Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Fenomen
  • 399wpisy
  • 2491komentarzy
471 + 1 = 472

Tytuł: Johnny poszedł na wojnę
Autor: Dalton Trumbo
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Świadomość, że nie będzie się żyć za sto lat nie wzbudza niepokoju. Ale myśl, że zginie się jutro rano i będzie się martwym na zawsze i będzie się gnić pod ziemią czy to jest wolność?

Ten cytat powyższy wybrałem z całej książki żeby zacząć nim wpis dlatego, że jedna z najsilniejszych myśli, jakie pojawiły mi się w głowie w czasie lektury była następująca: czy to nie pewien paradoks, że młodych chłopców posyła się do walki o wolność pod przymusem?

Bohaterem książki jest Joe Bonham, żołnierz amerykański, wysłany w czasie I Wojny Światowej do Francji żeby ratować tamtejsze kobiety. Tak przynajmniej mu to jego skierowanie motywowano. Czy te kobiety uratował czy też nie, tego z książki się nie dowiedziałem. Dowiedziałem się za to, że Joe miał pecha. Miał pecha, bo przeżył. Przeżył, ale amputowano mu ręce i nogi, oślepł i ogłuchł, a dolną część twarzy miał wyrwaną. Nie mógł więc niczego wziąć, nie mógł chodzić, nie mógł widzieć, nie mógł słyszeć i nie mógł mówić. Mógł jedynie czuć i myśleć. Joego czytelnik spotyka krótko chyba po zdarzeniu, bo wraz z nim powoli odkrywa stopień jego kalectwa. Autor prezentuje tok myśli bohatera gdzie, wśród pojawiających się wspomnień sprzed wojny, Joe krok po kroku odkrywa co się z nim stało. I na tym polega Księga I. Nieżywi. A później jest jeszcze Księga II. Żywi. Jest krótsza i o jej treści nie będę pisał, bo na tym portalu nie da się ukrywać spoilerów.

Utwór, jak widać na załączonej okładce, reklamowany jest jako jedna z najważniejszych powieści antywojennych wszech czasów. Być może nawet tak jest. Tylko, jak to z tymi ważnymi i głośnymi powieściami bywa, omawia ona ważny problem, ale w sposób dość prosty. No bo tak: w zasadzie mamy tutaj jeden wątek poprowadzony od początku do końca w zasadzie bez żadnych zaskoczeń. Dodatkowo język powieści jest prosty. Czy to źle? No to zależy kto czego szuka. Miałem zacząć ten akapit stwierdzeniem że „literacko dość kiepsko”, ale tak sobie pomyślałem, że nie znam pozostałej twórczości pana Trumbo, więc ciężko mi się odnieść. Poza tym być może ten język powieści jest stylizowany – Joe Bonham nie był wszak nikim wybitnym, nie należał do elit. Przed wojną był zwykłym piekarzem. Za tą tezą, tą o stylizacji języka, mogłoby świadczyć kompletne pominięcie przecinków, co przeszkadza w lekturze, ale niejako prezentuje chaos, jaki niewątpliwie musiał mieć w głowie Joe. Czyli, bezpieczniej dla mnie, zamiast napisać „literacko dość kiepsko”, napiszę: „język powieści mnie nie porwał”.

Oczywiście popieram ogólne przesłanie utworu. Jestem zadowolony, że ta obserwacja z początku wpisu przyszła mi do głowy w czasie lektury. Podobało mi się nawet kilka elementów przedstawionych w tej powieści (szczególnie historia o wędce! – wspaniała, bo prosta), ale Johnny poszedł na wojnę, nawet jeśli jest jedną z najważniejszych powieści antywojennych wszech czasów, to moją ulubioną powieścią antywojenną zdecydowanie nie został. Zdarza się.

***

I na koniec ciekawostka. Ponoć tą właśnie powieścią zainspirował się James Hetfield i w rezultacie napisał utwór One . Kiedy byłem jeszcze ogromnym fanem niszowego (jak mi się wówczas wydawało – serio!) zespołu Metallica, znalazłem, chyba w tym magazynie czytelników (Action Mag to się bodaj nazywało?), zamieszczanym na dołączonym do pisma (NIE gazety!!!) CD-Action kompakcie artykuł. Wydaje mi się, że autor wspominał, że One powstał na podstawie opowiadania. Wydaje mi się, że ściągnąłem to opowiadanie z Internetu, jeszcze w jakiejś kafejce internetowej i wydaje mi się, że było ono krótsze. Ale może źle mi się wydaje? Przecież minęło już co najmniej kilkanaście lat. A może jest jakieś opowiadanie, które jest pierwowzorem albo szkicem dla tej powieści? Nie wiem. Tak sobie o tym piszę, bo mi się przypomniało, ale dziś nie mam już tyle determinacji co za młodu żeby tego szukać i ustalać.
61dda447-7682-4f2b-abfe-0a86d6114274
pokeminatour

Jakbym miał wybrać jedną powieść antywojenną to byłaby nią "Na zachodzie bez zmian". Johnny poszedł na wojnę opisuje głównie nie wojnę, ale jej rezultat - wyjątkowo pechowa niepełnosprawność, która zdarza się bardzo rzadko lub wcale. Za to na zachodzie bez zmian opisuje realne rzeczy które przeżywały i przeżywać bedą miliony osób, dlatego bardziej do mnie trafia.

trixx.420

Ehhh, mam to na liście do przeczytania od dawna...

Zaloguj się aby komentować

Ani rytmu! Ani rymu!
Ma odpowiedź Konstantymu:

***

Nie lubię zimy. A kiedyś lubiłem.

A ja sankami! Na płozach!
Gdy ulica cała stała,
kiedy się zachciało zimie
jezdnię skuć aż do śliskości.

Każdy jeden samochodzik
pod kopułą białą ginie
bo kto na ulicy stoi
śniegiem będzie oprószony.

Tak to właśnie kiedyś było:
kiedy pod mym młodym żebrem
serca czułem żwawy tętent.
Serce mocniej wtedy biło.
Wystarczyły sanki, stok;
wszystkie szły problemy w bok.

***

#zafirewallem
#nasonety
#poezja
#tworczoscwlasna

I dziwny wiersz Konstantego.
moll

@George_Stark #diriposta

Zaloguj się aby komentować

W kwestii formalnej: 1020 słów.

#naopowiesci
#zafirewallem
#tworczoscwlasna

Kopia zapasowa

– No. To chyba się udało?
– No. Chyba się udało. Przynajmniej na to wygląda.
– Tak. Przynajmniej na to wygląda. No dobrze. To… To co tam u ciebie? Jak w szkole?
– Tato! Daj spokój.
– Naprawdę chciałbym wiedzieć.
– Nie chodzę już do szkoły. Od dość dawna zresztą.
– A, faktycznie. Przepraszam. Wiesz, byłem trochę zabiegany, a czas uciekał tak szybko i…
– Wiem. I skończyło się zawałem.
– Tak. Skończyło się zawałem. Ale…
– Ale?
– Ale się udało.
– Tak. Chyba się udało.
– To może spróbujemy potraktować to jako nowy początek?

