Wesprzyj nas i przeglądaj Hejto bez reklam

Zostań Patronem
Taki mamy ostatni wysyp sprzętu, że nie będę gorszy i też się pochwalę swoim - dotarła do mnie dziś kosmiczna betoniarka.

W zasadzie to nie kosmiczna, a bardziej planetarna. I nie betoniarka, a teleskop.

Planetarna teleskop.

Kiedy wszyscy w internecie zachwalali kompaktowość systemu Maksutova-Cassegraina, a ja patrzyłem na wymiary - raptem 18cm średnicy tuby i 40cm długości, myślałem sobie: "no faktycznie malutki teleskopik".

Rzeczywistość okazała się mniej kompaktowa i określenie "betoniarka" nie wzięło się z niczego XD

Kawał tuby, który ma rzekomo zapewnić niezapomniane wrażenia z podglądania składników Układu Słonecznego. Niestety teraz pewnie trzeba będzie czkać na pogodną noc tak ze 2 miesiące...

No i dla porównania zdjęcie z moim teleskopem do astrofoto, jest różnica
#astronomia #teleskopy #oczkcontent
Oczk userbar
da251a38-4a08-48fa-98a3-53c75240a861
ea535a1c-97da-4629-8a2a-8d355855497e
TymczasowyNick66

@Oczk Już miałem pisać że masz solidny szukacz, a to kurka ed72 przecież jest

pluszowy_zergling

Poza zastosowaniem astronomicznym może też służyć jako dość skuteczna pała na bandziorów

Zaloguj się aby komentować

Jaki był Donald Tusk 20 lat temu - na chwilę przed niespodziewanym sukcesem małej Platformy.

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk mieli do polityki stosunek szczególny – nie pragnęli władzy. Bycie szefami partii zaspokajało ich polityczne ambicje, a w jeszcze większym stopniu ich życiowe potrzeby. Władzę ma się przez chwilę, partie ma się dłużej. Polityka była nie tylko ich pasją, lecz również pomysłem na życie. Poza polityką nigdy niczego nie robili i robić nie potrafili. Nie mieli wielkich oczekiwań bytowych, ale cenili bezpieczeństwo i niezależność, jakie daje posiadanie partii.

Dla obu przełomowym doświadczeniem była utrata partii w połowie lat 90. Musieli wejść do większych formacji, posmakowali zależności od innych, poznali lęk przed wypadnięciem za burtę. Dotarło do nich, że ich upadek będzie bardziej bolesny niż większości kolegów. Tamci przeszli przez instytucje państwa, co otworzyło im drogę do karier w biznesie, bankowości czy w unijnych instytucjach. Tusk i Kaczyński tej perspektywy nie mieli. Dlatego gdy założyli kolejne partie, skupili się na nich bez reszty. Nie myśleli o władzy państwowej, myśleli tylko o partyjnym przywództwie.

Bycie liderem wystarczało Tuskowi, bo w polityce lubił tylko jej taktyczne aspekty – grę, manewry, dominacyjne rozgrywki. Władzy nie pragnął, bo była męcząca. Nie znosił długiego dnia pracy, nudy państwowych spraw, odpowiedzialności. Był typem wiecznego studenta, z głęboką niechęcią do poważnego wysiłku, rutyny. Będąc wicemarszałkiem Senatu, potrafił zasnąć, prowadząc obrady. Gdy nie spał, oglądał mecze na specjalnym ekranie. Kilka razy spotkał go wówczas Kaczyński. „Co robisz?” – pytał Jarosław. „Nic nie robię – odpowiadał Tusk – przecież jestem marszałkiem Senatu”.

W świecie ambitnych mężczyzn marzących o władzy Tusk był wyjątkowy. Kilka razy mógł zawalczyć o wejście do rządu, nigdy nie spróbował. Tłumaczył koledze:

Czy ty sobie wyobrażasz, żebym codziennie rano wstawał, chodził do jakiegoś ministerstwa, spotykał się z jakimiś ludźmi? Ja bym pierdolca dostał.

Ożywiał się wtedy, gdy musiał bronić partyjnej pozycji, przez resztę czasu zadowalał się zabijaniem czasu w barze sejmowym. Gdy został wicemarszałkiem, przestał chodzić do baru, odtąd przesiadywał w swoim gabinecie. Na spotkania przy winie trawił cały czas, z przerwą na drzemkę i piłkę nożną. Ostentacyjne lenistwo sprawiło, że świat widział w nim chłopca, tyleż uroczego, co niedojrzałego. Ale nie było to prawdą. Na politykę spoglądał zimno i trzeźwo. Widział w niej bezwzględną walkę o prymat, w której wszyscy wszystkich próbują wykończyć. Niby każdy polityk to wie, on jednak tę prawdę rozumiał wyraźniej. Nie widział w niej jednej z politycznych zasad, lecz zasadę jedyną. Zawsze go fascynowała brutalność politycznego rzemiosła. Lech Kaczyński, który Tuska lubił i znał, już w latach 90. powtarzał mu, że jest jak „cukierek w truciźnie maczany”. Wiedział, że swoją wizją polityki odbiega od inteligenckich wyobrażeń. Ukształtowały go inne przeżycia, wychował się na gdańskim podwórku, formacyjnym doświadczeniem były dla niego uliczne awantury oraz ojciec, dla którego jedynym narzędziem wychowawczym był pasek od spodni. Tusk w polskiej polityce cenił jedynie Wałęsę, a potem Millera. Choć zdobył staranne wykształcenie, nie lubił inteligenckich natur, ich miękkości, ich niezdarności w działaniu, ich naiwności w myśleniu. W szczególności nie znosił warszawskiej elity, jej napuszonych polityków, jej przemądrzałych publicystów. Uważał, że z polityki nie rozumieją nic. Gardził nimi głęboko, nawet gdy go popierali.

Co nie znaczy, że sam był twardzielem. To było jego marzenie, w rzeczywistości był miękki, niepewny, nieśmiały. Rzadko kiedy trafia do polityki tak delikatna natura. Płochliwa, niepewna. Od otoczenia wiecznie domagał się wsparcia – oklasków, uznania, a w przypadku klęski słów pocieszenia. W latach 90. nawet żona się skarżyła na jego rozlazłość: „Mąż nie jest opiekuńczy. Raczej sam wymaga opieki”. Bał się ciemności, popadał w depresję, uciekał od świata. Karmił się wtedy komunikatami, jakich domagają się chorzy i dzieci – będzie dobrze, poradzisz sobie, jesteś wielki. Gdy odzyskiwał formę, był błyskotliwy, myślący. Czarował bezpośredniością, inteligencją, dowcipem. Przez długie lata był – obok Kwaśniewskiego – najbardziej sympatyczną twarzą polskiej polityki.

