję w ramach X edycji konkursu (którego, zgodnie z regulaminem, za cholerę nie chcę wygrać) #nasonety . Jest to odpowiedź, czyli di risposta na zadany przez koleżankę @moll sonet di proposta . No i takie rzeczy, jak ta świńska #poezja powyżej, czyli rodząca się z żądz nigdy niezaspokojonych bezwstydna #tworczoscwlasna (za którą jednak – i całe szczęście! – nie banujo) to tylko w kawiarence #zafirewallem !
bojowonastawionaowca

@George_Stark ale dziś wena dopadła kolegę, szanuję

George_Stark

@bojowonastawionaowca 


A dziękuję, ale dwa pierwsze to efekt zbierania z kilku dni. Dopiero trzeci raz, ten powyżej, był taki spontaniczny, czyli taki, jak lubię najbardziej.

splash545

Właśnie czekałem na tego typu sonet od Ciebie! Ale zaszalałeś dziś jakby nie patrzeć

George_Stark

@splash545 Czyli, żeby zdobyć Twoje uznanie, mam pisać o erotycznych porażkach?

splash545

@George_Stark Oczywiście

DiscoKhan

@George_Stark są takie chwile w życiu, że człowiek się modli do Sekhmet o zdrowie i daje się powieść co tam Afrodyta i Dionizos krzyczą do duszy xd

Zaloguj się aby komentować

Było już o płotce, to teraz o plotce. Oto proszę:

***

Plotka

– „A słyszałeś/aś, że on/że ona…? „ – po mieście gruchnęło.
Nic nowego, przecież to tylko zwyczajne ludzi jest gadanie.
Człowiek już tak ma, że gada. I gadać to raczej on nie przestanie.
Zwykle gada o innych. Skąd się nam to wzięło?

Każdą twą najmniejszą pomyłkę tak jakby stukrotnie wydęło.
Każdego twojego działania ludzie swoje znajdą umotywowanie.
Na nic twe dementi, na nic sprostowanie
ludzie swoje wiedzą. Ciebie dotknęło.

Bo ty, jej ofiara, co słowem, jak sztychem,
pchnięta jest w piersi. Wprost w serce: przebite!
I wciąż jesteś pod jej wpływem, choć chciałbyś być ponad.

Jak długo jeszcze gadanie to krzywdzące cię będzie się tu plenić?
Ile ci szkód jeszcze wyrządzi ona mackami swojemi?
Plotka. Prawda wykoślawiona. Gadaniem z ust do ust przenoszona.

***

Jest to już kolejna kolejna moja odpowiedź na sonet di proposta zaproponowany przez koleżankę @moll w konkursie #nasonety. Trochę znów miałem problem z wersyfikacją, bo gdyby nie miał by to być sonet z całym swoim rygorem wersyfikacyjnym (pozostałe rygory potraktowałem luźno), to wersyfikowałbym go inaczej. Ale bawiłem się przy pisaniu dobrze, więc sam rozgrzeszam się z nieścisłości formalnych i wytwór publikuję.

#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

Zaloguj się aby komentować

Miało być erosomańsko, a chyba nie do końca wyszło. Cóż, mężczyznom w pewnym wieku nie zawsze wychodzi, co, niestety, znam z autopsji. Ale można się przyzwyczaić.

***

Lustrzanka

Wesołe miasteczko już placyk za miastem zajęło.
Karuzele! Strzelnice! Ach! Cóż też tam nie stanie!
Tak jest każdej wiosny: długi rok czekanie
i już wszystko gotowe! Wreszcie się zaczęło!

Karuzela-młot: wrażenie jakby ku niebu samemu się wspięło;
strzelnica: przestawiona muszka – ciągłe pudłowanie;
dom strachów: dreszczyku na plecach miłe odczuwanie…
Ach, jakże się cieszę! Ach, jakże mnie wzięło!

Bo i inne mam powody, zupełnie nieliche,
by na nie czekać z rozpalonym (nie tylko) mym licem
bo tam, w gabinecie luster, naprzeciw mnie, stoi ona:

piękna, jakby zdobiona skrzydłami anielskiemi;
lekka, jakby się unosiła, stopami nie dotykała ziemi;
no i rzecz najważniejsza: ubrań pozbawiona.

***

Jest to kolejna moja odpowiedź na sonet di proposta zaproponowany przez koleżankę @moll w konkursie #nasonety .

#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna

Zaloguj się aby komentować

Nowy rozdział

Oboje to znamy, że każde tylko w swoją stronę ciągnęło,
jakby nie o współpracę wcale szło, a o rywalizowanie;
jakby bycie ze sobą to było jakieś o sumę skończoną granie;.
i wszystko, miast się rozwijać, to w miejscu stanęło.

Mało powiedziane! Rozeszło się wszystko, nie tylko stanęło,
bo nie radość z siebie nawzajem, a sobą wzajemne skaranie
kiedy nie dawanie, kiedy nie dzielenie, ale tylko branie
czasem wręcz na siłę – wstecz spojrzałem i to aż mnie ścięło.

Dość trucia się traktowaniem wzajemnym niczym arszenikiem!
Dość tych „rozmów” – awantur, zakończonych krzykiem!

Rozdział nowy zacznijmy tak: nie ja, nie on, nie ona
i za rękę oboje do światła wyjdźmy z tej krainy cieni
bo mocno wierzę, że wiele od razu na lepsze się zmieni
gdy zamiast myśleć o sobie, zaczniemy myśleć o nas.

***

Wytwór powyższy jest kolejną moją odpowiedzią, czyli wytworem di risposta na utwór di proposta zadany jako zadanie w tej edycji przez zadającą koleżankę @moll .

#zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
George_Stark

@splash545 Również dziękuję.


Mnie też całkiem się podoba, więc nie czuj się w sądzie swoim osamotniony.

splash545

@George_Stark W kupie raźniej

moll

@George_Stark jest w tym nadzieja, to miłe

George_Stark

@moll Nadzieja na co? Bo jeśli chodzi o nadzieję na wytwór erosomański, to on już się tworzy jakby co. Mam nadzieję, że zdążę. Choć zwykle, w tym akurat temacie, to kończę raczej szybko.

moll

@George_Stark na "my", to moja ulubiona nadzieja w kwestii związków

DiscoKhan

@George_Stark oho, wieczorem będzie utrwalanie i chyba sobie ten wiersz aż przepisze, bo na bank się kiedyś gdzieś do czegoś przyda.


@moll na tego daj dolicz ode mnie pięć piorunów ale mi się nie chce multikont zakładać

George_Stark

@DiscoKhan 


O cię chuj, tego jeszcze nie grali! Rwanie na wiersze Dżordża! Powodzenia życzę, choć sukcesów nie wróżę.

DiscoKhan

@George_Stark nie no, ten to raczej nie jest zbyt zalotny xD


Raczej myślałem o tym, że mi się może kiedyś przydać, bo ja choleryk z natury jestem. Fakt faktem nigdy sam pierwszy nie krzyczę ale jestem uparty i nieustępliwy a to doprowadza innych do szewskiej pasji, nawet jeżeli mam 100% racji to jej sprzedać odpowiednio nie umiem.


Powinienem tą ekonomię dokończyć to by może lepiej ten handel wychodził xd

Zaloguj się aby komentować