***

– Rozmawiałem z mamą.
– I?
– Wydaje mi się, że to nie jest tak, że ona nie chce z tobą rozmawiać. Albo że nie chce się z tobą widzieć. Wydaje mi się, że po prostu jeszcze nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. To wszystko jest dla niej nowe. I trochę ją przerasta.
– Rozumiem. Nie chcę jej naciskać. Wiesz, próbowałem się do niej dodzwonić. Nie odebrała. A kiedy później próbowałem jeszcze raz, miała już wyłączony telefon.
– Dziwisz się jej?
– Nie. Wcale się nie dziwię. Już wcześniej, zanim to się stało, nie układało się między nami najlepiej, a…
– To nie o to chodzi. To jest po prostu nowa sytuacja. Nie tylko dla niej. To jest w ogóle nowość, a ludzie do nowości adaptują się z trudnością. Sam mi to kiedyś tłumaczyłeś. Pamiętam, że kiedy zafascynowałem się samochodami, opowiadałeś mi o początkach motoryzacji. Mówiłeś, że to był tak wielki przełom, coś na tyle nowego, że przed każdym automobilem biegł człowiek z flagą. Żeby ostrzegać innych, żeby mogli się na tej przejazd przygotować. Myślę, że teraz z mamą może być podobnie.

***

– I co u ciebie?
– A wiesz, byłem w parku na spacerze, oglądałem ptaki…
– Przepraszam. To pytanie to z przyzwyczajenia.
– Nie szkodzi. Nic się nie stało. Naprawdę nic się nie stało! Ale może lepiej opowiedz co u ciebie. Powinno być ciekawiej.
– U mnie? Normalnie. Robota, później dom. Magda zamarzyła sobie pomalować sypialnię na fioletowo. Nie! Czekaj! Ten kolor jakoś się tak dziwnie nazywa. Czar prowincji?
– Ha ha! Brzmi nieźle.
– Nie! Nie prowincji! Prowansji.
– To brzmi jeszcze lepiej!
– Nie bardzo mi się ten kolor widzi.
– Widzi? Przecież to sypialnia. Będziesz tam spał. Będziesz miał zamknięte oczy. To co ty chcesz tam przez sen oglądać?

***

– Z tymi kolorami to w ogóle całe życie tak jakoś dziwnie wychodzi. Pamiętasz jak zabrałeś się za remont? Już nie chodzi o to jak to wyglądało albo ile czasu zajęło albo jaki się z tego zrobił bałagan, ale pomalowałeś mi pokój na taki nijaki bladożółty kolor. A chciałeś jeszcze olejną pociągnąć lamperie. Dobrze, że mama cię przed tym powstrzymała! Ale i tak ten kolor był fatalny! Fa-ta-lny!
– I to dlatego przyszło ci do głowy pomazać te ściany sprayem!
– Ha ha! No niekoniecznie dlatego. Ale tak, rzeczywiście: pomazałem! Tylko że to grafitti to był wyraz buntu!
– Ty i ten twój bunt!
– Ty się nigdy nie buntowałeś?
– Buntowałem się! A jak! Tylko w moich czasach ten bunt to wyglądał trochę inaczej.
– No to opowiadaj!

***

– Kupiliśmy tę działkę! Wyobrażasz to sobie? Co prawda to tylko 10 arów, no ale własne! A i tak najważniejsze jest to, że to spełnione marzenie! A jaka okolica! Zaraz obok jest las, a przed lasem płynie strumyk. Normalnie tak jak u dziadka! Takie było właśnie moje pierwsze wrażenie. Przypomniały mi się te wszystkie wakacje, ta beztroska. Jej, to wspaniałe uczucie, kiedy marzenie się spełnia!
– A Magda?
– Magda? Wniebowzięta! Już rozplanowuje wszystko. Łącznie z kolorami ścian. Koncepcja zmienia się jej dwa razy na godzinę, ale widać jak ogromnie się z tego cieszy!
– I ja się cieszę, że wam się układa. No a teraz dawaj dalej!

***

– Tak, dach na dniach powinien być skończony. Okna mamy już zamówione, drzwi też. Przyjdą w przyszłym tygodniu. Jakoś tak w przyszłym miesiącu chyba wreszcie się wprowadzimy.
– A Magda wybrała już kolor ścian w sypialni?
– Tato!
– No co?!
– Nic. Punktujesz jak zawsze! A to, to po prostu wyjątkowo ci się udało!

***

– Mama napisała że się spóźni. Dojrzała do tego żeby z tobą porozmawiać, ale widać, że dalej jest to dla niej cholernie trudne.
– Cóż. Dla mnie też jest.
– Poradzicie sobie. Wierzę że sobie poradzicie. Myśmy w końcu sobie poradzili, chociaż na początku też było dziwnie. Po prostu musicie oboje dać sobie trochę czasu. Oswoić się z tą sytuacją. Nie spieszcie się, starajcie się nie denerwować. A teraz chodź, pokażę ci garaż.

– Co to jest? Lamperia?!
– Tak. Jest praktyczna.
– Kiedyś miałeś inne zdanie.
– Ale tamta miała być w pokoju, a nie w garażu!
– No dobrze, niech ci będzie. Ładnie tutaj. I rzeczywiście, praktycznie. Fajnie to sobie zorganizowałeś, masz do tego zmysł.
– To po tobie. Twój garaż też taki był. Uporządkowany. Widać, jaki ojciec, taki syn.
– Albo trochę lepszy.
– Uczeń przerósł mistrza?
– Z czego mistrz jest dumny.
– Chodź, mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

– To… To jest mój Kadett?
– Tak. Zabrałem się za niego i tak sobie powoli grzebię.
– Rzeczywiście ten sam? Nie poznałem. Przyszło mi do głowy, że po prostu kupiłeś podobny.
– Nie. To jest ten sam twój samochód. Co prawda technicznie jeszcze nie do końca sobie ze wszystkim poradziłem. Zacząłem od blacharki i rzeczywiście zaczyna jakoś wyglądać, ale do drugiej młodości to mu jeszcze daleko.
– Musisz uważać na szybę z tyłu z prawej. Opada, bo linka…
– Już nie opada.
– Zrobiłeś?
– Od tego zacząłem. Pamiętam jak cię to denerwowało, ale nigdy nie miałeś czasu żeby się tym zająć. No to ja się teraz zająłem. A jak już skończę to auto, to mam zamiar wybrać się nim na sentymentalne wakacje. Pojadę do Płonisk, zobaczę, czy jest jeszcze to łowisko, gdzie zabierałeś mnie i dziadka. Rozłożę tam namiot, tak jak wtedy… O! Mama jedzie!
– Super. Tylko znów zaczynam się… – Głośnik smartfona zatrzeszczał i zamilkł, ekran zamigotał, a za chwilę pojawił się na nim komunikat o błędzie.
– Tato?

***

– Dzień dobry. Z tej strony Piotr Jabłonka, Instytut Życia Wiecznego. Dzwonię żeby pana poinformować, że częściowo udało nam się rozwiązać problem i kopia zapasowa świadomości pańskiego ojca została przywrócona na serwer. Nie wszystko jednak poszło tak, jak pójść powinno.
– To znaczy?

***

– No. To chyba się udało?
– No. Chyba się udało. Przynajmniej na to wygląda.
– Tak. Przynajmniej na to wygląda. No dobrze. To… To co tam u ciebie? Jak w szkole?
splash545

@George_Stark fajne opowiadanie i bardzo podoba mi się jego zamysł Cieszę się, że jednak znalazłeś czas, żeby dołączyć

moll

Przyjemny "jazgot" i chaos. Trochę jakbyś siedział komuś pod oknem

Wrzoo

@George_Stark Jejku, aż mi się łezki w oczach zakręciły. Świetnie się to czyta. Bardzo lubię takie dialogowe opowiadania, i fajnie zawarłeś w nim dynamikę tej relacji, ten taki jej ponowny rozruch.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
453 + 1 = 454

Tytuł: Demon Copperhead
Autor: Barbara Kingsolver
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Mówili, że większość naszego tytoniu sprzedaje się teraz do Chin. To znaczy, że pomagamy zabijać komunistów. Niech Bóg błogosławi Amerykę i tak dalej.