Znając swoje defekty, budował siebie od nowa, z miękkiego tworzywa rzeźbił brutala. Jedne słabości eliminował, inne omijał. Na przykład nie potrafił być brutalny w kontakcie ze światem zewnętrznym, więc budował sobie gwardię, która będzie brutalna za niego. W ogóle drużyna była mu niezbędna, tylko wobec ludzi, których znał i uzależnił od siebie, potrafił być odpowiednio brutalny. Panował w niej język twardy, wulgarny. Rozmowy z tematów politycznych często zbaczały na plotki, kobiety i sport. Tusk dobierał proste natury, więc gdy panowie sobie popili, atmosfera przypominała koszary. Schetyna podchodził z tyłu do kolegów i uderzał ich w głowę. Również Tusk lubił obrażać podwładnych na oczach wszystkich, aby pokazać, kto rządzi podwórkiem. Obrywał nawet Schetyna. Te obyczaje nie były wyrazem prostackich potrzeb Tuska, to były rytuały integracyjne. W ten sposób budował twardą, lojalną elitę. Tusk zarządzał swoją gwardią tak, jak chciał, aby ona zarządzała partią. I tak potem było, gdy jakiś regionalny szef zgłaszał wątpliwość, Schetyna podchodził i mówił: „Nie podoba ci się? To wypierdalaj”. Komunikat był dosadny, ale wprowadzał jasne reguły.

Tusk uważał, że polityka zasadza się na brutalności. Ale równie głęboko wierzył, że dziś należy ją skrywać, bo demokratyczna wrażliwość się jej wystraszy. Był zatem wrogiem miecza, zaś wielbicielem trucizny, od pojedynku zawsze wolał intrygę. Gdy założył Platformę, poszedł tym kursem od razu. Uparcie i bezwzględnie zmierzał do pełni władzy nad wielonurtową partią. Nie było w nim śladu nonszalancji, uważnie obserwował każdego, nie chcąc przeoczyć rywala. O władzy nad państwem nadal nie myślał, ulepienie z Platformy partii prywatnej pochłaniało całą jego energię. Nadal nie lubił się przemęczać, większość dnia wypełniały mu wielogodzinne spotkania przy winie, jednak w to, co robił, angażował się mocno. Jak wielu polityków znał się świetnie na ludziach, rozgryzał charaktery, wychwytywał słabości, przewidywał reakcje. Potrafił zjednać sobie każdego. To była dla niego istota polityki, nigdy go nie interesowała władza nad rzeczywistością, lecz panowanie nad ludźmi.

W uporządkowany świat rozgrywek, którymi Tusk umacniał swoją pozycję, nagle wtargnęła afera Rywina. Medialna popularność Jana Rokity mocno pociągnęła partię do góry, Platforma zaczęła zbierać w sondażach nie dziesięć procent, lecz dwadzieścia. Dla Tuska był to cios, sukces przyszedł zdecydowanie za szybko, sukces zmienił oczekiwania wobec lidera. Nowa skala partii zrodziła nowe konieczności, już nie partyjne, ale państwowe. Aby utrzymać szefostwo Platformy, Tusk musiał wyjść z partyjnej skorupy, pozycję lidera potwierdzić państwową ambicją. Tusk miał świadomość, że jako szef partii stanie kiedyś do walki o władzę, ale widział to jako problem odległej przyszłości. I nagle przyszłość nadeszła

Decyzję o starcie w wyborach prezydenckich podejmował długo, był przerażony, nie chciał prezydentury, nie wierzył w swój sukces, dostrzegał deficyt własnej powagi. Powtarzał kolegom:

Kto zagłosuje na faceta o głupim nazwisku i głupszym imieniu?

Ale nie miał wyboru, rozumiał, że pozostając w drugim szeregu, straci pozycję lidera. Widział już pierwszego rywala – Rokitę, który go sławą przysłonił. Gdy media zaczęły pisać o „Platformie Rokity”, Tusk wpadał raz w gniew, raz w depresję. Przestawał się do Rokity odzywać, nie podawał mu ręki, udawał, że go nie widzi, ale to nie usuwało problemu. Aby stawić mu czoła, Tusk nie mógł się chować za kulisami, musiał zostać uczestnikiem gry o władzę. Aby ocalić swój mały biznes, musiał stanąć do walki o władzę nad państwem. Na wielką polityczną orbitę wypchnęły Tuska małe w istocie potrzeby.

Platforma wyścig do Sejmu przegrała, PiS dostał 34 procent głosów, PO 29.

W pierwszej turze wyborów prezydenckich Tusk dostał 36 procent, Lech Kaczyński 33.

W drugiej Kaczyński zebrał poparcie trzech wielkich grup – wyborców Leppera, słuchaczy Radia Maryja oraz sympatyków PZPR (dzięki poparciu syna Edwarda Gierka). Dzięki temu wygrał, zbierając 54 procent głosów.
___

Na podstawie książki Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt

#polityka #historia #historiapolski
ff0161f1-8765-42a2-afe7-50c8d72fe30f
Bajo-Jajo

>niespodziewanym sukcesem

CDU tyle ludzi i kasy im dalo ze aż dziwne ze uzyskali tak slaby wynik

pol-scot

@smierdakow a jaki jest teraz? Trudno powiedzieć bo od jakiegoś czasu w ogóle o nim nie słychać...

Maciek

Czuję wewnętrzny opór do używania stwierdzenia że "Tusk założył Platformę". Olechowski miał kapitał po wyborach prezydenckich, bez Olechowskiego i jego popularności nic by nie wyszło według mnie. Ale Tusk i Płażyński mieli struktury i ludzi, dodatkowo potrzebowali miejsca dla siebie. Więc według mnie, bardziej pasowałoby słowo "tworzył" a nie "założył". A to jak później Olechowskiego zmarginalizował (bo Płażyński to nigdy nie był rywal do prymatu w partii imo), to już właśnie jego kunszt w wychodzeniu na front.

Zaloguj się aby komentować

Pokój Brzeski 1918 część V na podstawie NELSON’S HISTORY OF THE WAR VOLUME XXI By John Buchan.

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #rewolucja1917 #ciekawostkihistoryczne #pokojbrzeski1918

poprzednie wpisy pod tagiem #pokojbrzeski1918

18-go stycznia 1918 roku w Piotrogrodzie otwarto długo oczekiwane Zgromadzenie Konstytucyjne [zwołane jeszcze za czasów Rządu Tymczasowego]. Odbyło się tylko krótkie posiedzenie. 19-go stycznia 1918 roku o czwartej rano grupa bolszewickich marynarzy rozwiązała je, tak jak Cromwell rozwiązał Długi Parlament [w Anglii w 1660 roku]. Wydarzenie to zszokowało świat zachodni, który nie odkrył jeszcze prawdziwej natury bolszewizmu; ale zgodnie z deklarowanymi zasadami to działanie było rozsądne. Lenin i jego koledzy nie wierzyli w demokrację. Opowiadali się za oligarchią klasową, a poddanie się orzeczeniu Zgromadzenia Konstytucyjnego było im równie obce, jak piratowi kierowanie się uchwałami podróżnych, których plądruje. Od tego dnia dziwny sentymentalizm wobec bolszewików w Wielkiej Brytanii i Ameryce – który nigdy nie istniał we Francji ani we Włoszech – zaczął ustępować miejsca prawdziwszemu postrzeganiu faktów. Tak pozbawione sentymentu credo zasługiwało na lepszy los, niż nucenie go przez pacyfistów i humanitarystów z Zachodu. Pełnemu oświeceniu pomogło kolejne wydarzenie. Dwóch znanych umiarkowanych mężów stanu, Szingariew i Kokoszyn, zostało wyciągniętych z łóżek chorych przez złoczyńców z Czerwonej Gwardii i brutalnie zamordowanych. Dla tych, którzy zostali zaszczyceni przyjaźnią Szingariewa, śmierć tego najmądrzejszego, najbardziej miłosiernego i dalekowzrocznego rosyjskiego patrioty była ostatecznym potępieniem bolszewickiej uzurpacji. Szaleńcy, upojeni krwią i dogmatami, zasiedli na tronie władzy, a końcem mogła być jedynie furia piekła.

