Tytuł: My przeciwko wam
Autor: Fredrik Backman
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10
#bookmeter
Najgorsze w innych ludziach jest to, że jesteśmy od was uzależnieni. Wasze czyny mają wpływ na nasze życie. Nie tylko tych, których wybieramy i lubimy, ale również pozostałych – idiotów. Wy, stojący przed nami w kolejce, wy, którzy nie potraficie porządnie jeździć samochodem, lubicie słabe seriale telewizyjne, za głośno rozmawiacie w restauracji, i wy, których dzieciaki zarażają nasze w przedszkolu. Wy, którzy krzywo parkujecie, podkradacie nasze miejsca pracy i głosujecie na niewłaściwą partię. Wy też macie wpływ na nasze życie, w każdym momencie.
Boże, jak my was za to nienawidzimy.
Miałem taki sprytny sposób, że kiedy nie miałem pomysłu za jaką książkę by się tutaj zabrać, to zabierałem się za coś od pana Backmana. Działało. Ale chyba przedobrzyłem, bo przy My przeciwko wam jakoś przestało. I nie żeby z tą książką było coś nie tak, wręcz przeciwnie. Jestem pod wrażeniem tego, jak pan Backman potrafi trzymać równy, wysoki poziom swoich opowieści. Jak wspaniale potrafi prowadzić narrację, obiecując czytelnikowi coś i dając mu to, co wcześniej obiecał, choć z tej obietnicy wnioskując, czytelnik mógł się spodziewać czegoś zupełnie innego. Jak świetnie potrafi uchwycić rozchwianie i niekonsekwencję w człowieku i jak kapitalnie potrafi je sportretować, w dodatku w sposób absolutnie sympatyczny, zupełnie bez piętnowania czy wykpiwania. Wady i słabości są częścią człowieczeństwa i pan Backman chyba doskonale zdaje sobie z tego sprawę, stąd postaci w jego książkach są tak wiarygodne. Ale nie tylko budowanie postaci wychodzi temu autorowi wyśmienicie. Potrafi on też bowiem, jak – moim zdaniem – mało który ze współczesnych autorów sportretować relacje między postaciami. Te radosne, ale i też te trudne. To jest cecha naprawdę wyjątkowa, bo jedno, że trzeba te wszystkie rzeczy najpierw zauważyć, później zestawić ze sobą w spójną, logiczną fabułę, a na koniec to jeszcze dobrze jest je w jakiś ciekawy, niebanalny sposób opisać. Na przykład takim zdaniem: Delikatnie puka do drzwi pokoju Mai, jakby miała nadzieję, że córka może nie usłyszy.
A jednak tym razem historia nie pochłonęła mnie tak jak dotychczas. Jak wcześniejsze utwory pana Backmana, w tym pierwszy tom tego cyku, Miasto Niedźwiedzia. Dlaczego? Może dlatego, że ten tak bardzo trafnie sportretowany przez pana Backmana człowiek wcale nie jest aż tak skomplikowany, żeby wystarczyło tego na kilka tomów? A może dlatego, że człowiek – w tym przypadku czytelnik, a nawet konkretny czytelnik, bo ja – ma taką wadę, że jednak potrzebuje nowych wrażeń, że nawet najbardziej fantastyczne rzeczy mu się w końcu nudzą? Nie chcę powiedzieć, że My przeciwko wam to książka zła, wręcz przeciwnie. Jest bardzo dobra. Tylko napisana w taki sam sposób, jak inne książki pana Backmana. Co więc z tego, że historia inna, skoro jej schemat w zasadzie ten sam, a i rozwiązania, tak fabularne, jak i narracyjne również podobne? Jeśli ktoś lubi wracać tam gdzie był, to może sprawdzi mu się ten drugi tom cyklu Miasto niedźwiedzia, nawet zaraz po lekturze pierwszego. Ja też lubię. Ale chyba jednak nie za często i nie za szybko. A chyba tak właśnie wracałem do prozy pana Backmana. I może to był mój błąd, a nie autora?
@George_Stark fajna okladka, jest tam cos o hokeju?
Zaloguj się aby komentować