Urodziłeś się w czepku i twoim marzeniem jest zobaczyć ocean. Bo o czym innym możesz marzyć mieszkając w hrabstwie Lee, stan Virginia? Jesteś w końcu Redneckiem. Na dodatek jeszcze, zanim się w ogóle urodziłeś, zginął twój ojciec. A twoja matka jest narkomanką. Taki to właśnie jest ten twój American dream. Przypomina trochę jakiś nightmare. Albo może delirium?

Sceptycznie podchodziłem do tej książki, no bo jak to tak: wziąć dzieło klasyczne i w zasadzie przepisać je od nowa, przystosowując tylko do swoich czasów i swojej rzeczywistości. Zadanie co najmniej karkołomne. Ku mojemu zaskoczeniu (i zadowoleniu) pani Kingsolver to zadanie udało się zrealizować znakomicie. Znając historię z Davida Copperfielda z pasją i zainteresowaniem śledziłem losy Demona Copperheada. Najbardziej niesamowitą sprawą w tym wszystkim było to, że po 173 latach od wydania utworu Charlesa Dickensa postawy ludzkie, prezentowane przez bohaterów Demona Copperheada niewiele się zmieniły. Bohaterowie, którym zmieniono tylko imiona i których wrzucono w inne okoliczności w samym rdzeniu cały czas są w zasadzie tacy sami. Mają takie same pragnienia, takie same słabości i takie same cele jak te, które mieli ci, będący ich pierwowzorami, te blisko dwa wieki temu. Nie mówiąc już o tym, że i świat jest albo taki sam, albo może nawet trochę gorszy. Trochę jednak przez te wszystkie lata zdążyło się pojawić na nim nowych paskudztw.

Poza tym, nawet jeśli nie zna się pierwowzoru, Demon Coppehead sam w sobie jest kawałkiem kapitalnej lektury. Jeśli oczywiście lubi się długie powieści w starym, nudnym stylu. Ja lubię. W tej książce jest wszystko, czym (przynajmniej dla mnie) powinna charakteryzować się dobra proza: wyraźni bohaterowie i ich problemy, które kończą się tak zwycięstwami, jak i porażkami, bogate tło w postaci tej biedniejszej i bardziej zacofanej części Ameryki (USA-B aż chciałoby się może powiedzieć), jak i kapitalny język, w czym ogromna zasługa pani Kai Gucio, tłumaczki tej pozycji.

No i właśnie ten język. To on, poza wszystkim co w tej książce jest świetne, dla mnie stanowił największą przyjemność przy odbiorze tekstu. Ten język po pierwsze doskonale przystosowuje się do opisywanych wydarzeń, a po drugie narracja błyszczy spostrzeżeniami, dygresjami i obserwacjami świata podanymi w ironiczny sposób. No miło mi się robi, kiedy czytam takie zdania jak: leżałem na poduszkach kanapy i słuchałem jak Maggot chrapie. Spał jak zabity, tylko głośniej albo: To był taki jesienny dzień, kiedy świat sprawia wrażenie, jakby zaraz miał zmienić zdanie na każdy temat. O ile zwykle sam piękny język wystarcza mi do tego, żebym w lekturze znajdował ogromną radość, tak tutaj jest on tylko wisienką na torcie. A tort ten sam w sobie jest wyjątkowo apetyczny.

Sympatyzowałem z bohaterami, część ich problemów znałem z autopsji, część potrafiłem sobie wyobrazić, o części nie miałem pojęcia a i wyobraźni mi nie wystarczało (choć to ostatnie to akurat dobrze, bo fragment dotyczący problemów narkotykowych był mi zupełnie obcy, a nawet męczący, ale chciałbym, żeby obcy pozostał na zawsze). Polubiłem w tej książce szczególnie Tommyego, poczciwą duszę, który mimo niesprzyjających okoliczności cały czas był takim jakim był naprawdę (a był bardzo w porządku) i, chyba jako jeden z nielicznych, wygrał na tym całkowicie. Podobało mi się to, że momentami w tej całej beznadziei pojawiała się nadzieja. I to, że nawet jeśli ta nadzieja zawiodła, to i tak Demonowi udawało się znaleźć siłę (i nadzieję) żeby spróbować jeszcze raz. Ogromnie mi się ta książka przypadła do gustu, bardziej chyba niż pierwowzór, który momentami bywał jednak swoją archaicznością męczący. A teraz sam może pójdę spróbować umieścić na przykład kapitana Ahaba na jakimś – bo ja wiem? – statku kosmicznym?
4d2741ff-a793-49d0-93b8-5265a11dbc09
Wrzoo

@George_Stark

Poza tym, nawet jeśli nie zna się pierwowzoru, Demon Coppehead sam w sobie jest kawałkiem kapitalnej lektury. Jeśli oczywiście lubi się długie powieści w starym, nudnym stylu. Ja lubię. 


Amen.

Nie pamiętam, czy już czytałeś, ale jeśli masz ochotę na coś podobnego, to "Lincoln Highway" oraz "Dobre wychowanie" Amora Towlesa przypadną Ci do gustu. O "Dżentelmenie w Moskwie" już nawet nie wspominam

Zaloguj się aby komentować

A, jeszcze jeden. Tym razem protest-sonet:

***

Fabryki wzruszeń

Precz! Przepadnijcie fabryki wzruszeń!
Co, żeby normę swą sprzedażową
wyrobić, produkujecie co dzień masowo
ogrom historii pustych. Wydmuszek.

I wsadźcie se w dupę te scenariusze,
że on ją kocha, a ona kogoś
ale na koniec są jednak ze sobą
bo on do sprytnych uciekł się sztuczek.

Bo potem baba przed tivi łzy roni,
i po kolejną chusteczkę sięga
i jeszcze pretensje ma do swego męża:
"Że czemu my nie mamy jak oni?"

Aż w końcu męża z domu wygoni
i przed tivi zaczeka na księcia.

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

No i sonet di proposta
spawaczatomowy

@George_Stark

Że czemu my nie mamy jak oni?

1bd1bdb6-f1df-4853-87c5-7bf059812da9
splash545

@George_Stark hah, dobre, celne Widzę, że wena rozpiera

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio koleżanka @Wrzoo stwierdziła, że dwa wersy, które mi się napisało są bardzo życiowe. To proszę, teraz cały wytwór będzie bardzo życiowy:

***

Pasek
czyli Wykład o męskiej dojrzałości

Pozwólcie że sprawę wstydliwą poruszę.
(Ktoś w sali nagle chrząknął nerwowo,
inny zaś szepnął jakby: "O zgrozo!")
Panowie! Z wiekiem urośnie nam brzuszek.

Choćbyśmy na siłce cierpieli katusze,
choćbyśmy odżywiali się wyłącznie zdrowo,
do sauny chodzili na kąpiel parową,
to bebzon i tak obrośnie nam tłuszczem.

Co robić? Z czułością pogłaskać się po nim,
przed lustrem sięgać, gdzie wzrok nie sięga,
i wiążąc buty nie schylać się. Klękać.

A jeśli ochota nas najdzie uronić
łzę nad swym ciałem: były Adonis,
to być jak pasek. Zwyczajnie: nie pękać.

***
#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta
splash545

to być jak pasek. Zwyczajnie: nie pękać.

To fajne

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ widzę że dziś Wam wesoło, to proszę: wytwór dla równowagi:

***

Smutek

Na stole leży złoty łańcuszek,
pamiątka po tym, co kiedyś był z Tobą.
A miejsce po nim nową osobą
wnet wypełniłaś. Na imię mu Smutek.