Trocki, który w tej chwili miał przewagę wśród swoich kolegów, teraz uderzył dziko. 15 stycznia postawił Rumunii ultimatum, a 20 stycznia usłyszał o zbliżającym się porozumieniu między Państwami Centralnymi a Ukrainą, co potwierdziła deklaracja Kühlmanna w Reichstagu z 25 stycznia. 26 stycznia definitywnie zerwał z Radą Ukraińską, a następnego dnia przygotowywał swoich zwolenników na katastrofę, ostrzegając ich, że nie może żywić nadziei na zwycięstwo ani zagwarantować „demokratycznego” pokoju. 30 stycznia 1918 roku wznowiono konferencję w Brześciu Litewskim i Trocki wygłosili jeszcze jeden żarliwy apel zarówno przeciwko podziałowi Ukrainy, jak i niemieckiej polityce wobec prowincji granicznych. Tymczasem wojska bolszewickie pod dowództwem Murawiewa odnosiły łatwe zwycięstwa nad skąpymi oddziałami Rady. 3 lutego 1918 roku zajęli Kijów i zmusili rząd nowej republiki do ucieczki. Ukraina zwróciła się z rozpaczy do Państw Centralnych i 9 lutego w Brześciu Litewskim „podpisano pokój między obiema stronami”. Obrona małej republiki była teraz w silniejszych rękach niż jej własne, a Grupa Armii von Linsingena ruszyła na wschód wzdłuż Prypeci. 10-tego lutego 1918 Trocki rozłożył ręce. Odmówił podpisania formalnego traktatu, ale ogłosił, że stan wojny z Niemcami i Austrią dobiegł końca, a siły rosyjskie na wszystkich frontach zostaną zdemobilizowane.

Nie można powiedzieć, że Kühlmann nie był nieprzygotowany na tą sytuację. Bolszewicy odmówili dalszych negocjacji i uciekli do swoich namiotów; należy ich z nich wypędzić i zmusić do zawarcia czystego porozumienia. Cywile przeszli na emeryturę, a dowództwo przejęli żołnierze. Pod zarzutem, że bolszewicy wykorzystują je do szerzenia swojej propagandy, zawieszenie broni zostało wypowiedziane, a armie von Eichhorna otrzymały rozkaz natarcia. Do niemal bezkrwawego zwycięstwa wystarczyło kilka dywizji. Front rosyjski na zachodzie, który miał być utrzymywany przez Czerwoną Gwardię, od dawna był jedynie „ciągiem straganów, w których demokratyczni wojownicy Krilenki wymieniali żywność i łupy zrabowane z rosyjskich i polskich majątków i gospodarstw rolnych na produkty przemysłowe Niemiec”. .” Von Eichhorn zajął Rewal[Tallin], Dwińsk[Dyneburg] i Psków i dotarł na odległość 150 mil od Piotrogrodu; podczas gdy von Linsingen maszerował na odsiecz Kijowowi. Smolnemu postawiono ultimatum, żądając przyjęcia niemieckich warunków pokojowych w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Nie było już mowy o negocjacjach; warunki, znacznie trudniejsze niż te zaproponowane w Brześciu Litewskim, były teraz dyktowane przez zdobywcę podbitym. Trocki i Radek mogli stawiać opór, ale Lenin zadeklarował kapitulację i jego wpływy zwyciężyły. 24 lutego bolszewicy skapitulowali, a 3 marca podpisano pokój w Brześciu Litewskim. Kühlmann kroczył od sukcesu do sukcesu. 5 marca wyrwano Rumunii wstępny traktat pokojowy, a dwa dni później do trofeów jego dyplomacji dodano traktat z Finlandią.
41cc5e3c-167f-406d-831c-838b4cd09c89
5cc5c85f-11d3-465e-af5e-5daf5acc8f45
47e4788b-250b-4f33-91fc-6818201e6491

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Łączenie gwiazd neutronowych wywołuje największą znaną nam eksplozję kilonową. Towarzyszą jej błysk gamma oraz powstają najcięższe pierwiastki chemiczne. Od dłuższego czasu naukowcy mieli podejrzenia, że za tak potężną reakcją stoją pola magnetyczne. Teraz ich przypuszczenia znalazły poparcie w symulacjach takich zjawisk. Co ciekawe, pozostałościami po takim kataklizmie są magnetary.

#astronomia #kosmos #nauka #ciekawostki

https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/co-napedza-potezny-silnik-laczacych-sie-gwiazd-neutronowych

Zaloguj się aby komentować

Gdzie jest ten gościu, co mu nie brzmiało, że czeski po niemiecku to "Tschechische"? Bo chciałem mu pokazać tego mema i powiedzieć, że to też nie jest żaden łamaniec
#naukajezykow
929c5f0c-1d7d-4a97-8651-9279e7b7aac5
Jaszczomp

@emdet W tym memie chodzi o to, że gramatyka niemieckiego dopuszcza łączenie wielu słów w jedno bardzo długie słowo. Jednak w polskim masz 3 słowa "pięćset pięćdziesiąt pięć" na dodatek u nich najpierw mówisz setki, potem jedności, a na końcu dziesiątki.

Jaszczomp

To i tak nic przy francuskim dziewięćdziesiąt, które tłumaczy się na cztery dwudziestki i dziesięć

GtotheG

@MikeleVonDonnerschoss a czemu mu tschechisch nie pasowalo? Moze nie umie tego przeczytac? Jako, ze niemiecki nie ma polskiego czy czeskiego „cz”, to wyraża sie zbitką literową „tsch” jak w Deutschland

Zaloguj się aby komentować

Buddyzm - czego zachodni człowiek nie chce widzieć. Czy mozna połączyć słowa „buddysta” i „terror”?

Buddyjscy mnisi często odbiegają od szlachetnego stereotypu. W Azji Południowej część duchownych prowadzi nielegalne interesy, luksusowy i rozwiązły styl życia. Jeden z najbardziej wpływowych tajskich mnichów został właśnie oskarżony o pranie brudnych pieniędzy, a także o gwałt.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1552369,1,nowa-grozna-twarz-buddyzmu.read

#buddyzm #religia #wiadomosciswiat #historia
CzosnkowySmok

Artykuł jest sprzed 10 lat, ale porusza ciekawe kwestie i nie zestarzał się.

DiscoKhan

@CzosnkowySmok "Birmańskie dni" Orwella się przypominają. I to jak wszystkie religie są tak naprawdę do siebie podobne w wielu aspektach.


Ale dochodzi szerszy problem historycznych zależności i nienawiści do Islamu w szczególności, religia w tym wypadku jednoczy ludność pod wspólnym sztandarem chociaż wspólny często jest głównie wróg a nie duchowość.


Jak się doda do tego jak muzułmanie rzeczywiście zradykalizowali Malediwy ostatnio i zaostrzyły prawa wobec niewiernych... Ale też nie będę udawać kogoś kto rozumie ten bardziej dalekowschodni islam, bo tak nie jest.


Ale bardzo fajny artykuł, bo te problemy tam cały czas przecież istnieją i wręcz mocniej się rozwijają. W samych Indiach chociażby też jest bardzo mocny antymuzułmański klimat.


Co do własnych przekształceń kultowych to ciężko coś mi rzec, bo niestety region pobieżnie znam ale teoretycznie stopa życiowa rośnie wprost proporcjonalnie do liczby depresji i innych problemów natury psychicznej. Niezbyt dobrze sobie ze współczesnym przebodźcowaniem radzimy jako gatunek.

Taxidriver

Tajscy mnisi są znani z zakłamania i rozwiązłości.

Oczywiście parę % wyrabia złą opinię całej grupie ale fakt, nie są tak krystaliczni jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

Ps. Ryba zawsze psuje się od głowy.

Zaloguj się aby komentować

O aferze orlenowskiej, gdy dla prezydenta i premiera ważniejszy był Jan Kulczyk niż interes państwa.

Wbrew nazwie w tej aferze chodziło głównie o Rafinerię Gdańską, zwaną dzisiaj Lotosem. Wielkie przedsiębiorstwo, drugą firmę paliwową w Polsce.

Od kilku lat Skarb Państwa chciał Rafinerię sprzedać, ale chętni byli tylko Rosjanie. Dla rządu Buzka było to nie do przyjęcia, uzależnienie Polski od rosyjskiej energii i tak już było stanowczo za duże. I wtedy do gry wkroczył Jan Kulczyk, najbogatszy polski biznesmen. Jeszcze przed wyborami zaproponował lewicy sprzedaż Rafinerii rosyjskiemu Łukoilowi.

Aby uniknąć politycznej awantury, operację miał przeprowadzić Orlen, największa polska firma, w której państwo miało 30 procent udziałów, zaś Kulczyk miał kilka. Orlen miał kupić Rafinerię, a potem ją sprzedać Rosjanom. Przy takim scenariuszu rząd mógł udawać, że nie jest stroną transakcji.

Lewica plan Kulczyka poparła i natychmiast po zdobyciu władzy zaczęła go wdrażać. Aby przeprowadzić transakcję, Kulczyk domagał się pomocy w przejęciu kontroli nad Orlenem. Skarb Państwa miał zbyt mało udziałów, by móc odwołać prezesa, więc Kulczyk o pomoc poprosił premiera, a Miller problem rozwiązał siłowo. Wezwał ministrów sprawiedliwości oraz służb specjalnych i wspólnie ustalili, że prezes Orlenu zostanie aresztowany pod innym pretekstem.

Po kilku godzinach spędzonych w prokuraturze prezes spokojnie wrócił do domu, ale media pokazały sceny z aresztowania. Zrobił się wielki skandal, więc następnego dnia rada nadzorcza Orlenu mianowała nowego prezesa. Osobę wskazaną przez Kulczyka.

Niedługo potem Kulczyk postanowił przejąć kontrolę nad radą nadzorczą Orlenu. Miał już prezesa, teraz chciał mieć wszystko. Niczego nie negocjował, ustalił listę nazwisk, siebie wpisał jako szefa rady, a dokument wysłał do prezydenta oraz premiera. I być może sam by wybrał radę nadzorczą, gdyby nie wybuch wojny z ministrem skarbu.

Wiesław Kaczmarek nie wytrzymał, postawił stanowcze weto. Oświadczył, że tak drobny udziałowiec nie może wybrać całej rady nadzorczej. Sprzeciw Kaczmarka wywołał kryzys o zdumiewającej skali. W środku nocy w gabinecie premiera spotkali się Kulczyk, prezydent i premier, aby ustalić skład rady nadzorczej. Jeden raz prezydent pojawił się w Kancelarii Premiera. Po to, aby bronić interesów Kulczyka.

Konflikt Kaczmarka i Kulczyka miał swoje korzenie w latach 90., kiedy się starli w sprawie prywatyzacji browarów.

Jednak tym razem Kaczmarek przegrywał. Ruszyły ostatnie przygotowania do sprzedaży Rafinerii. Orlen przestawał być głównym pośrednikiem w transakcji, ważniejszy stawał się Kulczyk oraz brytyjska firma, którą sobie wybrał za partnera. Dla władzy był to wariant bezpieczniejszy, minimalizował jej winę za sprzedaż Rosjanom, odium w całości spadało na Kulczyka. Również dla Kulczyka to było korzystne, bo wraz ze wzrostem jego pozycji rosły jego zyski. Ale z punktu widzenia interesów państwa rachunek wyglądał odwrotnie. Udział Kulczyka w transakcji był dla państwa podwójnie szkodliwy. Kulczyk miał zyskać około miliarda dolarów, które w sprzedaży bezpośredniej należałoby się państwu oraz państwo traciło kontrolę nad tym kto będzie właścicielem rynku paliw w Polsce.

Te przestrogi zostały zlekceważone. Kulczyk był o krok o sukcesu, gdy znowu zaatakował Kaczmarek. W ostatniej chwili minister zablokował sprzedaż Rafinerii. Zaproponował bezpośrednią sprzedaż Rosjanom, z pominięciem zarówno Orlenu, jak też Kulczyka oraz jego prowizji. Kwaśniewski i Miller natychmiast stanęli po stronie Kulczyka, Kaczmarek został zdymisjonowany, a szef Nafty Polskiej, czyli właściciel Rafinerii, dostał polecenie jej szybkiej sprzedaży. Jednak powiązany z Kaczmarkiem prezes Nafty odmówił wykonania decyzji. Zaczęła się wielka wojna lobbystycznych koterii.

Trzy dni po zablokowaniu transakcji Kulczyk spotkał się w Wiedniu z przedstawicielem Łukoilu. Był nim Władimir Ałganow, sławny pułkownik KGB, z którym się kiedyś przyjaźnił Oleksy. Ałganow od roku był obserwowany przez polski wywiad, więc służbom udało się odtworzyć przebieg rozmowy. Ałganow skarżył się, że nie może się dogadać z polską stroną. Kulczyk jako gwaranta dokończenia transakcji wymienił prezydenta Kwaśniewskiego. Dowodził, że ma pełne poparcie prezydenta, którego w rozmowie określał mianem „pierwszego”. Ałganow nie potraktował oferty poważnie. Odpowiedział, że w tej sprawie decyzje nie zależą od prezydenta. Rozmowy skończyły się fiaskiem.

Po powrocie z Austrii Kulczyk postanowił zniszczyć rywali blokujących jego transakcję. Pojawił się w gabinecie premiera. Zdał mu relację ze spotkania z Ałganowem, do której dodał zmyśloną historię o tym, że Kaczmarek wraz z szefem Nafty wzięli od Rosjan 5 milionów dolarów łapówki za sprzedaż Rafinerii.