To z nim policzek do swych poduszek
przykładasz teraz cowieczorowo.
Śniadania, kolacje jadacie ze sobą
a on przysięga: "że Cię nie opuszczę".

Czasem uraczy Cię masażem skroni
lub przez żołądek do serca sięga.
Znasz dobrze ten ucisk. Jego potęga
sprawia, że nie da się przed nim obronić.

Zresztą, jak chciałabyś się przed nim chronić?
On przecież i tak gdzieś wyjdzie zza węgła.

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta
Wrzoo

@George_Stark bardzo mi się podoba ta część o masażu skroni i żołądku, to życiowe jest

Zaloguj się aby komentować

Jeszcze jeden mi się napisał. O miłości. Chyba. Bo miłość podobno ma różne oblicza.

***

Mocno zdeterminowany

Ziemię zatrzymam i Słońce poruszę,
i wszelkie prawa napiszę na nowo
ażebyś była drugą połową...
Że niby nie chcesz? No to cię zmuszę.

Serce otworzę wytrychem, nie kluczem,
gdy nie zaiskrzy - wywołam pożar,
miast strzały Amora użyję noża
i, niosąc ciebie na tarczy, wrócę.

A gdy "nie" powiesz? Nie złożę broni.
Gdy powiesz "nie" to będziesz przeklęta.
Gdy powiesz "nie" to zaczniesz się lękać.

Więc twoje "nie" i tak jest tu po nic.
Bo po tym "nie" to kto cię obroni?
Oto przed tobą z pierścionkiem Ja klękam.

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta
Piechur

Pięścionkowi trudno powiedzieć "nie"

splash545

miast strzały Amora użyję noża

i, niosąc ciebie na tarczy, wrócę.

To fajne

George_Stark

@splash545


Dziękuję.


Tym razem nasze opinie się jednak różnią.

moderacja_sie_nie_myje

@George_Stark Podoba mi się

Zaloguj się aby komentować

Zapraszam na pierwszy mój wytwór w XXVI edycji (jej, to już pół roku!) zabawy #nasonety w kawiarence #zafirewallem !

Ponieważ część słów ze sonetu di proposta powtórzyłem, jeśli Szanowna Komisja w osobie @KatieWee uzna, że wiersz należy zdyskwalifikować, nie będę miał tego za złe.
A nawet się ucieszę.

***

Mariuszek
czyli Mamina medycyna
albo Cykl owocowo-zdrowotny

Nabrał czapkę pełną gruszek
a więc świecił gołą głową.
Z gołą głową to niezdrowo.
Rozchorował się Mariuszek.

Mama sok z tych jego gruszek
mu zrobiła. Rusza głową!
Soku napić się jest zdrowo!
Do zdrowia wraca Mariuszek.

Znów do sadu coś go goni
choć mama do modłów klęka
no bo się o syna lęka

a tymczasem przy jabłoni
Mariuszka aż świerzbi ręka
i znów tam po czapkę sięga.

***

#poezja
#tworczoscwlasna
KatieWee

@George_Stark nie ma tak dobrze!

George_Stark

@KatieWee


Przynajmniej spróbowałem.

Zaloguj się aby komentować

Jeszcze jeden mi się napisał, więc proszę:

***

Żegnaj, Ewa
czyli o wierności małżeńskiej mimo pokusy

Daj uczucia chociaż gram!
Wszystko inne jakoś znoszę,
tylko - kiedy Cię nie ma -
rozsypuję się. Jak proszek.

Chcę Cię chociaż trochę mieć.
Chcę do stołu z Tobą siadać.
Czy to grzech tak kogoś chcieć?
I czy "chcieć" to już jest zdrada?

Od w głowie projekcji
dostaję obsesji
i ona wzrasta.

Wyjadę z miasta,
z naszego Tczewa.
Więc żegnaj, Ewa.

***

#nasonety
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I sonet di proposta

EDIT: I apel na koniec: proszę pisać sonety, dużo sonetów! Żebym przypadkiem nie wygrał, bo zasady są jasne!
Piechur

Będzie płakać? Szalejesz jak zawsze

George_Stark

@Piechur


Dziękuję.


A w sprawie płaczu, to trzeba Ewki zapytać. Ewa to inna historia, już dojrzalsza.

Zaloguj się aby komentować

Sam nie do konca wiem co autor miał na myśli, ale dla mnie brzmi niezrozumiale - a więc artystycznie - to i toto wklejam:

***

Poczucie winy

Sam
pod kloszem
trwam.
Przeproszę?

Uciec?
Obawa.
A więc
upadam.

To grzech świecki.
Wąż zdradziecki.
A ja? Gwiazda.

Wygasła.
Potrzeba?
Przebacz.

***

#nasonety (edycja XV)
#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I utwór di proposta
Wrzoo

@George_Stark rusza duszę!

splash545

Minimalizm pełną gębą

George_Stark

@splash545


Tam jest cztery słowa ponad minimalizm. W trzeciej strofie konkretnie. Ale jeszcze wszystko przede mną.

splash545

@George_Stark jest co poprawiać ale to dobrze, jeszcze nie osiądziesz na laurach

Zaloguj się aby komentować

Miłe Poetki, mili Poeci! Goście wspaniałej kawiarni #zafirewallem!

Tydzień minął, jak to się mówi, jak z bicza trzasnął (albo strzelił) i oto czas najwyższy żeby zamknąć XXIV edycję konkursu #nasonety ogłaszając #podsumowanienasonety!

Kiedy wczoraj pomyślałem o tym podsumowaniu, przyszło mi do głowy że ta edycja będzie o tyle wyjątkowa i być może miła dla uczestników, że każdy, kto zgłosił się do konkursu, zajmie miejsce na podium. Na koniec jednak, niczym kleszcz (a więc pajęczak) z drzewa spadł nam jeszcze jeden uczestnik: @splash545 ! Co jest oczywiście powodem do radości, mimo że zepsuło mi koncepcję tego zdania o mieszczeniu się na podium i musiałem je przeredagować tak, żeby pasowało do rzeczywistości. Poza tym mamy zachowaną proporcję płci, co oznacza, że moglibyśmy stworzyć jakąś radę nadzorczą spółki czy coś takiego. A to też jakiś plus.

Tyle tytułem wstępu, a teraz, nie przedłużając, przechodzę do rzeczy.

***

W XXIV edycji konkursu #nasonety uczestniczyły cztery (IV) osoby (bo tyle się zgłosiło), które nadesłały siedem (VII) wytworów (kolejność chronologiczna):

Tuwimem autorstwa koleżanki @moll (13 punktów)

O hodowcy, któremu ktoś kiedyś podłożył świnię autorstwa kolegi @George_Stark (11 punktów)

Stepy buckinghamskie autorstwa koleżanki @Wrzoo (18 punktów)

Moc przebaczenia autorstwa koleżanki @moll (18 punktów)

Jak my ze szwagrem dom wyrychtowali autorstwa kolegi @George_Stark (13 punktów)

Samuraj z roninem autorstwa kolegi @splash545 (15 punktów)

Z ważności terminem autorstwa koleżanki @moll (15 punktów)

Zdecydowałem, że w tej edycji kryterium oceniania będzie vox populi, a nawet jego suma i w ten sposób końcowa klasyfikacja przedstawia się następująco:

1. @moll – 46 punktów
2. @George_Stark – 24 punkty
3. @Wrzoo – 18 punktów
4 @splash545 – 15 punktów

@moll – gratuluję serdecznie!