Mimo brutalnych ciosów zadanych rywalom Kulczyk nadal przegrywał, nowy minister skarbu wystraszył się ryzykownej transakcji, odmówił zdymisjonowania szefa Nafty. Więc znowu się włączyli Kwaśniewski z Millerem. Kolejny minister stracił posadę, a jego następca – wspólnie wybrany – swoje rządy rozpoczął od usuwania przeszkód na drodze Kulczyka. Blokujący operację prezes Nafty został zwolniony, zaś minister ogłosił, że do końca roku Rafineria zostanie sprzedana. Wydawało się, że po dwóch latach Kulczyk wreszcie wygrał swoją prowizję. Gdy nagle do gry włączył się Kaczmarek, wściekły za oskarżenie o wzięcie łapówki. Postanowił zablokować transakcję, skierował na Orlen uwagę mediów. Udzielił wywiadu, w którym ujawnił kulisy odwołania prezesa z udziałem służb specjalnych.

Wybuchła wielka afera, jednak pierwsza fala oburzenia skupiła się na Millerze. Szykujący się do objęcia urzędu Belka zaapelował, aby do czasu wyjaśnienia sprawy nie przeprowadzać w Orlenie personalnych zmian. Kulczyk apel zlekceważył. Wymienił szefa rady nadzorczej i mianował nim... prezesa Kulczyk Holding. Rozmiar ostentacji był niezwykły, politycy z powodu afery już byli w panice, tymczasem Kulczyk bez najmniejszych oporów wyszarpywał państwu ostatnie kęsy. Miał swojego prezesa oraz szefa rady nadzorczej, mógł zatem przeprowadzić transakcję. Widząc, że Kulczyk wygrywa, Kaczmarek zadał ostateczny cios. Ujawnił, że dwa lata wcześniej Kwaśniewski, Kulczyk i Miller w czasie nocnego spotkania wspólnie ustalili skład rady Orlenu. Plan Kulczyka legł w gruzach.

Sejm powołał śledczą komisję. Opinię publiczną zelektryzowało zarówno to, że Kulczyk załatwiał interesy z pułkownikiem rosyjskiego wywiadu, jak również, że w rozmowie z nim powołał się na pełnomocnictwo ze strony „pierwszego”. Wystraszony Kwaśniewski natychmiast pojechał do Sejmu, aby w gabinecie marszałka przeczytać posiadaną przez komisję notatkę. Wyszedł z gabinetu silnie zdenerwowany, całą winę próbował przerzucić na Millera. „Nie jestem pierwszy” – oświadczył. „W Polsce rządzi premier, a nie prezydent”. „Jak po łacinie jest pierwszy?” – pytał Kwaśniewski. I odpowiadał: „Primus”, czyli premier.

Sprawa była jasna, kontekst notatki wyraźnie pokazywał, że Kulczyk mówił o prezydencie. Komisja zaczęła polowanie na Kwaśniewskiego, Im bliżej ciosy padały, tym bardziej Kwaśniewski się bał. Przywykł do tego, że na linii strzału znajdują się inni. On zawsze bezpiecznie stał z tyłu, skąd wygłaszał ładne zdania, jak choćby to, które powtarzał po wybuchu afery Rywina – że polityka i biznes powinny być wyraźnie oddzielone. Komisja krążyła wokół Pałacu, sprawdzała, z kim prezydent się kontaktował, sprawdzała nawet jego żonę, jej charytatywną fundację. Kwaśniewski źle znosił kryzysowe sytuacje, nie miał w sobie twardości Millera. Wzywany na przesłuchanie przed komisję śledczą nie wytrzymał presji, na kilkanaście godzin przed przesłuchaniem ogłosił, że się nie stawi przed sejmową komisją. Co wywołało fatalne wrażenie. Bo to nie była odmowa, to była rejterada.

Po kilku miesiącach przesłuchań przebieg wydarzeń ułożył się w mocne oskarżenie lewicy.

W całej sprawie rola Millera była mocno niejasna. Był tyleż brutalny, co tajemniczy. Czasem wydawał się pionkiem w rękach Kulczyka, a czasem jego wrogiem, bijącym go z lubością po chciwych palcach. Natomiast Kwaśniewski wypadł fatalnie. Po kilku miesiącach trudno było rozstrzygnąć, co jest większe – nagonka na niego czy powody do tej nagonki. Kwaśniewski tak konsekwentnie wspierał interesy Kulczyka, że trudno było znaleźć argumenty na jego obronę. Prezydent mocno Polaków rozczarował.

Jednak społeczna uwaga bardziej skupiła się na otoczeniu władzy, na postaciach, takich jak Kulczyk. Po raz pierwszy Polacy zobaczyli, jak się nad Wisłą buduje fortuny. Kulczyk zdobył majątek nie dzięki biznesowym talentom, lecz politycznej protekcji. Dzięki niej przejmował kolejne porcje państwowego majątku.

Jednak bez takich pośredników zagraniczni inwestorzy nie mogli od państwa kupić niczego. Za rządów Buzka France Telecom chciał przejąć Telekomunikację Polską. Spróbował oficjalnej ścieżki, przegrał z kretesem, więc poprosił o pomoc Kulczyka. A ten wszystko sprawnie załatwił. Pomógł kupić nie tylko sieć telefoniczną, ale cały ówczesny rynek telekomunikacyjny. Prezes France Telecom był zaskoczony skalą jego wpływów.

I tu włączyła się społeczna wyobraźnia. Od refleksji, że Rywinów jest wielu, był tylko jeden krok do oskarżycielskiej konkluzji. Że wiele polskich fortun powstało nie dzięki pracy, nie dzięki talentom, lecz dzięki Rywinom. Do konkluzji mówiącej, że polskie miliardy nie zostały zarobione, lecz ukradzione. To społeczne dopisanie puenty sprawiło, że prowadzona w komisji orlenowskiej akcja dobijania lewicy zamieniła się w coś znacznie szerszego. W krytykę III RP. O ile afera Rywina wyniosła do góry Platformę, to afera Orlenu wyniosła PiS. Afera Rywina skompromitowała lewicę, afera Orlenu skompromitowała rzeczywistość.

W tamtej epoce polska polityka biła się o to, kto stanie na czele społecznego gniewu. Ofert było wiele. Swoją szansę wykorzystał Kaczyński, który od lat kreślił obraz Polski rządzonej przez układ. Wcześniej taka wizja była zbyt paranoiczna i zbyt skomplikowana jak na społeczną wyobraźnię. Afera Orlenu wszystko zmieniła. Nadała lotność temu, co lotności nie miało. Wiarygodność temu, co zrodziła przesadna podejrzliwość.

Na podstawie książki Czas gniewu. Rozkwit i upadek imperium SLD

#historia #historiapolski #polityka
f16fd44b-67a1-4af9-b9f1-ae0da449a076
t0mek

@smierdakow premier Miller, cyniczny sk@rwysyn, jak ja go nie mogę

tyle_slow

@smierdakow i na hejto regularnie pojawiają się głosy, kwasniewski najlepszy prezydent;)

p-1

@smierdakow Dobrze że ten skurwysyn Kulczyk zdechł, trochę za późno, bo zdąrzyl rozjebać TP, ale lepiej późno niż wcale.

Zaloguj się aby komentować

Eris i Makemake, planety karłowate na rubieżach Układu Słonecznego, w tzw. Pasie Kuipera, to zamarznięte okruchy pozostające w tym stanie od miliardów lat. Tak myślano do tej chwili, póki JWST nie zetknął w ich kierunku i nie znalazł śladu aktywności geotermalnej.

#astronomia #kosmos #nauka #ciekawostki

https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/naukowcy-znajduja-dowody-aktywnosci-geotermalnej-na-lodowych-planetach-karlowatych

Zaloguj się aby komentować

W najbliższy czwartek (22 luty) w godzinach nocnych nastąpi lądowanie na księżycu w wykonaniu "IM-1 Odysseus".
Maleństwo wyląduje w okolicy krateru Malapert-A, około 300km od bieguna południowego księżyca.

W ramach misji IM-1 lądownik Nova-C Odysseus przenosi sześć instrumentów sponsorowanych przez NASA. Lądownik przenosi również sześć ładunków od innych klientów.

Tuż przed lądowaniem, na wysokości około 30 m nad powierzchnią Księżyca, Odysseus wyrzuci wyposażonego w kamerę EagleCam satelitę CubeSat, który spadnie na powierzchnię Księżyca w pobliżu lądownika. Z powierzchni EagleCam spróbuje uchwycić pierwsze trzecioosobowe obrazy lądowania na Księżycu. EagleCam użyje połączenia Wi-Fi z lądownikiem Odysseus, aby przekazać swoje obrazy z powrotem na Ziemię.

Lądownik będzie działał maksymalnie przez około 14 dni ziemskich ziemskim, jednak nie dłużej niż 7 dni po ostatnim księżycowym zachodzie słońca.

I to mnie bardzo dziwi, miliony dolarów, lata przygotowań, aby puścić coś co nie przeżyje więcej niż dwa tygodnie? ( ͠° ͟ʖ ͡°)

#kosmos #misjekosmiczne #startyrakiet #nauka #spacex
moll

@Marchew nie ma to jak rozrzucać złom po kosmosie

Marchew

@moll A to zupełnie inny temat. Taki wrak na księżycu w zasadzie nie jest problemem.

Problemem natomiast są latające śmieci, o tutaj timer przy pokazaniu cząstek większych niż 1cm:

-> https://youtu.be/jRuMWm-UW-g?feature=shared&t=81

Dalej są animacje dla większych niż 1 mm.

moll

@Marchew widziałam. Przydaliby się złomiarze kosmiczni

Zaloguj się aby komentować

Witam szanowne grono #astronomia

Jest to wpis zarówno #chwalesie jak i pewnie z prośbą o komentarze w stylu "mordo do tego sprzętu warto zainteresować się tym i tym, a jak zrobisz tak to będzie lepiej" :D

Jestem totalnie zielony w obserwowaniu kosmosu, wczoraj na urodzinki dostałem swój pierwszy teleskop, podstawowy ale chyba dość solidny, udało mi się nawet ustrzelić w ramach testów zdjęcie księżyca, co nie było łatwe bo ciągle było pochmurno i w sumie jak tylko przez chwilę zobaczyłem że widać księżyc to szybko pobiegłem ze sprzętem na ogród 😁
c067c476-6121-4df2-9311-43bb1789b709
b82f9e19-77ce-40e4-8f28-fef5286d3759
WalIy

Za wcześnie, najpierw nauczę się tym co mam cokolwiek poobserwować, na lepsze teleskopy przyjdzie czas jeśli się wkręcę. Z tego co widzę to warto dokupić okular dla lepszego powiększenia i to chyba będzie inwestycja za jakiś czas

vredo

Masz fajne hobby ale ten typ chyba nie jest zadowolony

c185e93d-9b19-453c-8d02-74eb21dcce67
vredo

"Nie mogie spać, trzymam lunetę"

szukajek

teleskop podstawowy?:x jak dla mnie to te zdjecie zrobili z centrum badan NASA. bydlak w uj, a ja sie zastanawiam jaka lornetke kupic za 3stowki:x no klasa, licze ze bedziesz dodawal materiały z obserwacji

Zaloguj się aby komentować

Tak jak o tej godzinie Złota Brama ugodzona została tym mieczem, tak najbliższej nocy ulegnie siostra najtchórzliwszego z królów, której mi dać nie chciał. Jednakże nie połączy się z Bolesławem w łożu małżeńskim, lecz tylko raz jeden, jako nałożnica, aby pomszczona została zaś w ten sposób zniewaga naszego rodu, Rusinom zaś ku obeldze i hańbie

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Szczerbiec

#heheszki #heheszkihistoryczne #seks #ciekawostkihistoryczne

Zaloguj się aby komentować

O próbie reform Jerzego Hausnera, o których marzymy do dzisiaj

W Polsce reformatorami byli zazwyczaj entuzjaści. Miller był inny, był reformatorem ostatniej godziny, wcześniej nie chciał reform, przez półtora roku gorączkowo szukał półśrodków. Zmienił strategię dopiero wtedy, gdy nie miał już nic do stracenia. Poraniony, słaby, atakowany ze wszystkich stron, postanowił się odbudować rolą męża stanu, pokazać się jako jedyny poważny polityk w swojej szalonej epoce.

Miller, odwrócił uwagę od starych problemów, owinął się reformatorskim patosem, wrzucił do dyskusji nowy, gorący temat. Za sprawą reform chciał naprawić swój wizerunek oraz rozbić skierowaną przeciw sobie prawicową koalicję. Reforma finansów publicznych była przynętą dla Platformy, była próbą wciągnięcia jej do współpracy.

W perspektywie dwóch lat budżetowi groził kataklizm, przekroczenie zapisanego w konstytucji 60-procentowego progu. Nadchodzący kryzys finansowy Miller chciał zamienić w swój atut. Zagranie było inteligentne, śmiałe i – co najciekawsze – było również poważne. Bo twarz zmianom nadał Jerzy Hausner, największy reformator, jakiego miała polska lewica.

Hausner chciał budować nowe państwo opiekuńcze, bo istniejące chroniło nie tych, co trzeba. Było rozrzutne i tępe. Podobnie jak lekarz wojskowy z Haška, który na wszystkie dolegliwości przepisywał lewatywę, tak polskie państwo każdemu dawało zasiłek. Kto trwale zachorował, dostawał dożywotnią rentę. Kto stracił pracę, dostawał zapomogę. Komu zamknięto fabrykę, szedł na przedwczesną emeryturę. Rozdawanie pieniędzy na tak masową skalę realną pomoc zamieniło w iluzję, państwo trwoniło miliardy, natomiast ludzie dostawali ochłapy. Najgorsze było to, że poziom wypłat ich demoralizował. Dostawali za mało, by godziwie żyć, ale wystarczająco, by do nędznej sytuacji przywyknąć, by woleć zasiłek niż życie z własnej pracy. Za tym wszystkim szło olbrzymie marnotrawstwo. Państwo dawało się oszukiwać na wielką skalę, renty wyłudzano tak masowo, że Polska stała się krajem najmłodszych i najzdrowszych rencistów w Europie. To nie była pomoc społeczna, to były opłaty za polityczny spokój lub za polityczne poparcie.