***

Jak to jednak u nas w kawiarence drzewiej bywało, nie zawsze zwycięzcą zostaje ta osoba, która zdobyła największą liczbę punktów albo zajęła pierwsze miejsce. Tak będzie i tym razem, a to z następujących przyczyn:

koleżanka @moll , jako pierwsza osoba, która spełniła jeden z warunków (obu nie spełnił nikt) otrzymania złotej karty (lub jokera, jeśli ktoś woli) odebrała swoją nagrodę specjalną. Wolała złotą kartę i, zapytana czy woli użyć jej w celu zapewnienia sobie zwycięstwa czy wręcz przeciwnie, zdecydowała że wybiera „wręcz przeciwnie”, wobec czego uniknęła zostania zwycięzcą;

kolega @George_Stark, który był organizatorem tej edycji i przyznawał złotą kartę (lub jokera, jeśli ktoś woli) przyznał złotą kartę koleżance @moll , więc został mu joker, którego również zdecydował się użyć w celu „wręcz przeciwnie” i w ten sposób on również zwycięzcą tej edycji nie zostaje.

Wobec powyższego zwycięzcą XXIV edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem zostaje koleżanka @Wrzoo (bo nie ma się czym bronić)! @Wrzoo: gratulacje! Prosimy Cię teraz o zorganizowanie kolejnej, XXV edycji naszego konkursu!

***

No i na koniec: nagrodę Złotego Pajęczaka Niespodziewanie Spadającego Z Drzewa oraz medal za zajęcie Pierwszego Miejsca Poza Podium otrzymuje kolega @splash545! Również gratuluję!

***

I to by było tyle we właśnie zakończonej XXIV edycji. Do zobaczenia w następnych, mam nadzieję!
splash545

@George_Stark dziękuję za tego złotego pajęczaka Dobrze, że jednak nie złotego kleszcza bo to jedyne pajęczaki, których nie szanuje

splash545

A ja chciałem przyznać honorową nagrodę dla @George_Stark za największe pokomplikowanie zasad w historii konkursu! Gratuluję!

George_Stark

@splash545


Panie! To była najtrudniejsza i najbardziej skomplikowana manipulacja jakiej się w życiu dopuściłem. A jeszcze musiałem się postarać żeby była jawna i oczywista!

splash545

@George_Stark dlatego nagroda się należy!

Wrzoo

@George_Stark Ej, tak się nie robi xD Ja tu przyszłam się bawić, a nie pracować!

George_Stark

@Wrzoo


No to potraktuj ten obowiązek jako zabawę.

splash545

@Wrzoo dobrze, że zachowałaś tradycję i zwycięstwo przyjęłaś z niechęcią A i pamiętaj, że teraz Ty ustalasz zasady i możesz się zemścić! xd

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ w bieżącej, XXIV edycji konkursu #nasonety, która trwa właśnie w kawiarni #zafirewallem to ja jestem organizatorem i to ja pełnię zaszczytną funkcję jury, to na pewno jej nie wygram. W związku z tym mogę sobie pozwolić na pełną swobodę twórczą. Swobodę twórczą wyrażającą się głównie w ilości jednak:

***

Jak my ze szwagrem dom wyrychtowali

Kominek? Pominę.
I raczej drabinę
widziałbym tutaj, a nie że schody.
Wiem, to niezgodne jest z planem budowy,
ale plan taki to w sumie nam po co?
My po mojemu zrobimy! Na oko!
Styropian dwudziestka? Wystarczy piątką!
Cement nie kielnią się kładzie, a szczotką!
W ten sposób każda najmniejsza szczelinka
na pewno nam wyjdzie. No patrz: cud-spoinka!
A legar spokojnie możesz wziąć mniejszy,
to nawet rozsądne przy cenach dzisiejszych.
I mówisz że jeszcze chcesz przyjrzeć się tynkom?
Daj spokój! Mówię ci przecież, że to trzeba tylko
olejną pociągnąć. A kolor? Malina!

Budowa skończona. Dom jakoś się trzyma.
Zaproszę doń szwagra - prawie rodzinę.
Gdy się zawali, to razem z nim zginę.

***

#poezja
#tworczoscwlasna

I utwór di proposta

Zaloguj się aby komentować

414 + 1 = 415

Tytuł: Ucieczka z Chinatown
Autor: Charles Yu
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Jesteście tutaj, niby w tym kraju nowych możliwości, ale jakimś cudem wciąż tkwicie uwięzieni w atrapie swojej dawnej ojczyzny.

Ponieważ jakiś czas temu przeczytałem Yellowface pani Kuang, mogę w związku z tym faktem uchodzić za eksperta w sprawach chińskiej mniejszości w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. I z takim właśnie podejściem zabrałem się za Ucieczkę z Chinatown pana Charlesa Yu.

Nie to, to wyżej to taki mi się napisało tylko, bo ten temat nie jest mi w żaden sposób bliski. Choć, jeśli historia opowiedziana jest w sposób zajmujący to w zasadzie o wszystkim chętnie przeczytam. Tym bardziej, jeśli w treści potrafię znaleźć elementy, które w jakiś sposób są mi bliskie. Z którymi mogę się utożsamić albo po prostu są dla mnie interesujące. Jak się okazało w Ucieczce z Chinatown pan Yu spełnił wszystkie powyższe warunki.

Zaczęło się wcale nie tak różowo. Nie jestem fanem eksperymentów z formą. Być może nauczony doświadczeniem, że kiedy autorzy takie eksperymenty rozpoczynają, to gdzieś im tam gubi się treść (tutaj tradycyjne ukłony w stronę mojego ulubionego noblisty, pana José Saramago). I to było pierwsze zaskoczenie, bo wprowadzenie do powieści elementów scenariusza filmowego (albo, może tak będzie bliżej, do scenariusza filmowego elementów powieści) dało zaskakująco dla mnie pozytywny efekt. Książka jest niesamowicie dynamiczna, jak „azjatycki” film o kung-fu. „Azjatycki”, bo jednak hollywoodzkiej produkcji.

W tym wszystkim pan Yu nie zapomniał o treści. A ta treść, przedstawia życie Typowego Azjaty (Numer Jeden, albo Numer Dwa) jako rolę w filmie. W filmie, gdzie wszystko ma swoje miejsce i jeśli masz azjatyckie rysy twarzy, to zawsze będziesz Tym Azjatą. Najwyższym poziomem w życiu jaki możesz osiągnąć, nieważne jak będziesz sprawdzał się na innych polach, nieważne jakie uniwersytety i z jakim wynikiem skończysz, jest zostanie Gościem od Kung-Fu. Co zresztą jest twoim marzeniem. Jakie masz inne wyjście? Możesz zostać jeszcze kucharzem. Jak Typowy Azjata.

Ta książka to zgrabna, wciągająca opowieść o klasowości, o nowoczesnych „kastach” występujących w wielokulturowych społeczeństwach związanych z pochodzeniem. O uprzywilejowaniu jednych kast i pokrzywdzeniu innych. I o niemożności odnalezienia się, nawet wewnątrz swojej kasty. To też opowieść o gubiących nas nadmiernych ambicjach i „tradycyjnym” sposobie patrzenia na rzeczywistość. I o ucieczce z tego wszystkiego. Albo zaplanowanej, wyprawowanej, takiej do której się sukcesywnie dąży i czasami się nawet udaje, albo rozpaczliwiej, która jest wynikiem duszenia się, bezsilności, miotania się i następującej po nich rozpaczy. I kończącej się jednak źle.