Hausner postanowił z tym skończyć, zmienić logikę państwowej opieki. Zamiast dawać zasiłek, pomagać ludziom odzyskać materialną samodzielność. Zamiast dawać dożywotnią rentę, rehabilitować, uczyć zawodowych umiejętności, na jakie pozwala choroba, a potem pomóc w znalezieniu pracy. Zamiast bezrobotnym dawać równe zasiłki, dużo większe dawać tym, którzy pracy realnie szukają. Nowe państwo opiekuńcze miało zatem nowy cel, nie rozdawanie zasiłków, ale pomoc w uwolnieniu się od zasiłków.

Przy całkowicie odmiennej wrażliwości ideowej Hausnera i Balcerowicza łączyło przekonanie, że nie ma większej wartości niż praca. Kto ma pracę, ten twardo stąpa po ziemi. Celem państwa, celem gospodarki jest sprawienie, by maksymalnie duża liczba ludzi mogła utrzymać się sama. Dotychczasowe państwo opiekuńcze uzależniało ludzi od siebie, nowe miało ich wyzwolić.

Hausner był pierwszym politykiem lewicy, który zrozumiał, że istniejąca w Polsce formuła państwa opiekuńczego bardziej niszczy społeczeństwo, niż je naprawia. Czyni je klientelą polityki społecznej, deprawuje, oducza samodzielności, tworzy sytuację, w której wysokie bezrobocie jest stanem społecznie pożądanym. Od 1989 roku wszyscy na lewicy mówili, że im większe jest bezrobocie, tym bardziej są potrzebne większe osłony socjalne. Hausner tymczasem ogłosił, że prawdą jest zależność odwrotna. Im większe osłony, tym większe bezrobocie. Bo osłony tworzą kulturę bezrobocia.

Hausner podważał największy dogmat nie tylko polskiej lewicy, lecz całej polskiej polityki. Że wzrost gospodarczy rozwiąże większość społecznych problemów. Otóż tak jak nie rozwiązał ich w przeszłości, tak samo nie rozwiąże ich w przyszłości. Wbrew naiwnym opowieściom przypływ morza nie podnosi wszystkich łódeczek, potrzebny jest nie tylko wzrost, lecz również inteligentne państwo opiekuńcze.

Swoje myśli formułował Hausner okrągłymi, profesorskimi zdaniami, łagodzącymi ostrość jego diagnozy. Ale ich treść była rewolucyjna. Czas zdemontować wszystko, co istnieje, a w to miejsce zbudować nowy system opieki społecznej, odbierający pieniądze tym, którzy je niepotrzebnie dostają, a kierujący je tam, gdzie są realnie potrzebne. Do społecznych podziemi, tam gdzie jest krzycząca bieda, gdzie nie ma żadnej nadziei.

Hausner był typowym profesorem, raczej bezbarwnym, niepotrafiącym ciekawie mówić, łatwo wpadającym w techniczny żargon. W porównaniu z Kołodką wydać się musiał uosobieniem nudy. Ale jego rozumowanie było rześkie, błyskotliwe, odkrywcze. Do polskiej polityki wtargnął człowiek, który samodzielnie myślał. Był elastyczny, pragmatyczny, otwarty. Od dekady działał na zapleczu władzy, doradzał Kołodce, potem Kwaśniewskiemu, sam wreszcie został ministrem.

Zmieniał, co mógł, pogodnie akceptował, czego zmienić nie mógł. Nie był maksymalistą, doceniał małe kroki, drobne zmiany. Zwłaszcza że nie wierzył w głębokie operacje chirurgiczne, które jednym cięciem rozwiązują wszystkie problemy. Wiedział, że w polityce wszystko wymaga długich, przewlekłych terapii. Był zatem Hausner reformatorem niemal doskonałym.

Brakowało mu tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie miał tej potężnej energii, jaką miał w sobie Balcerowicz, którą zdobywał wyznawców i miażdżył opór wrogów. Po drugie, nie miał szczęścia, był wielkim reformatorem w czasie dla reform najgorszym. W epoce Leppera.

Większość punktów swojego planu ogłosił Hausner w lecie 2003 roku. Układały się one wzdłuż kilku wyraźnych linii. Po pierwsze, głębokie oszczędności w administracji publicznej. Po drugie, jeszcze głębsze cięcia w systemie opieki społecznej – wielka weryfikacja rent, zmuszenie części rolników do płacenia na swojej emerytury, ukrócenie zasiłków przedemerytalnych, wydłużenie wieku emerytalnego kobiet, zerwanie z automatyczną waloryzacją rent i emerytur. Po trzecie, zdjęcie ciężaru podatkowego z przedsiębiorców, wielka obniżka CIT z 27 proc. do 19 proc. Po czwarte, obniżenie kosztów pracy, czyli rozmaitych składek, jakie za pracownika musi płacić pracodawca.

Ekonomistom plan się bardzo spodobał, dostrzegli jego rozmach. To, że ambicja uniknięcia kryzysu finansów publicznych jest tylko doraźnym celem, głównym zaś jest uwolnienie gospodarki i nowy model państwowej opieki. To wszystko, co po 1989 roku robiono chaotycznie, pod presją czasu, Hausner chciał zamienić w spójny mechanizm.

Prace nad detalami planu Hausnera szły bardzo powoli. Rząd się nie spieszył, ale nie tyle grał na czas, co raczej oswajał ze zmianami. Pierwsze reakcje były bardzo wrogie, Samoobrona krzyczała, że Hausner jest gorszy od Balcerowicza, PiS dowodził, że plan uderza w najbiedniejszych, Platforma, że cięcia są zbyt płytkie. Jednak jeszcze głębsza wrogość wobec zmian ujawniła się w samym Sojuszu. Plan Hausnera uznano za polityczne samobójstwo. Miller i Hausner cierpliwie przeczekali pierwszy szturm, dopiero gdy emocje opadły, zaczęli mozolnie szukać poparcia. Ekonomiści krytykowali rząd, że się nie spieszy, ale Miller nie miał wyboru. Był zbyt słaby, potrzebował wielu miesięcy, aby przekonać Sojusz, a potem kolejnych miesięcy, aby namówić Platformę. Zbieranie poparcia szło wyjątkowo opornie, na własnej skórze poznawał Miller ból tępej, mechanicznej opozycyjności, jaką sam przez lata uprawiał.

Reformy nie doszły do skutku, był to początek końca Millera, najpierw wybuchła afera starachowicka, później seria afer korupcyjnych, a potem jeszcze premiera dobił wypadek helikoptera, w wyniku którego miał uszkodzone kręgi piersiowe.
___

Na podstawie książki Czas gniewu. Rozkwit i upadek imperium SLD

#historia #historiapolski #polityka
525b3329-25eb-43cb-ad10-d53bb2cc34cb
kermelanik

z wojną na wschodzie, przy ryzyku Trumpa u władzy, z konfliktem w Zatoce i zagrożeniem dla Tajwanu, przy gospodarce Europy ryczącej na biegu jałowym. przy realnym syfie do ogarnięcia po 8 latach nepotów i własnymi pijawkami, które teraz chcą się nakraść. jakoś musimy przetrwać, nie warto kłamać o jasnej przyszłości.