W czasie lektury rozdziału SPRAWA ZAGINIONEGO AZJATY miałem mocne skojarzenie z Procesm pana Kafki. Ja tej książki, Procesu, nie lubię. Nie odpowiada mi to, co według opinii tych, którzy mają inne o niej zadanie niż moje stanowi o jej sile: jej klimat. Podoba mi się natomiast sam pomysł na postawienie bohatera w stan oskarżenia wbrew logice i w zasadzie bez powodu. Tak, w Ucieczce z Chinatown ten powód niby jest, ale jest tak absurdalny (a sam proces jeszcze bardziej), że chyba to jest jeszcze straszniejsze niż samo oskarżenie nie wiadomo o co, jak u pana Kafki.

To książka którą czyta się szybko i, choć dotyczy kultury z którą mam mało wspólnego i dzieje się na drugim końcu świata to wiele elementów było mi bliskie i znajome. Zastanawiam się teraz czy to dowód na globalizację, czy też może na to, że ludzie mają ze sobą z jakiegoś powodu wiele wspólnego: pragnienia, lęki, sposoby działania, organizację swoich społeczności. Niezależnie od kultury i wychowania.
36f12ac5-257c-4e3c-be6e-d1aa057b4a34
Budo

No i namówił żeby dodać do listy ;)

Zaloguj się aby komentować

413 + 1 = 414

Tytuł: Gruby
Autor: Michał Michalski
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Gdy wróciłem z obozu, ojciec na mój widok tylko uśmiechnął się pod wąsem. Cieszy mnie to, ale poza tym uśmiechem nic nie powiedział. Trochę szkoda, ale to i tak więcej, niż się spodziewałem.

Tak mi ta książka wyskoczyła w katalogu Legimi i pomyślałem sobie: „a sprawdzę co tam we współczesnej rodzimej literaturze słychać” i potraktowałem ją jako próbkę „reprezentacyjną”, bo przecież tak jakby sama mi się wylosowała.

No i co dostałem? Ano historię o dwunastolatku, tytułowym Grubym (nazywanym też Bułą), który wraca z obozu paramilitarnego, na który wysłała go babcia (przy okazji przeznaczając na ten wyjazd wszystkie jego, to znaczy Grubego, oszczędności). Z obozu Gruby wraca odmieniony. Przynajmniej fizycznie. Bo jeśli nawet da się schudnąć, to zmienić się jest trudniej. Tym bardziej, że metody wojskowe nie są chyba najlepszą drogą do wprowadzenia zmian w życiu kogokolwiek, a już zupełnie w życiu dwunastolatka. W dodatku dwunastolatka zagubionego, odrzuconego i pozostawionego zupełnie bez wsparcia, nawet ze strony najbliższych. Czyli po obozie, który miał Bułę zmienić, Buła wraca taki sam, choć chudszy. Ale i to nie potrwa długo, bo przecież receptą na problemy jest „dobrze pokeczupiona zapiekanka” ze szkolnego sklepiku, prowadzonego przez panią, która jest jedną z dwóch (a później trzech) „bliskich” mu osób. Choć gdyby ta trzecia znajomość się nie pojawiła, to może byłoby lepiej?

Historia opowiedziana jest w formie wspomnień grubego, który, wychowany w takim a nie innym środowisku operuje językiem, jakim operuje. Ten język jest wulgarny, ale pasuje do opowiadanej historii i nawet buduje klimat opowieści. Choć to opowieść w zasadzie o niczym. Bo niby jest fabularny wzrost postaci a później upadek, ale ta krzywa charakteru Grubego jakaś taka płaska. I może celem autora było oddanie nastroju małego miasteczka w latach dziewięćdziesiątych, i jeśli tak, to w zasadzie mu się udało, tylko pytanie: po co? Brak tej historii nawet nie tyle rozmachu, co w ogóle jakiejś głębszej treści. Bo Gruby, którego dostajemy od pana Michalskiego, to, takt, opowieść spójna, fakt, wiarygodna, ale ani w niej nic specjalnego (w żadnej warstwie), ani odkrywczego, ani zachwycającego. Jest zgrabnie, jest jak powinno być. Jest po prostu poprawnie.

Nie mam po lekturze poczucia straconego czasu, bo czytało się to mimo wszystko przyjemnie (i szybko, bo jest krótka). Ale skończyłem tę książkę kilka dni temu, a już wiele rzeczy mi z niej uleciało. Czyli, gdybym jej wcale nie przeczytał, to pewnie niewielka byłaby różnica w moim czytelniczym życiu. Albo może nawet i nie byłoby żadnej różnicy?

No i tak to sprawdziłem co w we współczesnej rodzimej literaturze słychać i wracam chyba do klasycznych powieści gdzieś z początku XIX wieku.
5764244c-02f3-479b-a767-db1b03abd68d

Zaloguj się aby komentować

Wracając do nurtu poezji świnskiej, bawiąc się w świetną zabawę dosłownego traktowania przysłów oraz starając się, wzorem pana Tuwima, autora utworu di proposta , zastosować w moim wytworze klamrę kompozycyjną, przystępuję oto do XXIII edycji konkursu #nasonety w naszej wspaniałej kawiarni #zafirewallem :

***

O hodowcy, któremu ktoś kiedyś podłożył świnię

Ktoś kiedyś podobno podłożył mu świnię.
Malutkiego prosiaczka ten ktoś miał mu przynieść.
Być może przypadek, lecz człek ten wiekowy
hodował już przecież indyki i krowy.

I ponoć ten prosiak to puścił doń oko
i tym go zachwycił, i w ten sposób oto,
choć mówią, że skłaniał się raczej ku owcom,
to świń postanowił zostać hodowcą.

Dokupił maciorę, dorodna to świnka,
i był kompletna już świńska rodzinka.
Lecz żeby swe stadko szybciej powiększyć
wymyślił, że rozpłód ma być wydajniejszy.

Na targu wykupił co dało się tylko
i harem mu stworzył, lecz wersję świńską,
i w taki to sposób ten prosiaczek młody
knurem się musiał stać rozpłodowym.

Trudy zadania prosiaczek wytrzymał,
hodowcy zaś żal było mu młode zarzynać
i teraz sam chodzi podkładać on świnie
innym hodowcom po calutkiej gminie.

***

#poezja
#tworczoscwlasna
splash545

Hah dobre! Takiego zakończenia się nie spodziewałem

Zaloguj się aby komentować

No dobrze, moi Drodzy!

To znaczy dobrze dla Was, bo do mnie jednak mniej dobrze. Wena mnie poniosła i niestety zdarzyło mi się wygrać, a teraz muszę przełknąć tę gorycz zwycięstwa i wywiązać się z kawiarnianych obowiązków otwierając XXIV edycję konkursu #nasonety w naszej wspaniałej kawiarni #zafirewallem !

W pewnym momencie uświadomiłem sobie (ponieważ kolega @moderacja_sie_nie_myje podał zasady oceniania ogłaszając konkurs – ja tego nie zrobię) że zagraża mi to zwycięstwo i zapobiegawczo wówczas zacząłem szukać już jakiegoś zgrabnego utworu, bo z czasem u mnie bywa ostatnio różnie. Doznałem w tych poszukiwaniach jakiegoś oświecenia, a oświecenie to wprawiło mnie w zdumienie, bo oto dotarło do mnie nagle, że nie układaliśmy jeszcze nigdy naszych wytworów do tekstu autorstwa pana Juliana Tuwima, który w dużym stopniu (choć bezwiednie) przyczynił się do tego, że bawimy się tutaj tak, jak się bawimy. A mam nadzieję, że bawimy się tutaj dobrze.

Pan Tuwim sonetów nie pisał (a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo – jeśli się mylę, proszę mnie poprawić), znalazłem wobec tego inny jego utwór. Utwór niesamowicie zgrabny, dowcipny, ale i skłaniający być może do refleksji. Utwór, który bardzo lubię i utwór do którego, taką mam nadzieję, będzie nam się dość łatwo układać. A utwór ten poniżej:

***

Julian Tuwim
Karta z dziejów ludzkości

Spotkali się w święto o piątej przed kinem
miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.
Tutejsza idiotko — rzekł kretyn miejscowy
czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?
Miejscowa kretynka odrzekła: — Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.
Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
i poszedł do kina z tutejszą idiotką.
Na miłym macaniu spłynęła godzinka
i była szczęśliwa miejscowa kretynka.
Aż wreszcie szepnęła: — Kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.
Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
miejscowy idiota z tutejszą kretynką.
Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.
W ten sposób dorobią się córki i syna:
idioty, idiotki, kretynki, kretyna,
By znowu się mogli spotykać przed kinem
tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.

***

Zanim przejdę do kwestii formalnych, chciałbym jeszcze Państwa uwadze polecić (nie mógłbym się przecież przed tym powstrzymać) wspaniałą muzyczną interpretację powyższego tekstu w wykonaniu pana Grzegorza Turnaua . Znam jeszcze wersję pani Krystyny Sienkiewicz i pana Wojciecha Poko ry, jednak ta wersja podoba mi się mniej. Gwoli przyzwoitości linkuję ją jednak również.

***

A teraz rzeczone już kwestie formalne:

Sonet, jako gatunek o ściśle określonej budowie, zawiera czternaście wersów. Utwór di proposta autorstwa pana Tuwima zawiera natomiast tych wersów dwadzieścia. Czyli za dużo. Żeby zbytnio Was nie nadwyrężać, zadanie konkursowe obejmuje tylko pierwszych czternaście wersów. Wiem, że niektórzy z Was mają problemy z liczeniem, więc, żeby ułatwić im zadanie, słowa, do których w ramach konkursu będziemy rymować, pozwoliłem sobie pogrubić.

Jednakowoż (choć jeszcze nie wiem jak będę tę edycję oceniał) postanowiłem ustanowić w tej edycji złotą kartę (albo jokera, jeśli ktoś woli). Otrzyma ją osoba, która jako pierwsza ułoży wiersz di risposta obejmujący całe dwadzieścia wersów oraz każdego idiotę/idiotkę i kretynkę/kretyna zastąpi tym samym rymującym się słowem w odpowiedniej odmianie, takiej jaka jest w oryginale. Jeśli drugi z warunków nie zostanie spełniony (nie wiem czy to w ogóle możliwe, nie sprawdzałem), wówczas złotą kartę (albo jokera, jeśli ktoś woli) otrzyma osoba, która jako pierwsza spełni tylko warunek pierwszy. Co daje ta złota karta (albo joker, jeśli ktoś woli)? Ano, jej (albo jego, jeśli ktoś woli) zdobywca (albo zdobywczyni) dostanie ode mnie tyle punktów (dodatnich lub ujemnych), że wygra tę edycję (jeśli będzie sobie tego życzył) albo na pewno jej nie wygra (jeśli nie będzie tego sobie życzył).

Ze względu na moje dość ograniczone możliwości czasowe, ta edycja będzie krótsza. Będzie trwała do piątku, 17 maja 2024, do godziny 12.00. Tak, żebym na pewno zdążył napisać podsumowanie w piątek i nie blokował startu kolejnej edycji konkursu.

Tyle chyba na początek ode mnie.

Weny życzę i wyśmienitej zabawy!
KatieWee

@George_Stark to ja tak dla formalności - pan Tuwim sonety pisał. Znam jeden jego własny i jedno tłumaczenie z Rimbauda, pewnie jest ich więcej.

George_Stark

@KatieWee O, dziękuję. W takim wypadku poszukam.

Zaloguj się aby komentować

406 + 1 = 407

Tytuł: Hanka. Opowieść o awansie
Autor: Maciej Jakubowiak
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Długo myślałem, że nie mam nic do opowiedzenia. Ani moje dzieciństwo na osiedlu z bloków z wielkiej płyty, ani sportowa nostalgia Hanki, ani wojenne historie Albiny nie pasowały mi do tego, co znałem ze szkoły i z książek.

[…] tymczasem okazało się, że najciekawsza historia, jaką mam do opowiedzenia, to ta o Hance i Albinie. I kto tu jest nikim?

Te dwa cytaty, pierwszy z końcówki, a drugi z początku książki, mówią o niej wiele. Bo autor, pan Jakubowiak, zdecydował się opowiedzieć czytelnikowi o swojej matce. Problem w tym, co sam przyznaje w pierwszym rozdziale, że jego matka była nikim. To taka pani, którą widuje się w sklepie, mówi się jej „dzień dobry”, zna się ją z widzenia, ale w zasadzie nic nie da się o niej powiedzieć. W zasadzie, jeśli ktoś mieszkał na Górnym Śląsku, to mógł nawet dokładnie tę kobietę spotkać kiedyś w przychodni, usiąść obok niej w autobusie albo minąć na chodniku. Takich „spotkań” funkcjonująca w jakiś sposób w społeczeństwie osoba co dzień przeżywa setki, jeśli nie tysiące i w zasadzie żadnego z nich nie pamięta. A może właśnie obok Ciebie siedziała przed chwilą bohaterka książki?

Jednym z tych wielkich, którzy zauważyli, że najtrudniej jest pisać o zwykłym życiu, o szarej codzienności (a przy tym i o zwykłych, szarych ludziach) był pan Umberto Eco. Bo rzeczywiście, jeśli autor nie za bardzo ma co przedstawić – kogo interesuje czytanie o normalności, kiedy dwa regały dalej jest świat do uratowania? – to albo musi nadrabiać umiejętnościami narracyjnymi, albo te szczątki historii, te anegdoty wręcz, bo Hanka to nie jest spójna fabuła, musi rozgrzebać do granic możliwości, spojrzeć na nie pod różnymi kątami, a i jeszcze jakoś jedne z drugimi powiązać. Panu Jakubiakowi obie te rzeczy udały się świetnie. Pewnie ze względu na materiał, jakim dysponował wybrał formę esejów (lubię), językiem, jako człowiek profesjonalnie zajmujący się literaturą i językiem, operował świetnie (lubię jeszcze bardziej), a na dodatek tę Hankę, swoją matkę, nikogo w sumie potrafił przedstawić w niezwykle barwny i interesujący sposób. Głównie przez to, że to był świetny portret żywego człowieka – a to to już uwielbiam.

Książka opowiada w zasadzie nie tylko o tej tytułowej Hance, matce autora, ale też o Albinie, jego babci, a przede wszystkim o nim samym. Tak ją właśnie odebrałem – trochę jako próbę zrozumienia (albo poszukania) siebie spoglądając przez pryzmat swoich przodków. I niby autor kilka razy w treści książki wspomina o rosnącym w siłę nurcie we współczesnej polskiej literaturze „historii ludowej”, o tych wszystkich Chłopkach pani Kuciel-Frydryszak (nie czytałem), Służących tej samej autorki (też nie czytałem) czy (tego akurat nie wspomina, ale czytałem i zaliczyłbym chyba do tego nurtu) Nic się nie działo pana Markiewy, to mnie przede wszystkim Hanka przypominała trzy inne książki, które zaliczyłbym do dwóch różnych kategorii. Po pierwsze przypominała mi Pokolenie '89. Młodzi o polskiej transformacji pana Jakuba Sawulskiego, bo liczba tekstów źródłowych, odwoływanie się do badań i aktów prawnych, którymi autor budował tło pozwala uzyskać jakiś obraz transformacji ustrojowej w Polsce. Dla mnie ten obraz jest o tyle bliższy niż ten przedstawiony przez pana Sawulskiego, że jest dużo bardziej plastyczny. Opowiedziany za pomocą bohaterów, a nie faktów. Może mniej przekrojowo, może mniej kompleksowo, może anegdotycznie i z pewnym nawet zafałszowaniem obrazu, ale ja tak wolę. Kolejnymi dwoma tytułami, z zupełnie innej kategorii są książki Rzeczy, których nie wyrzuciłem pana Marcina Wichy i Bezmatek pani Miry Marcinów. Czyli po prostu opowieści o matce.