Topia

@kermelanik Wojna na wschodzie powinna być tylko kopem do działania, a nie hamulcem.

Trump już był u władzy i Słońce nie zgasło, podobnie jak od rządów dziadka z kranu nie zaczął płynąć Jack Daniels.

Konflikt w Zatoce, czy o Tajwan to dla nas 2 liga zainteresowania póki nie zaczną latać atomówki.

Syf po pisie trzeba sprzątać i rozliczać, ale to można robić równolegle. Natworzyli stołków w rządzie, żeby koryta starczyło dla każdej z kilkunastu partii koalicyjnych, to niech teraz zapierdalają!

tosiu

@smierdakow fajne, ale zabrakło informacji, że gdy po aferze Rywina upadł rząd Millera, to Belka się nie pierdolił i reformy z Hausnerem przeprowadził. SLD jeżeli chciało wprowadzić Polskę do UE musiało bezkrytycznie głosować za wszystkim co liberalny Belka z Hausnerem wprowadzili.

smierdakow

@tosiu jeśli się nie mylę, to afera Rywina była wcześniej, właśnie to ona osłabiła Millera i stąd jego krytyczna pozycja, w której chciał reformy robić

tosiu

@smierdakow Trochę namieszałem, pamięć zawodna. Afera Rywina w 2003 doprowadziła do upadku rząd Leszka Millera, ale nie zdecydowano się na przedwczesne wybory, bo Polska miała wejść do Unii - 1 Maja 2004 roku i Miller chciał koniecznie flagę wciągać z Kwaśniewskim. 2 maja Premierem został Marek Belka. Najpierw dwutygodniowym, a potem do wyborów w 2005 roku. I to właśnie w tym okresie SLD i UP głosowało za wszystkim co Belka dawał do głosowania, mimo że z niczym się nie zgadzali, bo to były liberalne projekty. I wtedy Hausner zmielił socializm.

Szpadownik

Hausner był typowym profesorem, raczej bezbarwnym, niepotrafiącym ciekawie mówić, łatwo wpadającym w techniczny żargon.


Tak bardzo to. Byłem kiedyś na jego wykładzie i kompletnie nic z niego nie zapamiętałem, mimo że temat zapowiadał się ciekawie (ale jego już też nie pamiętam xD).

Zaloguj się aby komentować

#historia #jezykiobce #rosja #wojnawnaukrainie
Jako pozytywną ciekawostkę przedstawiam wspaniałą Panią Tamarę Eidelman - rosyjską nauczycielkę historii z ponad 1 mln subskrybcji na Youtubie. W moskiewskiej szkole uczyła lat 35, na Youtubie od 4, a od ponad roku - z nakazu rosyjskiego rządu - wszystkie jej widea rozpoczynają się informacją:
"Jesteśmy zmuszeni poinformować, że ten materiał (informacja) został wyprodukowany i (lub) rozpowszechniony przez Zasłużoną Nauczycielkę Federacji Rosyjskiej Tamarę Natanownę Eidelman, którą tzw. Ministerstwo Sprawiedliwości wpisało do rejestru zagranicznych agentów."

Do obszernego rejestru "InoAgentów" dodano ją po potępieniu inwazji na Ukrainę w 2022 (tak samo potępiła ją w 2014 gdy brała udział w protestach) i emigracji do Europy gdzie kontynuuje działalność.

Pani Eidelman to porządny popularyzator historii pełen obiektywizmu i krytycznego myślenia. Poza najróżniejszą tematyką historyczną stworzyła rzetelne lekcje okołowojenne np. "Czyj jest Krym?" (historia przynależności), 8-częściowy cykl o historii Ukrainy, o postrzeganiu wojny w rosyjskiej kulturze, o genezie rosyjskich wierzeń narodowych itp.. W tychże często odnosi się do obecnej rosyjskiej polityki, propagandy i Putina manipulującego historią dla swoich potrzeb.

Szczególnie wartościowe są tematy okołorosyjskie, bo wpada wiele anegdot i smaczków kulturowych, ale jak ktoś lubi historię - nie tylko rosyjską! - to polecam serdecznie. Wiadomo po rusku najlepiej, ale często są angielskie napisy/audio, a przy napisach to i autotłumaczenie na polski daje radę.

Poniższy filmikz serii "Rozmowy o ważnym" można na ang. napisach/audio lub polskim autotłumaczeniu; komentowany jest obecny instruktaż rosyjskiego Ministerstwa Edukacji dla nauczycieli oraz przeszłość, teraźniejszość i przyszłość republik Federacji. I dodatkowa plansza:
   "Wasze lajki i komentarze pomagają propagować to wideo. Proszę, pomóżcie nam walczyć z propagandą w szkołach!"

Przykłady innych tematów:

  • Ukraina XV-XVI wieku z Litwą i Polską (napisy ang): link
  • Jak rodzono i wychowywano dzieci w różnych epokach (audio&napisy ang): link
  • Agatha Christie: dlaczego kochamy powieści detyktywistyczne? (audio&napisy ang): link
  • Zimna wojna (audio&napisy ang): link
  • Walt Disney. Mistrz uniwersum i mały tyran (audio&napisy ang): link
  • Młodzieżowy bunt lat 1960s: Seks, narkotyki i rock'n'roll (możliwe autotłumaczenie z napisów rosyjskich): link
  • Rosja w 1990s (możliwe autotłumaczenie z napisów rosyjskich): link
UmytaPacha userbar
Budo

@UmytaPacha bycie opozycjomnistą w jakimkolwiek niedemokratycznym państwie nie jest lekkie, a bycie opozycjonistą w Rosji, albo wobec Rosji to już level very hard. Dziwię się trochę takim ludziom, tak jak się dziwiłem jak Nawalny wrócił do Rosji...

Zaloguj się aby komentować

Tajemnicze Szybkie Blyski Radiowe (FRB) chyba powoli przestają być aż tak nieodgadnione. Wiemy, że wytwarzają je magnetary, specyficzne gwiazdy neutronowe o bardzo silnym polu magnetycznym. Samemu procesowi ostatnio przyjrzały się dwa obserwatoria rentgenowskie NuSTAR i NICER, które zwróciły się w stronę SGR 1935+2145 (piękna nazwa) jakiś czas przed i po wyemitowaniu błysku. Naukowców zastanowiła zmiana prędkości obrotowej obiektu oraz spora aktywność w zakresie bardzo energetycznych fal rentgenowskich i gamma tuż przed FRB.

#astronomia #kosmos #nauka #ciekawostki

https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/nowe-wskazowki-dotyczace-tajemniczych-sygnalow-z-glebi-kosmosu
SZWIERZAK

Kiedys myslalem ze to sygnaly od kosmitow...

MiernyMirek

@SZWIERZAK pierwsze namierzenie pulsara bodaj w latach 60-70 tych XX wieku, też było kojarzone z kosmitami. Jeśli mnie pamięć nie myli, to babka na karcie z zapisem sygnału dopisała "LGM?" (little green men).

Zaloguj się aby komentować