Co mnie w tej książce uderzyło i co z niej zapamiętam? Po pierwsze to, czym dla Hani była praca, czym w ogóle praca jest dla ludzi w jej pokoleniu. A może nie tylko jej pokoleniu? To temat, który mam w głowie gdzieś od dłuższego czasu, pamiętam, ze w którymś z esejów zebranych w tomie Po piśmie pisał też o tym pan Jacek Dukaj. Chodzi o to, że na pytanie „kim jesteś?” często automatycznie odpowiadamy podając swój zawód: „jestem inżynierem”, „jestem piekarzem”. Tak samo było ze sportretowaną w książce Hanką. Tak jakby praca nadawała jej życiu jakiś rytm (albo może nawet sens?), a kiedy przeszła na emeryturę, kiedy praca się skończyła, to skończyła się również Hanka (nie dam głowy, czy autor nie ujął tego w taki właśnie sposób, ale tak mi się wydaje). Zwróciło to moją uwagę, bo sam potrafiłbym kilka takich przykładów podać, niekoniecznie literackich.

Drugą natomiast rzeczą, którą zapamiętam, jest to, jak wiele autor przypuszczał, zakładał czy odtwarzał. Nie jest to zarzut dotyczący konfabulacji, bo w wielu miejscach zaznacza, że są to jego domysły. Bardziej zmroził mnie wniosek dotyczący tego, jak daleko od siebie żyjemy, jak mało o sobie wiemy i jak mało ze sobą rozmawiamy. Bo jeśli tak trudno jest odtworzyć historię własnej matki, przynajmniej tę sprzed własnego nawet nie narodzenia, ale pojawienia się trwałej pamięci, to albo ona o tym nie za bardzo opowiadała (dlaczego?), albo nie za bardzo się ją o to pytało (dlaczego?).

***

Pisałem gdzieś tam wyżej, że autor świetnie operuje językiem. Doskonałym na to przykładem może być monolog Albiny z Rozdziału trzeciego, w którym uprawia się sporty (w ogóle samo tytułowanie rozdziałów jest w tej książce świetne) składający się na w zasadzie cały podrozdział Przeprowadzka. To jedno długie, ciągnące się przez kilka stron zdanie, tak wspaniale pozwala wczuć się cały wachlarz emocji i racji Albiny, które być może przeżywała i rozważała podejmując taką a nie inną decyzję, to zdanie jest po prostu wspaniałe.

Z oczywistych względów nie będę opisanego wyżej monologu cytował, na koniec zostawię jeszcze dwa cytaty, które szczególnie mi się podobały, bo i porównaniami pan Jakubowiak potrafi operować świetnie, a ja cytaty ogromnie lubię:

Na dwunastogodzinnych zmianach nudziliśmy się w sposób, jakiego nie przewidział nawet Samuel Beckett [...]

Bo i on był mężczyzną z Sèvres […]

EDIT: No i zapomniałem się odnieść do tego "awansu" z podtytułu. Ech...

EDIT 2: A i społeczność nie ta. No cóż, od jutra będę bardziej zorganizowany. Codziennie to sobie powtarzam!
e4b27b9f-fe7f-473e-8b48-e58651d47be8
serotonin_enjoyer

@George_Stark Fajna recenzja, zachęca mnie do sięgnięcia po tą książkę

George_Stark

@serotonin_enjoyer 


Dziękuję. Jeśli lubisz książki o niczym i nikim, to tak, polecam. A jeśli dodatkowo lubisz ładny, gawędziarski język i literaturę, to polecam tym bardziej. Bo trochę odniesień do literatury jest, choć to raczej smaczki, niż jakieś intelektualne szpanerstwo. Jak u mnie.

serotonin_enjoyer

@George_Stark Oj lubie, z wiekiem doceniam coraz bardziej.

Zaloguj się aby komentować

Tyle tych wytworów naprodukowałem w XXIII edycji konkursu #nasonety , która trwa jeszcze w kawiarence #zafirewallem i te rymy tak mocno zapadły mi w pamięć, że – możecie wierzyć albo nie – to, co prezentuję poniżej, ułożyło się niemal samo. A już zupełnie bez zaglądania do sonetu di prosta .

***

Pierwsza randka (Facet, który wie czego chce od życia)

– ...i zaklepałem nam salę awansem,
garnitur wiem jaki na siebie założę.
Podróż poślubna? Nad ciepłe morze.
Aaa! Tango pierwszym będzie nam tańcem.

Na sam początek małym mieszkankiem
zadowolimy się. Lecz z wielkim łożem!
Ja z twojej prawej się w nim położę.
Zobaczysz, będzie nam razem jak w bajce!

Gdzie się podziała ta anielica?
Mówiła, że idzie tylko na siku...
Cholera jasna! Już trzecia dzisiaj
samego zostawia mnie przy stoliku.

A ponoć faceta, co wie czego od życia
chce, pragną kobiety. Tak napisali tu, w poradniku.

***

#poezja
#tworczoscwlasna
moderacja_sie_nie_myje

Bardzo ładnie Te rymy to mam wrażenie chodzą za nami w wielu edycjach i się powtarzają ale nie chce mi się sprawdzać

George_Stark

@moderacja_sie_nie_myje Tak, to prawda, wiele się powtarza. Ale cały czas jestem pod coraz większym wrażeniem ile z tymi powtarzającymi się rymami można zrobić.

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ wytwór ten, formalnie rzecz biorąc, nie jest w formie sonetu, więc jeśli organizator XXIII edycji konkursu #nasonety , kolega @moderacja_sie_nie_myje jest formalistą, proszę go (kolegę) o zdyskfalifikowanie go (wytworu) ze względów formalnych.

Przy układaniu go (wytworu) bawiłem się jednak świetnie, więc go (wytwór) publikuję.

***

Męski weekend z płynem w szkle

W piątek wieczorem, już po fajrancie,
spotkam się z moim kolegą Grzegorzem.
Wpierw szkło na stole równiotko rozłożę,
bo, na czym jak na czym, lecz na tym to ja znam się.

Grzegorz zaś każdy kieliszek czy szklankę
płynem wypełni w złotym kolorze
i palec zamoczy też w tym roztworze
a później przejedzie tym palcem po rancie.

I wtedy ze szkła popłynie muzyka!
Z mocą jak ze stuwatowych głośników!
Aż sąsiad, niestety, źle będzie sypiał
bo przez weekend cały grać będziem klasyków:
Bach, Mozart, Bethoven czy Wagner Ryszard,
aż w końcu nastanie niedziela wieczór.

i humor się wtedy nam zrobi do kitu.

***

#zafirewallem
#poezja
#tworczoscwlasna

I di proposta .
ErwinoRommelo

Coty przejdzie bez problemu, wszyscy zajeci errosomanskimi atakami na spawacza.

moderacja_sie_nie_myje

@ErwinoRommelo No nie wiem, nie wiem, myślę nad całkowitą dyskwalifikacją autora a nie tylko o niedopuszczenie utworu do konkursu

George_Stark

@moderacja_sie_nie_myje 


O, ja się do wniosku o dyskwalifikację przychylam!

Zaloguj się aby komentować